Kondycja sektora budowlano-inżynieryjnego zależy w dużej mierze od cyklów koniunktury. Gdy wszystko gra w gospodarce, firmy te prosperują i rosną w siłę dodając dużą wartość do gospodarek na całym świecie. Jednak bywa również, że okazują się pierwszymi ofiarami załamania koniunktury. Kłopoty Astaldi zaczęły się w… Wenezueli wraz z formalną utratą płynności przez ten kraj w listopadzie ubiegłego roku. Od tego momentu rodzina Astaldi próbuje ratować własny biznes szukając inwestorów i/lub nabywców na instrumenty dłużne. Dotąd bezskutecznie. A najmniejsza nawet oznaka utraty płynności w tego typu firmach wywołuje panikę wśród inwestorów i ich ucieczkę, tak jak miało to miejsce przed niespełna rokiem, gdy wartość akcji Astaldi na giełdzie w Mediolanie spadła w ciągu zaledwie kilku dni z ponad 6 do niespełna 2,5 euro.
Firmy budowlano-inżynieryjne są też praktycznie nie do uratowania (!), chyba że światły właściciel podejmie odpowiednie kroki zawczasu lub też zdecyduje się na pokaźny zastrzyk gotówki. Wiem to z autopsji. Kiedy pracowałem dla globalnej amerykańskiej firmy zajmującej się naprawą przedsiębiorstw z niemal wszystkich branż, to odstępstwem od reguły był właśnie sektor inżynieryjno-budowlany. Dlaczego? Bo takie spółki opierają swą działalność o długoterminowe kontrakty, a w wielu przypadkach zamawiającym bywa państwo, z którym negocjacje mogą okazać się niezwykle trudne – nierzadko też naznaczone lokalną polityką… Można jednak taką niedogodną sytuację odwrócić, jeśli urzędnikom zależy na terminowym oddaniu do użytku prestiżowej inwestycji jak most, droga czy linia metra. I z takim ekstremalnym wręcz przypadkiem mieliśmy do czynienia w Warszawie przy okazji budowy II linii metra, kiedy władze centralne i urzędnicy Gronkiewicz – Waltz zdecydowali się dopłacić do przedsięwzięcia ot, tak 1,5 miliarda złotych. Winę zrzucono na rzekę Wisłę, która zalała stację metra w budowie i podmyła pobliski tunel…, bo decyzje budowlane opierano na ekspertyzie 80-letniego profesora emeryta, którego trudno by wtrącać do więzienia… Zakładnikami w wielomiesięcznych „negocjacjach” okazali się mieszkańcy i kierowcy w totalnie zakorkowanej w owym czasie stolicy.
Jak będzie tym razem? Nie wygląda to dobrze, gdyż Astaldi w ciągu kilku ostatnich miesięcy zszedł z kilku budów w Polsce zrywając kontrakty. W przypadku tunelu do wyspy Uznam prac na szczęście nie rozpoczęto. Podobnie, jeśli chodzi o szybką kolej w Warszawie. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku budowy linii kolejowej Lublin-Dęblin, gdzie polscy podwykonawcy zdążyli ponieść wysokie koszty realizacji przedsięwzięcia zanim Włosi zerwali umowę. Z drugiej strony warszawski ratusz zapewnia, że nic nie grozi budowie II linii metra… Co więcej, zawarł niedawno kolejny kontrakt z Astaldi!!! Warto w tej sytuacji przypomnieć, że włoscy wykonawcy dalej formalnie budują tj. nie zerwali kontraktów na tunel pod Ursynowem w ramach obwodnicy Warszawy, czy też tunel, który miał usprawnić ruch na Zakopiance, a także wiele, wiele innych pomniejszych przedsięwzięć… I wiem co mówię i radzę, bo sam w swoim czasie zostałem odnajęty przez krwiożerczy obcy kapitał, by ratować płynność głównego wykonawcy mostów w naszej ukochanej stolicy! Wtedy się udało.
Z perspektywy interesu Państwa Polskiego wywrotka Astaldi z pewnością znacznie opóźni projekty kolejowe i być może warto je po ostrożnym due delligence zwyczajnie zrepolonizować. Czy znajdą się chętni? Jeśli nie, to co z polskimi podwykonawcami?! Co też z ekspozycją banków działających na naszym rynku, bo Astaldi na przestrzenni lat wybierał warte miliardy „rodzynki” z polskiego tortu?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/414851-budowlane-kolo-fortuny-miazdzy-astaldi