Czy wobec tego te wskaźniki wzrostu, które obecnie mamy założone w budżecie - 3,4 proc. w tym roku i 3,6 proc. w przyszłym - zostaną zachowane, czy dopuszcza Pan opcję rewizji tych prognoz?
To zostaje dzisiaj zachowane. Uważam, że po spowolnieniu w czwartym kwartale tego roku i w pierwszym kwartale przyszłego roku, wzrost PKB przyspieszy w drugim, trzecim i czwartym kwartale 2017 roku. Wpłynie na to popyt inwestycyjny; zwiększone inwestycje publiczne, bo prywatne rosną w przyzwoitym tempie 4,5 proc. za pierwsze półrocze. Natomiast rzeczywiście inwestycje publiczne musimy mocniej rozkręcić. Apelujemy do samorządów, które nadzorują inwestycje, zwłaszcza urzędów marszałkowskich, o ich przyspieszenie. To inwestycje w samorządach idą bowiem bardzo wolno i to one w dużym stopniu przyćmiły ten wzrost gospodarczy. Dlatego, wraz z ministrem Jerzym Kwiecińskim robimy wszystko, żeby uprościć zasady wydatkowania pieniędzy z UE przez samorządy i zachęcić je do inwestowania. Te uproszczenia częściowo już zostały ogłoszone, a kolejne - na które mamy już zgodę Komisji Europejskiej - ogłosimy w ciągu najbliższych kilku dni.
W środę Sejm przegłosował skrócenie wieku emerytalnego, czy - m.in. w kontekście danych o PKB - nie widzi Pan zagrożeń wynikających z tego posunięcia?
Są decyzje polityczne, które mają wpływ na życie gospodarcze. Trzymam się jednak tego, że wszystkie zobowiązania przedwyborcze, które podjęła partia dzisiaj rządząca, muszą być wykonane i ja to absolutnie rozumiem. Rozumiem też tych ludzi, którzy pracują 40 lat i nagle ten wiek emerytalny - bez żadnej dyskusji społecznej - został im podwyższony. Więc ja tę decyzję jak najbardziej popieram, i od strony politycznej, społecznej, ona jest zrozumiała.
Natomiast wszyscy rozumiemy również, że od strony gospodarczej rzeczywistość jest już bardziej skomplikowana - z jednej strony czasami warto rzeczywiście, żeby osoba, która już jest wypalona i chce przejść na emeryturę, miała ku temu możliwości. A z drugiej strony nie warto wypychać z rynku pracy tych ludzi, którzy chcą na nim zostać. A wiadomo, że my myślimy również przez pryzmat bodźców ekonomicznych, finansowych.
Dlatego też m.in. będziemy starali się zachęcić ludzi do pozostania na rynku pracy, ale oczywiście tych, którzy będą chcieli - dobrowolnie, trochę tak, jak z sześciolatkami. Jak chcemy, dziecko idzie do pierwszej klasy w wieku sześciu lat, a jak nie - to od siedmiu lat. Tutaj podobnie - jak ktoś będzie chciał przejść na emeryturę, to będzie mógł. Do tego się zobowiązało PiS i bardzo dobrze, że to zobowiązanie zostanie wykonane. Nie znaczy to, że wszystkich wypychamy na emerytury, wręcz przeciwnie.
A czy jest możliwe wprowadzenie zakazu pracy dla osób, które pobierają emerytury?
O nie, nie sądzę, żeby była taka opcja - jesteśmy w wolnym kraju i nie ma zakazu pracy. Za 10 lat jednak wszyscy obudzimy się w nieco innym świecie - w wielu miejscach pracę będą wykonywać maszyny, a to oznacza, że musimy przebudować nasze życie gospodarcze. Coraz głębiej myśleć o tym, w jaki sposób dać możliwości życia i pracę ludziom, którzy będą wypychani przez ten świat cyfrowy i nową gospodarkę. Pamiętajmy jednak, że z każdą rewolucją przemysłową, technologiczną pojawiały się obawy związane z zawężaniem rynku pracy, a potem okazywało się, że pojawiały się zupełnie nowe zawody i miejsca pracy. Musimy być tylko tymi, którzy rozumieją trendy światowe i wiedzą, jak wykorzystać je jako szanse, a nie zagrożenia.
Powiedział Pan, że wszystkie zobowiązania przedwyborcze, które podjęła partia rządząca, muszą być wykonane. Co w takim razie ze zwiększeniem kwoty wolnej od podatku? Obietnicę tę miał realizować jednolity podatek, jednak perspektywa jego wprowadzenia coraz bardziej się oddala?
