Sprawiedliwość społeczna albo wojna – o „Kapitale w XXI wieku” Thomasa Piketty’ego

Jarosław Kaczyński podczas czerwcowego spotkania w Klubie Ronina polecił książkę francuskiego ekonomisty Thomasa Piketty’ego – „Kapitał w XXI wieku”. W jego ocenie prezentuje ona nowe rozumienie ekonomii, które polega na niepoddawaniu się terrorowi poprawności liberalnej.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości zauważył też, że coraz mocniej w świecie zachodnim stawiany jest problem zbyt wielkich różnic społecznych: powodują one napięcia społeczne, a także w istocie niszczą gospodarkę. Na motto swojej książki Piketty wybrał art.1 Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r., który brzmi: „Zróżnicowania społeczne mogą być oparte wyłącznie na pożytku powszechnym”. Nierówności społeczne – wyjaśnia autor – są do przyjęcia tylko wtedy, gdy leżą w interesie wszystkich, a zwłaszcza grup społecznych znajdujących się w najbardziej niekorzystnej sytuacji. Powinny one wynikać z racjonalnych i powszechnie obowiązujących zasad, nie zaś przypadkowych czy arbitralnych.

Czy dynamika akumulacji kapitału prywatnego prowadzi nieuchronnie do coraz większej koncentracji bogactw i władzy w kilku rękach, czy też równoważące się siły wzrostu, konkurencji i postępu technicznego prowadzą spontanicznie do redukcji nierówności i harmonijnej stabilizacji w zaawansowanych fazach rozwoju? – to podstawowe pytania, na które szuka odpowiedzi francuski ekonomista. Do wszelkiego determinizmu ekonomicznego należy, według Piketty’ego, podchodzić z nieufnością, gdyż historia podziału bogactw jest zawsze historią polityczną i nie może być sprowadzona do mechanizmów czysto ekonomicznych. Piketty piętnuje ekonomię za „dziecięcą pasję do matematyki”, inklinację do czysto teoretycznych, nierzadko ideologicznych, spekulacji oraz separowanie się od innych nauk społecznych.

Piketty postuluje, aby jej specyfiką było ukierunkowanie polityczne, normatywne i moralne. Słowem, ekonomia nie powinna unikać pytań stawianych przez otaczający świat. Z kolei rola intelektualisty ma polegać, zdaniem Piketty’ego, na redefiniowaniu treści debaty publicznej oraz demaskowaniu i poddawaniu w wątpliwość „utartych prawd”. Dekonstrukcji dogmatów liberalnej gospodarki Piketty dokonuje przy pomocy badań statystycznych w sposób metodyczny i systematyczny. Zakładanie à priori, że nierówności zawsze rosną albo spontanicznie maleją Piketty nazywa intelektualnym lenistwem: wobec braku źródeł, metod i ściśle określonych pojęć można bowiem powiedzieć wszystko. Ale warunkiem sine qua non debaty, podkreśla Piketty, jest powszechnie dostępna informacja na temat gospodarki. Tymczasem w Polsce, przypomnijmy, były prezydent Bronisław Komorowski podpisał 25.09.2011 r. nowelizację ustawy o dostępie informacji publicznej ograniczającą prawa do informacji publicznej w przypadku zagrożenia „ważnego interesu gospodarczego państwa”.

Piketty chce, aby wszyscy obywatele zainteresowali się badaniami przedstawionymi w książce. Dlaczego? Po pierwsze, uśpiona dyskusja wokół różnych form kapitalizmu powinna odzyskać intensywność. Po drugie, debata musi być demokratyczna. Po trzecie, kwestia podziału bogactw jest zbyt ważna, by spoczywała wyłącznie w rękach ekonomistów. Demokracja nie może być zastępowana przez „republikę ekspertów”. Społeczeństwa nie wolno bowiem dzielić na elitę liderów (politycznych, gospodarczych czy finansowych) oraz armię widzów i komentatorów mogących wrzucać raz na kilka lat głos do urny. Zwłaszcza, że te elity, według Piketty’ego, mają przykrą skłonność do obrony swego prywatnego interesu pod zasłoną rzekomej ochrony interesu ogólnego. Zaangażowanie obywateli w demokratyczną deliberację powinno, zdaniem Piketty’ego, znajdować swój wyraz w konkretnych instytucjach i wyborach politycznych. Odmowa tego zaangażowania jest przejawem nie tylko obywatelskiego infantylizmu, lecz także politycznego analfabetyzmu. „Rzeczywistość nierówności – pisze Piketty – widoczna jest dla wszystkich, którzy w niej żyją, stając się w naturalny sposób podstawą ocen politycznych”. Wszyscy więc ze swych perspektyw, stwierdza Piketty, nolens volens zajmują się jakoś polityką. Warto w tym miejscu zacytować słowa Jarosława Kaczyńskiego z Konwencji Programowej Prawa i Sprawiedliwości oraz Zjednoczonej Prawicy: „Musimy przywrócić normalność – polityka nie jest niczym złym, polityka jest po to, by realizować interes wspólny, by realizować dobre projekty. O tych projektach trzeba mówić, dyskutować, spierać się”.

