Drobny handel i hurtownicy nigdy nie wynegocjują od producentów tak niskich cen jak dyskonty
— mówi Maciej Ptaszyński w rozmowie z Ewa Wesołowską dla wPolityce.pl.
Za pół roku wchodzi w życie ustawa ograniczająca dodatkowe opłaty, które dziś wielkie sieci handlowe narzucają producentom branży spożywczej. Czy jest możliwe, że w związku z tym, od lipca ceny żywności w dyskontach wzrosną?
Myślę, że ceny produktów na półkach nie ulegną większej zmianie, bo konkurencja pomiędzy sieciami jest tak duża, że nie bardzo mogą one sobie pozwolić na podwyżki. Być może będzie mniej różnego rodzaju super promocji, wyprzedaży.
Dla tradycyjnych sklepów to lepiej
Może i lepiej, bo nie będą musiały tak gonić z promocjami dyskontów – których i tak nie da się dogonić. Ale ustawa nie sprawi, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zniknie różnica w cenach pomiędzy dyskontami, a sklepami tradycyjnymi. Drobny handel i hurtownicy nigdy nie wynegocjują od producentów tak niskich cen jak dyskonty. Jak powiedział jeden z prezesów polskiej sieci handlu niezależnego, dyskonty są w stanie taniej sprzedać klientowi niż on może kupić od producenta. I to święta prawda. Np. czekolady są w tradycyjnym sklepie o 17 proc. droższe niż wielkiej „sieciówce”, chipsy o 19 proc. droższe a batony nawet o 24 proc.
Ale producenci mogą powiedzieć, „nie zgadzamy się już na tak duże rabaty dla dyskontów”. Wielu narzeka, że balansuje na krawędzi rentowności, że opłaty dla sieci stanowią już połowę tego, co klient płaci w sklepie.
Może narzekają, ale proszę pamiętać, że duży producent zrobi wszystko, żeby dyskont od niego kupował. Nawet jeśli ma sprzedawać towar po kosztach, to zrobi to, bo i tak zarobi na efekcie skali ogromne pieniądze. Proszę zauważyć, że jak największy dyskont ma 40 mld zł obrotu rocznego i ok. 2 tys. rodzajów produktów na półkach, to na jeden rodzaj asortymentu przypada średnio 20 mln zł. Żaden liczący się producent z takich obrotów nie zrezygnuje. Najwyżej odbije to sobie na innych odbiorcach, czyli na tradycyjnych sklepach i hurtowniach.
Ustawa nie ograniczy więc tzw. przewagi kontraktowej wielkich sieci? Nadal będą one dyktować warunki dostawcom?
Żeby ustawa zadziałała producent, który nie godzi się na warunki sieci, będzie musiał złożyć donos do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. To bardzo ryzykowne w branży.
Prezes UOKiK wszczyna postępowanie z urzędu więc nie musi ujawniać nadawcy wniosku.
Ale w branży wszyscy wiedzą, kto dostarcza jaki towar i do kogo. Sieć szybko się zorientuje, kto złożył donos. A jak ta informacja rozejdzie się, to producent jest skończony. Myślę, że ta ustawa cementuje jeszcze bardziej duże sieci z dużymi producentami. Dlaczego „producent jest skończony”?
Bo nie wyobrażam sobie, żeby np. największe firmy, które kontrolują 95 proc. rynku sprzedaży piwa i cydru, zwróciły się ze skargą do prezesa UOKiK na jeden czy drugi dyskont. Proszę zauważyć, że w przypadku większości kategorii artykułów spożywczych aż 80-90 proc. produkcji robi 3-5 międzynarodowe koncernów w danej kategorii. Nawet tzw. „polskie marki” są w zagranicznych rękach.
Chce pan powiedzieć, że polska żywność jest produkowana przez międzynarodowe koncerny i sprzedawana w zagranicznych sieciach. I że oni dogadają się między sobą. A co z polskimi firmami i konsumentami?
No cóż, kilku polskich producentów radzi całkiem nieźle. Spółki z rodzimym kapitałem mają większościowy udział w rynku np. serów i nabiału, przetworów owocowo-warzywnych, ciastek, żywności w puszkach, makaronów, drobiu. Tradycyjny handel w Polsce, na tle innych krajów Unii Europejskiej, też ma się relatywnie nieźle. Jego udział w rynku maleje, ale jest i tak dwa razy większy niż w Niemczech czy we Francji.
To znaczy, że może nie jest idealnie, ale wielkiego larum nie ma co robić?
Nie cofniemy czasu i nie odwrócimy pewnych procesów. Możemy jednak sprawić, żeby tradycyjny polski handel stał się silniejszy np. poprzez konsolidację. Dobrym przykładem jest tu sieć Lewiatan, która umożliwia właścicielom rodzimych sklepów wspólne akcje marketingowe, wspólne negocjowanie warunków zakupowych. Lewiatan nie może się co prawda mierzyć jeżeli chodzi o skalę z Biedronką, bo ma 9 mld zł obrotu rocznego, ale w porównaniu z innymi sieciami, to już jest naprawdę liczący się gracz.
A co z polskimi małymi producentami?
Małe polskie firmy mogą być najbardziej poszkodowane przez tzw. ustawę o przewadze kontraktowej. Zwłaszcza te, które starają się wejść do sieci.
Dlaczego?
Bo wielkie sieci mogą przebierać w dostawcach produktu jak w ulęgałkach. Żadna z nich nie zaryzykuje podpisania umowy z niesprawdzonym producentem, który może złożyć donos do UOKiK. Jak już powiedziałem, bezpieczniejsze dla sieci będą duże firmy.
Czy Polska Izba Handlu ma jakoś pomysł, by zacieśnić współpracę tradycyjnych sklepów i mniejszych producentów?
Pracujemy nad tym. Małe sklepy potrzebują z jednej strony możliwości odróżnienia się od dyskontów i tutaj lokalne czy regionalne produkty mogą być ważnym narzędziem. Z drugiej strony, widać konieczność zrzeszania się sklepów w ramach sieci partnerskich czy franczyzowych, dzięki czemu będą mogły otrzymać niezbędne wsparcie marketingowe w postaci znanej marki promocji, gazetek czy reklam. Staramy się wspierać polskich przedsiębiorców we wzajemnej komunikacji
Rozmawiała Ewa Wesołowska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/328513-nasz-wywiad-dyrektor-polskiej-izby-handlu-mozemy-sprawic-zeby-tradycyjny-polski-handel-stal-sie-silniejszy