Poprosiły o pomoc w naprawie usterek w samochodzie, a potem chciały wystawić mechanikowi mandat. Dwie urzędniczki z Urzędu Skarbowego dokonały żenującej prowokacji. Sprawa przed sądami ciągnie się już rok.
Wydarzenie opisał regionalny, warmińsko-mazurski „Goniec Bartoszycki”. W listopadzie ubiegłego roku pod warsztat samochodowy w Sędławkach k. Bartoszyc podjechała Toyota Avensis. W środku siedziały dwie kobiety. Podkreślały, że jadą w bardzo daleką trasę, a spaliła się im żarówka. Jako, że zakład był już zamknięty, choć jeszcze pracownicy zajmowali się swoimi zajęciami, to panie błagały o to, żeby im pomóc.
Spieszyłem się wtedy do lekarza. Gdy wyjeżdżałem z zakładu zobaczyłem Toyotę Avensis z dwiema paniami. Zapytały mnie, czy mogą wymienić żarówkę w aucie. Do jednego z pracowników powiedziałem, aby wymienił im tę żarówkę, a sam odjechałem
— relacjonuje „Gońcowi Bartoszyckiemu” Władysław Suszko, właściciel zakładu.
Okazało się, że nie działa przednia i tylna lampa. Mechanik wziął się za naprawę usterek. W przedniej podłączył odłączony kabel, a w tylnej wymienił spaloną żarówkę. Nie było takiej w warsztacie, to mężczyzna skorzystał ze swojej prywatnej.
Po kilku minutach pracownik zadzwonił do mnie, abym wracał, bo jest kontrola z urzędu skarbowego. Powiedziałem jeszcze, że nie mam czasu i żeby przyjechali za kilka dni, ale usłyszałem, że to te panie z toyoty, więc wróciłem
– dodaje Suszko.
Okazało się, że całe wydarzenie było elementem prowokacji, którą zorganizowały pracownice Urzędu Skarbowego w Bartoszycach. Za naprawę lamp mechanik wziął 10 zł. Działo się to po zamknięciu zakładu, a więc po wykonaniu tzw. dziennego raportu kasowego. Czynność ta oznacza zakończenie dnia pracy i nie przyjmuje się już wtedy wpłat od klientów i nie wydaje paragonów.
W warsztacie zapytałem, o co chodzi. Panie zaproponowały mi mandat 500 złotych za to, że za wymianę żarówki nie został wystawiony paragon fiskalny. Zdziwiło mnie to i zapytałem, czy żądałem od tych pań jakichś pieniędzy? One odpowiedziały, że dały pieniądze pracownikowi. Chodziło o 10 złotych
– wyjaśnia właściciel warsztatu.
Kiedy panie usłyszały ode mnie, że nic od nich nie żądałem, postanowiły ukarać 500-złotowym mandatem mego pracownika. Tłumaczyłem im, że ten pracownik nie jest uprawniony do obsługi kasy fiskalnej, że zrobiłem już raport dzienny, że dał im prywatną żarówkę. One jednak upierały się przy mandacie. Powiedziałem pracownikowi, aby go nie przyjmował i go nie przyjął
– dodaje.
Z powodu odmowy przyjęcia mandatu urzędniczki sporządziły wniosek do sądu o ukaranie za wykroczenie skarbowe. Sąd w Bartoszycach uznał mechanika winnym, lecz odstąpił od wymierzenia mu kary.
Naczelniczka miejscowego Urzędu Skarbowego Małgorzata Sipko odwołała się od wyroku. Kolejna rozprawa zakończyła się takim samym wyrokiem.
Jak podaje „Goniec Bartoszycki”, Mechanik bronił się przed sądem, że wydał kobietom swoją rzecz, czyli zawarł z nimi umowę sprzedaży jako osoba fizyczna. To oznacza, że paragon nie jest potrzebny, a podatek płaci się, jeśli wartość transakcji przekracza 1000 zł.
Pytano mnie w sądzie, ile kosztowała żarówka, więc odpowiedziałem, że 4-5 złotych. Wychodzi na to, ze cała sprawa toczy się o ten „naddatek” w wysokości 5-6 złotych, bo wziąłem 10 złotych
– podkreśla mechanik.
Gdy sąd dwukrotnie uznał mechanika winnym i odstąpił od wymierzenia mu kary, naczelnik US w Bartoszycach znów złożyła apelację. Według niej, mężczyzna powinien być ukarany grzywną w wysokości 600 zł, bo:
„wyrok nie spełnia swej funkcji w zakresie prewencji ogólnej i szczególnej”.
Apelacja odbędzie się 20 listopada.
„Goniec Bartoszycki”, rs.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/421238-zenujaca-prowokacja-urzedniczek-skarbowki