Nierówności dochodów z pracy i kapitału wzrastają w Europie szybko i drastycznie od lat 70. XX wieku. Źródłem tych pierwszych jest pojawienie się bardzo wysokich płac u „superkadr”, tzn. kadr kierowniczych wielkich przedsiębiorstw i banków, a drugich – nierówności majątkowe. Te ostatnie są głównymi nierównościami wewnątrz każdej grupy wiekowej. Europa znajduje się w awangardzie nowego kapitalizmu majątkowego m. in. z powodu prywatyzacji majątku publicznego. Postępuje silna progresja stosunku kapitału do dochodu narodowego: jego wartość potrafi stanowić sześcio- lub siedmiokrotność rocznego dochodu w danym społeczeństwie. Spadek lub jego brak, z początkiem XXI wieku, odzyskał znaczenie, jakie miał w wieku XIX: wpływa na karierę zawodową, posiadanie majątku (w tym mieszkania), wybory rodzinne i osobiste. Wysokie dochody z dziedziczonego kapitału dominują nad wysokimi dochodami z pracy. Wreszcie, światowy podział dochodu jest bardziej nierówny niż produkcji, ponieważ kraje mające największą produkcję na jednego mieszkańca zwykle posiadają również część kapitału innych krajów. Konstatacje Piketty’ego na temat nierówności prowokują pytania. Czy naprawdę chcemy, żeby wiek XXI był jeszcze bardziej nieegalitarny niż wiek XIX? Czy akceptujemy nieograniczony wzrost kapitału, wiedząc, że bywa on zaprzeczeniem zasługi, gdyż jego akumulacja zaczyna się niekiedy od kradzieży? Czy pozostaniemy obojętni na wzrost udziału prywatnych fortun w majątku globalnym, mając świadomość, że mnożą się one często bez racjonalnych uzasadnień możliwych do przyjęcia na gruncie pożytku społecznego? Czy argumentem z przedsiębiorczości będziemy tłumaczyć każdy poziom nierówności majątkowych? Czy zgodzimy się, aby osoby najlepiej opłacane same ustalały swoje wynagrodzenia, nawet jeśli ich wysokość ma niewiele wspólnego z poprawą wydajności? Czy oddamy świat rentierom? Czy marzymy o przyszłości, w której prawie 1/6 każdego pokolenia otrzyma więcej w spadku niż połowa ludności zarabia swą pracą przez całe życie (i która w znacznym stopniu jest tą samą połową, która nie dostaje praktycznie żadnego spadku)? Czy nie przeraża nas zjawisko nowego kolonializmu w Europie, tj. finansowego uzależnienia jednych krajów przez drugie (vide: Grecja i Niemcy)?