Bardzo doceniam trudną pracę ministra Henryka Kowalczyka przy tym podatku. Ta propozycja w ogóle nie niosła ze sobą takich zagrożeń, jakby to wynikało z różnych plotek. Chcę też podkreślić, że każdy poważny rząd na świecie prowadzi non stop różne analizy podatkowe. Więc nie było niczym niezwykłym, że od pół roku pan minister prowadził takie prace. Teraz pani premier Beata Szydło powiedziała bardzo jednoznacznie, że do końca roku podejmiemy decyzję - czy go wprowadzimy, czy nie - i tego się trzymajmy.
Na ile więc ocenia Pan dziś szansę na to, że jednolita danina zostanie wprowadzona do końca tej kadencji?
Nie chciałbym tak spekulować, ponieważ tutaj diabeł tkwi w szczegółach. Najpierw trzeba bardzo dokładnie pewne warianty przedyskutować, zobaczyć, co jest tutaj istotne z punktu widzenia ludzi aktywnych zawodowo. Jedna grupa to pracujący na etatach podatnicy PIT, a druga grupa to przedsiębiorcy. Przedsiębiorca to jest ten, kto bierze na siebie ryzyko prowadzenia biznesu. To jest zupełnie coś innego, niż praca osiem godzin - od 8 do 16. Więc ja bym nie chciał, żeby przedsiębiorcy mieli jakąkolwiek obawę, że chcemy ich tak samo opodatkować, jak tych, którzy pracują na etacie. Bo praca na etacie jest w dużym stopniu bezpieczna. A praca przedsiębiorcy, który ryzykuje cały swój majątek i pracuje 16 godzin dziennie, jest trochę inną pracą. Chciałbym takiej przebudowy systemu podatkowego, która będzie w pełni spójna, odpowiedzialna i prorozwojowa. Nie jesteśmy nastawieni na gwałtowne zmiany systemu, bo nie są one dobre. Trzeba też pamiętać, że z inną sytuacją mamy do czynienia, gdy ktoś zarabia 30 tys. zł, a z inną, gdy ktoś zarabia 130 tys. zł.
Jeśli jednolitej daniny nie będzie, to jak rozwiążecie kwestię kwoty wolnej od podatku; co z bardzo drobnymi przedsiębiorcami, których składka na ZUS w wysokości prawie 1,2 tys. zł dobija; co z tym, że de facto mamy degresywny system podatkowy?
Co do kwoty wolnej od podatku - zastanawiamy się nad różnymi wariantami. Na pewno chcemy w kolejnych interwałach czasowych rozwiązać ten problem. Za wcześnie, żeby mówić co i jak zaproponujemy, ale myślimy o tym.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czy wobec tego te wskaźniki wzrostu, które obecnie mamy założone w budżecie - 3,4 proc. w tym roku i 3,6 proc. w przyszłym - zostaną zachowane, czy dopuszcza Pan opcję rewizji tych prognoz?
To zostaje dzisiaj zachowane. Uważam, że po spowolnieniu w czwartym kwartale tego roku i w pierwszym kwartale przyszłego roku, wzrost PKB przyspieszy w drugim, trzecim i czwartym kwartale 2017 roku. Wpłynie na to popyt inwestycyjny; zwiększone inwestycje publiczne, bo prywatne rosną w przyzwoitym tempie 4,5 proc. za pierwsze półrocze. Natomiast rzeczywiście inwestycje publiczne musimy mocniej rozkręcić. Apelujemy do samorządów, które nadzorują inwestycje, zwłaszcza urzędów marszałkowskich, o ich przyspieszenie. To inwestycje w samorządach idą bowiem bardzo wolno i to one w dużym stopniu przyćmiły ten wzrost gospodarczy. Dlatego, wraz z ministrem Jerzym Kwiecińskim robimy wszystko, żeby uprościć zasady wydatkowania pieniędzy z UE przez samorządy i zachęcić je do inwestowania. Te uproszczenia częściowo już zostały ogłoszone, a kolejne - na które mamy już zgodę Komisji Europejskiej - ogłosimy w ciągu najbliższych kilku dni.
W środę Sejm przegłosował skrócenie wieku emerytalnego, czy - m.in. w kontekście danych o PKB - nie widzi Pan zagrożeń wynikających z tego posunięcia?
Są decyzje polityczne, które mają wpływ na życie gospodarcze. Trzymam się jednak tego, że wszystkie zobowiązania przedwyborcze, które podjęła partia dzisiaj rządząca, muszą być wykonane i ja to absolutnie rozumiem. Rozumiem też tych ludzi, którzy pracują 40 lat i nagle ten wiek emerytalny - bez żadnej dyskusji społecznej - został im podwyższony. Więc ja tę decyzję jak najbardziej popieram, i od strony politycznej, społecznej, ona jest zrozumiała.
Natomiast wszyscy rozumiemy również, że od strony gospodarczej rzeczywistość jest już bardziej skomplikowana - z jednej strony czasami warto rzeczywiście, żeby osoba, która już jest wypalona i chce przejść na emeryturę, miała ku temu możliwości. A z drugiej strony nie warto wypychać z rynku pracy tych ludzi, którzy chcą na nim zostać. A wiadomo, że my myślimy również przez pryzmat bodźców ekonomicznych, finansowych.
