Afera związana z zawieszeniem działalności i rychłym upadkiem SK Banku nabiera rumieńców. O działania Komisji Nadzoru Finansowego, która w teorii ma strzec bezpieczeństwa klientów banków, pytają minister finansów, parlamentarzyści i coraz liczniejsi komentatorzy. Ustaliliśmy, że nadzór nad SK Bankiem nie tylko nie był do końca skuteczny - bo nie udało się zapobiec plajcie - ale i dość drogi. Według naszych informacji pensje wprowadzonych tam członków zarządu komisarycznego określono na (w sumie) 100 tys. zł miesięcznie!
Zarząd komisaryczny ustanowiono w SK Banku 11 sierpnia br. Nominowani przez KNF specjaliści mieli spróbować uzdrowić sytuację w największym polskim banku spółdzielczym. Nie udało się. Już 23 listopada Komisja zawiesiła działalność banku i wystąpiła z wnioskiem o jego upadłość.
O tym, że w SK Banku nie jest zbyt wesoło, mówiło się od dawna. Instytucja ta oferowała swoim klientom lokaty na bardzo dogodnych warunkach. Uzyskane w ten sposób pieniądze, których było wciąż więcej i więcej, pompowała z powrotem na rynek w formie kredytów. Bardzo drogich kredytów.
Oprócz wysokiego, niemal maksymalnego oprocentowania, klienci musieli bowiem opłacać tzw. wpisowe, sięgające nawet 12 procent pożyczanej sumy. Fachowcy mówią, że już z zestawienia tych faktów można było wyciągnąć wniosek o rychłych kłopotach banku. Po tak kosztowne kredyty zgłaszali się raczej przedsiębiorcy i klienci indywidualni stojący „pod ścianą”. W efekcie coraz większa część pożyczek nie była spłacana. To z kolei musiało doprowadzić do rozchwiania banku i narastających kłopotów.
Obserwatorzy pytają, jak to możliwe, że dysponująca wszystkimi narzędziami kontrolnymi KNF nie zidentyfikowała na czas prawdziwej skali problemu. We wrześniu ubiegłego roku w SK Banku przeprowadzono inspekcję kompleksową. W marcu br. Komisja zawiadomiła prokuraturę o nieprawidłowościach w wołomińskiej instytucji. Wreszcie w sierpniu KNF zainstalowała w SK Banku zarząd komisaryczny. Zarząd ten – mając, przynajmniej teoretycznie, pełen dostęp do dokumentacji banku – podpisał sprawozdanie finansowe, które wykazywało najpierw niewielki zysk a potem wcale nie tak ogromną stratę SK Banku.
„Dlaczego zarząd komisaryczny podpisał sprawozdanie SK Bank Wołomin za I półrocze 2015r. wykazując zysk, a następnie dane sprawozdawcze z dnia 31.08.2015r. wykazujące stratę „jedynie” na poziomie 25,5 mln zł? Czy nie mógł mieć już wówczas podejrzeń (graniczących z pewnością), iż należy odpisać połowę portfela kredytowego?” – pyta w interpelacji poseł PiS Jerzy Polaczek, wnikliwie przyglądający się sprawie nadzoru KNF nad SK Bankiem. Dodajmy, że odpisy, o których mówi poseł – według ostrożnych szacunków – sięgają 1, 4 miliarda złotych!
Na wieść o „komisarzach” klienci zaczęli wypłacać depozyty, topniały aktywa banku, zachwiana została płynność finansowa. To był ostatni etap drogi ku plajcie. 21 listopada KNF zawiesiła działalność wołomińskiego banku i złożyła wniosek o ogłoszenie upadłości tej instytucji.
Bank nie działa, ale jego zarząd komisaryczny owszem. I to za niemałe pieniądze. Ustanowieni przez KNF członkowie trzyosobowego zarządu komisarycznego mają otrzymywać decyzją komisji – według naszych informacji – w sumie 100 tys. zł miesięcznie (brutto). Przynajmniej oni nie mogą więc za bardzo narzekać…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/273656-nadzor-knf-nad-sk-bankiem-byl-nie-tylko-nieskuteczny-ale-na-dodatek-drogi-komisarze-za-100-tysiecy-miesiecznie