Polskie Linie Lotnicze LOT zostały w minionym tygodniu po raz kolejny uhonorowane prestiżowym tytułem najlepszego przewoźnika lotniczego z Europy Wschodniej. Nagrodzono je również za uruchomienie bezpośredniego połączenia między Budapesztem i Nowym Jorkiem.
Nagrodę przyznał prestiżowy amerykański „Global Traveler”, a o wyborze decydowali w ankietach czytelnicy magazynu adresowanego do wysokich rangą menedżerów międzynarodowych korporacji. Warto tu przypomnieć, że miesiąc temu LOT został również uznany za najcichszego przewoźnika w rankingu FlyQuiet prowadzonym przez londyńskie lotnisko Heathrow.
Wysokie noty wydane przez biznesmenów polskiemu przewoźnikowi nijak się mają do tego, co wypisują na temat LOT w internecie i w niektórych mediach nasi rodzimi „światowcy”. Od dawna czytam w mediach społecznościowych zabarwione polityczną obsesją drwiny z LOT. Że to beznadziejna linia, że „gdy gdzieś lecę, to nigdy nie korzystam z LOT”. Gdyby pisał to anonimowy troll, uznałbym, ze mam do czynienia z frustratem, którego umysłowe horyzonty wyznaczają lektura „Wyborczej” i narzekania podczas imienin u cioci. Ale są to ludzie publicznie aktywni, którym zdarzyło się przecież bywać w świecie. Mam więc coraz większe wrażenie, że ci rzekomi „światowcy”, którzy tak biadolą na własny kraj, bywają może za granicą, ale kompleksy (bo chyba nie brak rozumu) nie pozwalają im zrozumieć tego, co wokół widzą.
To oczywiście prawda, że nie wszystko w LOT działa jak powinno. Największym problemem są usterki techniczne z silnikami pierwszych serii Dreamlinerów i trudności producenta silników – firmy Rolls-Royce – z wyeliminowaniem tych mankamentów. Skutek jest taki, że jeden, dwa samoloty są ciągle uziemione, co powoduje perturbacje z rozkładem i wymaga wypożyczania samolotów zastępczych. Wadliwe silniki mają zostać ostatecznie wymienione na nowe do końca 2019 roku. Inny problem to defekty samolotów Dash-8 kupionych okazyjnie – tak, tak, będę złośliwy – z wielkim hukiem za czasów PO (dobrze pamiętam te utrzymane w putinowskim stylu zdjęcia Donalda Tuska w kabinie). Wielka okazja cenowa (której wyjaśnienie jest proste: samolotów nikt nie chciał kupić) okazała się teraz uciążliwym kłopotem. A samolotów nie da się tak łatwo wymienić, choćby z uwagi na koszty, terminy dostaw i konieczność szkolenia załóg.
Jednak na wszystko trzeba patrzeć z odpowiedniej perspektywy. Nie chodzi bowiem o to, aby rzeczywistość lukrować, ale żeby trzymać się faktów. Problemy z Dreamlinerami (i Dashami) ma większość linii lotniczych użytkujących te typy samolotów. Podobnie rzecz się ma z opóźnieniami lotów. Hejterzy piszą, że LOT – w odróżnieniu od obcych przewoźników – notorycznie się spóźnia. Czyżby? Moje własne doświadczenia podpowiadają mi coś zupełnie odwrotnego, ale lepiej sięgnąć do statystyki. Wedle danych FlightStats LOT nie odbiega od średniej europejskiej, w listopadzie polski przewoźnik znalazł się na 15. pozycji w rankingu Global Airlines z punktualnością przewyższającą 80 proc. Dla porównania Lufthansa zajęła tu 23. miejsce, British Airways – 30., a Air France – 11 (na pierwszej pozycji znalazły się japońskie linie ANA). LOT, obsługując dziś ponad 100 kierunków z maksymalnym wykorzystaniem posiadanej floty, radzi sobie całkiem nieźle, a na pewno nie gorzej niż inni. Kłopot z hejterami polega zatem nie tylko na tym, że przesadzają, ale też na tym, że podają dane wyrwane z kontekstu.
Szkopuł tkwi bowiem nie w jakości usług świadczonych przez polskiego przewoźnika, ale w polityce. Polskie Linie Lotnicze LOT są postrzegane jako jeden z symboli sukcesu obecnego rządu. Wyciągnięte z poważnych tarapatów stały się dziś poważnym graczem w naszej części Europy, przewożąc w mijającym roku 9 mln pasażerów (w 2013 – 4,6 mln) i skutecznie rywalizując na regionalnym rynku z czołowymi przewoźnikami, w tym przede wszystkim z grupą Lufthansy. LOT jest zwalczany, bo jego ostatnie osiągnięcia są również rezultatem strategii gospodarczej PiS.
Ostatnio jednak pojawiły się nowe nuty, otóż twierdzi się, że gdyby nie pomoc publiczna udzielona liniom przez rząd Tuska, to dziś PiS nie mógłby chwalić się sukcesami LOT. To kolejna manipulacja. Otóż, owszem, rząd Tuska zdecydował się w 2013 roku na pomoc publiczną dla LOT, ale stało się to dopiero po wybuchu afery Amber Gold i po bankructwie linii OLT. Nie ma oczywiście dowodów na to, że rząd PO-PSL świadomie chciał doprowadzić LOT do upadku, ale można z całą pewnością stwierdzić, że dopuszczał taką możliwość i nie dostrzegał w posiadaniu przez Polskę narodowego przewoźnika większej wartości. Świadczą o tym słowa Donalda Tuska z 2013 roku: „Najwyższy czas zerwać z doktryną, że LOT to firma, którą należy ratować za wszelką cenę, niezależnie od realiów. Tylko dlatego, że nazywa się LOT i że ma piękną tradycję, albo dlatego, że nacisk związków zawodowych jest tak silny, że poszczególni urzędnicy kapitulują przed tym naciskiem” – mówił wówczas Tusk. LOT przetrwał zatem nie dzięki dobrej woli Tuska, ale dlatego że nie było już wówczas żadnej alternatywy.
LOT kole w oczy antypisowskich hejterów, bo jego najnowsza historia ciągle przypomina o nieudolności lub złej woli platformianej ekipy. Tak samo jest z programem 500+, na który rzekomo brakowało pieniędzy, z wyciekiem miliardów wyłudzonych z podatku VAT, z aferą reprywatyzacyjną w Warszawie, z podniesieniem wieku emerytalnego, czy z relokacją imigrantów. Rząd PO-PSL twierdził, że w tych sprawach nic się nie da zrobić. A jednak dało się. I to z powodzeniem. I właśnie tego powodzenia antypis szczerze nie może znieść.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/427569-lot-wygrywa-w-europie-wschodniej-komu-to-przeszkadza