Dlatego też m.in. będziemy starali się zachęcić ludzi do pozostania na rynku pracy, ale oczywiście tych, którzy będą chcieli - dobrowolnie, trochę tak, jak z sześciolatkami. Jak chcemy, dziecko idzie do pierwszej klasy w wieku sześciu lat, a jak nie - to od siedmiu lat. Tutaj podobnie - jak ktoś będzie chciał przejść na emeryturę, to będzie mógł. Do tego się zobowiązało PiS i bardzo dobrze, że to zobowiązanie zostanie wykonane. Nie znaczy to, że wszystkich wypychamy na emerytury, wręcz przeciwnie.
A czy jest możliwe wprowadzenie zakazu pracy dla osób, które pobierają emerytury?
O nie, nie sądzę, żeby była taka opcja - jesteśmy w wolnym kraju i nie ma zakazu pracy. Za 10 lat jednak wszyscy obudzimy się w nieco innym świecie - w wielu miejscach pracę będą wykonywać maszyny, a to oznacza, że musimy przebudować nasze życie gospodarcze. Coraz głębiej myśleć o tym, w jaki sposób dać możliwości życia i pracę ludziom, którzy będą wypychani przez ten świat cyfrowy i nową gospodarkę. Pamiętajmy jednak, że z każdą rewolucją przemysłową, technologiczną pojawiały się obawy związane z zawężaniem rynku pracy, a potem okazywało się, że pojawiały się zupełnie nowe zawody i miejsca pracy. Musimy być tylko tymi, którzy rozumieją trendy światowe i wiedzą, jak wykorzystać je jako szanse, a nie zagrożenia.
Powiedział Pan, że wszystkie zobowiązania przedwyborcze, które podjęła partia rządząca, muszą być wykonane. Co w takim razie ze zwiększeniem kwoty wolnej od podatku? Obietnicę tę miał realizować jednolity podatek, jednak perspektywa jego wprowadzenia coraz bardziej się oddala?
Bardzo doceniam trudną pracę ministra Henryka Kowalczyka przy tym podatku. Ta propozycja w ogóle nie niosła ze sobą takich zagrożeń, jakby to wynikało z różnych plotek. Chcę też podkreślić, że każdy poważny rząd na świecie prowadzi non stop różne analizy podatkowe. Więc nie było niczym niezwykłym, że od pół roku pan minister prowadził takie prace. Teraz pani premier Beata Szydło powiedziała bardzo jednoznacznie, że do końca roku podejmiemy decyzję - czy go wprowadzimy, czy nie - i tego się trzymajmy.
Na ile więc ocenia Pan dziś szansę na to, że jednolita danina zostanie wprowadzona do końca tej kadencji?
Nie chciałbym tak spekulować, ponieważ tutaj diabeł tkwi w szczegółach. Najpierw trzeba bardzo dokładnie pewne warianty przedyskutować, zobaczyć, co jest tutaj istotne z punktu widzenia ludzi aktywnych zawodowo. Jedna grupa to pracujący na etatach podatnicy PIT, a druga grupa to przedsiębiorcy. Przedsiębiorca to jest ten, kto bierze na siebie ryzyko prowadzenia biznesu. To jest zupełnie coś innego, niż praca osiem godzin - od 8 do 16. Więc ja bym nie chciał, żeby przedsiębiorcy mieli jakąkolwiek obawę, że chcemy ich tak samo opodatkować, jak tych, którzy pracują na etacie. Bo praca na etacie jest w dużym stopniu bezpieczna. A praca przedsiębiorcy, który ryzykuje cały swój majątek i pracuje 16 godzin dziennie, jest trochę inną pracą. Chciałbym takiej przebudowy systemu podatkowego, która będzie w pełni spójna, odpowiedzialna i prorozwojowa. Nie jesteśmy nastawieni na gwałtowne zmiany systemu, bo nie są one dobre. Trzeba też pamiętać, że z inną sytuacją mamy do czynienia, gdy ktoś zarabia 30 tys. zł, a z inną, gdy ktoś zarabia 130 tys. zł.
Jeśli jednolitej daniny nie będzie, to jak rozwiążecie kwestię kwoty wolnej od podatku; co z bardzo drobnymi przedsiębiorcami, których składka na ZUS w wysokości prawie 1,2 tys. zł dobija; co z tym, że de facto mamy degresywny system podatkowy?
Co do kwoty wolnej od podatku - zastanawiamy się nad różnymi wariantami. Na pewno chcemy w kolejnych interwałach czasowych rozwiązać ten problem. Za wcześnie, żeby mówić co i jak zaproponujemy, ale myślimy o tym.
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/316179-morawiecki-dla-osob-ktore-zarabiaja-wiecej-nie-powinno-byc-kwoty-wolnej-od-podatku?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.