Państwo socjalne, przypomina Piketty, odgrywa główną rolę w regulacji kapitalizmu majątkowego, a jego rozwój jest ściśle związany z procesem budowy państwa jako takiego. Centralną instytucją umożliwiającą państwu socjalnemu działanie, w tym redukowanie nierówności, jest progresywny podatek dochodowy. Tymczasem od lat 70. XX wieku trwa poddawanie w wątpliwość roli państwa, a brak poważnej dyskusji o funkcjach progresywności oraz konkurencja fiskalna pozwalająca, by całe kategorie dochodów nie były powszechnie opodatkowane zagrażają intelektualnie i politycznie podatkowi progresywnemu. Obniżenie najwyższej stawki podatkowej prowadzi do eksplozji wysokich wynagrodzeń, zwiększając tym samym, zdaniem Piketty’ego, wpływ polityczny – zwłaszcza poprzez finansowanie grup nacisku i think-thanków – grupy społecznej mającej interes w utrzymaniu bądź dalszym obniżaniu niskich stawek podatkowych. Piketty udowadnia, że system podatkowy stał się regresywny na szczycie hierarchii dochodów w większości krajów. Dominacja podatków konsumpcyjnych i składek socjalnych, uderzająca w najuboższych, także blokuje progresywność. Państwo z przychodami podatkowymi rzędu 10-15% dochodu narodowego, jak wykazuje Piketty, nie jest w stanie wypełnić swoich obowiązków w sferze społecznej ani zagwarantować sprawnego działania służb publicznych. To podważa zaufanie obywateli do państwa, co utrudnia pozyskiwanie wpływów podatkowych i koło się zamyka. Ale największym zagrożeniem dla ogólnej zgody na podatki jest, według Piketty’ego, secesja fiskalna najbogatszych: klasy średnie zaczynają wtedy pytać, dlaczego muszą płacić więcej od klas wyższych. Dlatego „kwestią żywotną dla nowoczesnego państwa socjalnego jest to, by system fiskalny, stanowiący jego podstawę, zachowywał minimum progresywności, a w każdym razie nie stawał się wyraźnie regresywny u szczytu” – postuluje Piketty. Każdy oponent trzeciej stawki podatku dochodowego w Polsce powinien ten argument przemyśleć (nb. o konieczności urealnienia progresji podatkowej wspominał prof. Konrad Raczkowski na Kongresie Programowym PiS). Piketty zwraca uwagę na jeszcze jeden fakt. Wydatki na pomoc społeczną i zasiłki dla bezrobotnych, mimo iż stanowią kwoty niewiele znaczące w skali całości wydatków publicznych (zwykle poniżej 2% dochodu narodowego) są, jak na ironię, najczęściej krytykowane, a ich beneficjenci – stygmatyzowani. Z kolei lansowaną obecnie w Europie – jako panaceum na zadłużenie publiczne – politykę oszczędności, polegającą głównie na cięciach w sektorach publicznych oraz wyprzedaży aktywów publicznych, uznaje Piketty, za rozwiązanie nie tylko nieskuteczne, ale i najgorsze pod względem sprawiedliwości społecznej.

Do zmniejszenia nierówności ukształtowanych od czasu rewolucji przemysłowej doprowadziły dopiero wstrząsy gospodarcze i polityczne z okresu I i II wojny światowej. Czy można sobie wyobrazić w XXI wieku pokojowe i trwałe przekroczenie logiki kapitalizmu, czy też powinniśmy się spodziewać kolejnych wojen? – pyta więc Thomas Piketty. Oczywiście, fanatyk neoliberalizmu, nawet po zapoznaniu się z analizami francuskiego ekonomisty, nadal będzie wierzył w to, że istnieje niewidzialna ręka rynku, wzrost gospodarczy niweluje nierówności i przynosi korzyści wszystkim grupom społecznym, wolna konkurencja kładzie kres dominacji dziedziczenia i prowadzi do bardziej merytokratycznego świata, rozwój demokracji koreluje z postępem ekonomiczno-technologicznym, bogactwo prywatne nie opiera się na biedzie publicznej, a spadek najwyższej stawki podatkowej stymuluje wydajność etc.

Kapitalizm generuje zagrożenia dla demokracji. Gospodarka rynkowa zawiera potężne siły rozwarstwienia i tworzy arbitralne nierówności. Koncentracja kapitału koliduje z wartościami merytokracji i zasadami sprawiedliwości społecznej. Proklamowana w demokracji równość praw obywatela rażąco kontrastuje z realną nierównością warunków życia. Zwolennik społecznego darwinizmu może zignorować te fakty, ale musi mieć świadomość, że wzrost nierówności rodzi silne niepokoje społeczne i polityczne. Gospodarka i społeczeństwo nie mogą wiecznie funkcjonować przy skrajnej rozbieżności między grupami społecznymi. Piketty powtarza za Josiahem Wedgwoodem, że demokracja, która nie demokratyzuje swojego systemu gospodarczego jest wewnętrznie niestabilna.

Jak uniknąć niekończącej się spirali nierówności? Jak zadbać o sprawiedliwość społeczną? Na czym powinna polegać nowoczesna redystrybucja? Jak zapewnić przewagę interesu ogólnego nad interesami prywatnymi? Jakie instytucje pozwolą uregulować i kontrolować kapitalizm finansowy? Jak zmodernizować systemy podatkowe, aby odzyskały skuteczność społeczną i ekonomiczną? Albo rozwiążemy te problemy, albo nie zdziwmy się, kiedy zrobi to za nas… wojna.

Agnieszka Kanclerska


KSIĄŻKĘ MOŻNA KUPIĆ SZYBKO, TANIO I WYGODNIE W NASZYM PORTALOWYM SKLEPIE wSklepiku.pl!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.