Jednak, co jest zgodne również z moją prognozą, Fitch w przyszłym roku spodziewa się niższego wzrostu gospodarczego w Polsce. Oznacza to pewne wyhamowanie gospodarcze
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Marek Zuber, ekonomista.
wPolityce.pl: Agencja ratingowa Fitch podtrzymała dynamikę wzrostu gospodarczego dla Polski. W 2017 r. na poziomie 4,0 proc., w 2018 r. w wysokości 3,2 proc. Co to oznacza?
Marek Zuber: Obserwujemy dość szybki wzrost gospodarczy. Nie ma co do tego wątpliwości. Jesteśmy w okresie koniunktury gospodarczej. Rozwija się nie tylko Polska. W zasadzie cały świat jest na plusie. Poprzednio taka sytuacja była w 2006 i 2007 r. Sporo krajów Europy rozwija się jednak szybciej niż my. Najlepszym przykładem jest Rumunia, która rozwija się w tempie 9 proc.
Z czego wynika szybki rozwój Rumunii? Z ogromnej obniżki podatków?
Dobre pytanie. Czekamy na dane dotyczące części składowych Produktu Krajowego Brutto. Obniżka podatków dała dużo. Jednak w tym roku sytuacja się nieco pogorszyła, jeżeli chodzi o przyrost wpływów podatkowych. Zwłaszcza po pierwszej obniżce VATu mieliśmy bardzo spektakularną sytuację. Wpływy z podatku VAT wyraźnie wzrosły. Wpływ na szybki rozwój Rumunii ma również to, że Rumuni więcej kupują. Nastąpił tam również wyraźny wzrost wynagrodzeń, eksportu i inwestycji zagranicznych. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy inwestorzy rozpatrując, gdzie inwestować, czy w Polsce, czy w Rumunii, wybierali Rumunię. Trochę wynika to również z efektu bazy, bo Rumunia jest jednak trochę biedniejszym krajem niż my. Uzyskanie efektów jest więc łatwiejsze.
Ale wracając na nasze podwórko – generalnie rating Fitch to dobra informacja. Jeżeli Fitch mówi o 4 proc., zakłada, że czwarty kwartał będzie słabszy. W pierwszym kwartale był wzrost na poziomie 4 proc. Wszystko wskazuje, że w trzecim będzie powyżej 4,5 proc. to oznacza, że czwarty kwartał musi być słabszy. Generalnie są to dobre informacje. Jednak, co jest zgodne również z moją prognozą, Fitch w przyszłym roku spodziewa się niższego wzrostu gospodarczego w Polsce. Oznacza to pewne wyhamowanie gospodarcze.
Z czego ono wynika?
Pojawiają się dwa zagrożenia, jeżeli chodzi o krótkoterminowy wzrost gospodarczy w Polsce. Toczy się dyskusja związana z nacjonalizacją, którą obserwujemy w Polsce i etatyzacją. Piękne hasło unarodowienia tak naprawdę oznacza nacjonalizację. Osobiście jestem przeciwnikiem tego kierunku, ale to czynnik długookresowy. W krótszym okresie mamy tak naprawdę dwa poważne zagrożenia.
Jakie?
Pierwsze, świat. Trzeba zwrócić uwagę, że Stany Zjednoczone są w ósmym roku hossy. Jeżeli patrzymy na wzrost gospodarczy w USA po II wojnie światowej widać, że mniej więcej co siedem-osiem lat następuje wyhamowanie gospodarki. Nie musi od razu nastąpić recesja, ale z całą pewnością będziemy obserwować dość mocne wyhamowanie. Możemy mieć nadzieję, że okres hossy będzie dłuższy z uwagi na sytuację po wielkim kryzysie w latach 2008-2009. Być może ze względu na rewolucję łupkową, która sprawiła, że amerykański przemysł korzysta z najtańszej energii na świecie.
Być może ten okres się wydłuży.
