Sporządzony przez departament audytu wewnętrznego SK Banku raport jasno wskazywał, że nastąpiła koncentracja udzielonych kredytów u powiązanych ze sobą podmiotów, głównie jednego dewelopera. Dodatkowo, mimo, że jedna firma z grupy kapitałowej nie spłacała zaciągniętej pożyczki, to bank lekką ręką dawał kolejne kredyty innym, powiązanym kapitałowo i osobowo. To było jaskrawe zagrożenie stabilności finansowej. Komisja Nadzoru Finansowego nie zareagowała od razu.
Dopiero kiedy ktoś przekazał dokumenty warszawskim śledczym, w rękach prokuratury i CBA znalazły się dokładne wyliczenia i zestawienia, które pokazywały nie tylko, że udzielano bezprawnie kredytów podmiotom powiązanym, ale też, że szefostwo SK Banku miało pełną wiedzę o tym procederze i aprobowało takie działania.
Niedługo później funkcjonariusze biura weszli do siedziby SK Banku i do mieszkań siedmiu osób z kierownictwa banku w tym do prezesa i członków zarządu. Dzień później do siedziby największego z klientów – spółki deweloperskiej Dolcan. Z dokumentacji SK Banku wynikało, że spółki powiązane osobowo i kapitałowo z Dolcanem otrzymały aż połowę wszystkich kredytów udzielonych przez upadły bank – prawie 1,5 mld zł.
Powiązany z interesami banku Dariusz U. pseudonim „Uzi” postanowił wykorzystać swoje stare wojskowe kontakty w Komisji Nadzoru Finansowego. Powiadomił urzędników o znanych mu nieprawidłowościach w SK Banku. To by nie wystarczało do podjęcia przez Komisję jakichkolwiek działań. Całą siłę departamentu nadzorującego bankowość spółdzielczą rzucono na SKOK-i. To tam miały być problemy i bankructwa. Nie w bankach spółdzielczych, które przecież od początku były pod nadzorem KNF-u. Komisja do tej pory zostawiał silny i prężnie rozwijający się BS Wołomin w spokoju. Mimo wielu niepokojących sygnałów do tamtej pory nie przeprowadzono np. kontroli przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy.
Ale „Uzi” miał mieć wejścia gdzie trzeba. Przez swoich znajomych miał prosić o dokonanie pilnej inspekcji. Tak też się stało. Kontrolerzy wiedzieli, czego szukać. Wnioski były negatywne. Komisja nakazała opracowanie i wdrożenie planu naprawczego w dwa miesiące. A to kompletnie niewykonalny termin. To dało KNF możliwość wprowadzenia zarządu komisarycznego. Rozpoczęło się poszukiwanie banku, który by przejął Wołomin.
Prezes SK Banku próbował interweniować. Osiągnął jednak tylko jedną korzyść. Dowiedział się wcześniej o zamiarze wprowadzenia komisarza i błyskawicznie wypłacił pieniądze ze swojego prywatnego konta. Według pracowników banku, było to ponad pięć milionów złotych. Takich pieniędzy nie mógł osiągnąć z samego kierowania bankiem spółdzielczym, gdzie pensje zarządu są wielokrotnie niższe niż w bankach komercyjnych. Skąd więc tak duże środki? Oficjalnie pochodziły z różnych umów zleceń. Część od podmiotów zarejestrowanych na Ukrainie. Ale, jak twierdzi, nikogo tam nie znał.
Ostatecznie jednak również plan urzędników KNF zakończył się kompletną porażką. Żaden bank nie był zainteresowany przejęciem Wołomina, w którym braki w kapitale sięgały 1,6 mld zł, przy wartości aktywów 1,4 mld zł. Bank upadł, a dziś zarówno „UZI” jak i zarząd banku, a nawet urzędnicy KNF mogą mieć powody do niepokoju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/424603-zamieszani-w-upadlosc-sk-banku-mieli-miec-znajomosci-w-knf
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.