Ale o ile może się wydłużyć? Wyhamowanie gospodarki amerykańskiej jest zagrożeniem i dla nas. Jeżeli Stany wyhamują, spowolni gospodarka na całym świecie, także i w Polsce. Głównymi czynnikami wspierającymi rozwój gospodarki jest eksport i konsumpcja. Ale konsumpcja wynika z poprawy koniunktury, czyli głównie z eksportu. Taka jest brutalna prawda. Spadek bezrobocia, wzrost wynagrodzeń, to również głównie wynika z koniunktury, która związana jest z tym, że sprzedajemy więcej, bo inne kraje się dobrze rozwijają. W jakiejś niewielkiej mierze konsumpcja wynika także z podniesienia minimalnych wynagrodzeń i 500+. Z tym, że efekt 500+ jest naprawdę na niewielkim poziomie, najwyżej 0,2 proc. w tym roku. Bardziej ten program działa na poziomie psychologicznym. Argument, że 500 + rozkręciło polską gospodarkę jest nieprawdziwy.
A drugie zagrożenie?
Ono wynika z problemów z inwestycjami krajowymi. W 2016 r. doszło do załamania inwestycji. Trzeci kwartał pod względem inwestycji to minus 8 proc., czyli generalnie załamanie. W tym roku, póki co, nie ma odbicia od tego niskiego poziomu. Za całe pierwsze półrocze 2017 r. mamy wzrost inwestycji o 0,4 proc. Biorąc pod uwagę zeszłoroczne spadki, to śmiech na sali.
Nie wiemy, jakie są dane za trzeci kwartał.
Minister Morawiecki twierdzi, że nastąpił 5-7 proc. wzrost. Ale dane o inwestycjach, które GUS podał w zeszłym tygodniu, wskazują, że niekoniecznie tak musi być. Mamy do czynienia z boomem inwestycyjnym w samorządach. Musimy jednak poznać dane o inwestycjach w firmach. To jest dzisiaj realny problem, który może zwiększyć się w przyszłym roku. Tym bardziej, że mamy bardzo wyraźny wzrost wynagrodzeń. Do tego dochodzą ludzie, którzy przechodzą na emeryturę w wyniku obniżenia wieku emerytalnego. W sumie wzrost wynagrodzeń może w przyszłym roku być dwucyfrowy. Jeżeli tak będzie, firmom wzrosną koszty. Jeżeli to nastąpi, firmy podniosą ceny, więc pewnie będziemy obserwować wzrost inflacji w Polsce.
Nie uważa pan, że już obserwujemy wzrost inflacji?
Tylko, że na razie inflacja wynika głównie ze wzrostu ceny żywności. W październiku żywność wzrosła o prawie 6 proc. Moim zdaniem, inflacja kosztowa, wynikająca ze wzrostu pensji, mocniej uwidoczni się w przyszłym roku.
Jakie będą jej skutki?
Może zagrozić konkurencyjności polskich małych i średnich przedsiębiorstw i hamować wzrost gospodarczy w 2018 r. Trzeba również spojrzeć na powody, dlaczego nie ma inwestycji. Wzrost wydajności może być tym czynnikiem, dzięki któremu nie będziemy obserwowali poważniejszych problemów. Jeżeli będzie rosła wydajność, można podnosić pensje. Ale jak ma rosnąć wydajność, kiedy nie ma inwestycji. Wydajność wynika z wydatków inwestycyjnych. W latach 2013-2014 wydajność rosła bardziej niż płace, to przede wszystkim wynikało z inwestycji zagranicznych. Tak naprawdę nie dotyczyło to małych i średnich polskich firm. Podsumowując, skoro firmy nie inwestują trudno mówić o wzroście wydajności. Jeżeli będzie nacisk na wzrost wynagrodzeń, to spowoduje zmniejszenie marż i prawdopodobnie wymusi wzrost cen, a to z kolei, może ograniczyć wzrost eksportu.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/369078-nasz-wywiad-marek-zuber-o-prognozach-agencji-fitch-dla-polski-obserwujemy-dosc-szybki-wzrost-gospodarczy-nie-ma-co-do-tego-watpliwosci