Zapowiadanego przez premiera ożywienia gospodarczego, którego zwykli Polacy i tak nie widzą, może nie być już po II kwartale

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Radek Pietruszka / PAP
Fot. Radek Pietruszka / PAP

Choć najszybciej rozpędzoną polską gospodarkę najbardziej widać na ulicy Czerskiej w Warszawie, gdzie mieści się siedziba Gazety Wyborczej i na ul. Wiertniczej, gdzie jest siedziba TVN24, to jednak polski przemysł wyraźnie zwalnia, a nawet największe spółki Skarbu Państwa mają niższe zyski i muszą rewidować swoje zbyt optymistyczne prognozy.

Wzrost PKB w Polsce w I kw. tego roku na poziomie 3,4 proc. to raczej szczyt naszych możliwości, tym bardziej, że porównujemy się do blisko zerowego wzrostu gospodarczego w I kw. 2013 r. Kolejne kwartały tego roku będą tylko gorsze. Parafrazując pewną bankową reklamę, można powiedzieć, że choć w duszy naszych rządowych i bankowych propagandystów i analityków panuje pełen romantyzm to w popycie krajowym, a zwłaszcza w portfelach zwykłych Polaków pełen impresjonizm czyli drobne Monety. Tym bardziej, że wyraźnie słabnie atrakcyjność Polski dla inwestorów zagranicznych i to pomimo, że rządowe agencje z PAIIZ na czele reklamują Polskę na świecie jako kraj najtańszej siły roboczej, gdzie niewiele się płaci ciężko tyrającym pracownikom.

CZYTAJ WIĘCEJ: Chcieli promować Polskę za granicą. Niechcący powiedzieli prawdę. W Polsce są dziadowskie pensje!

Ubiegły 2013 r. był pod tym względem najgorszy od początku przemian gospodarczych tego 25-lecia, gdy idzie o napływ Bezpośrednich Inwestycji Zagranicznych, które wyniosły zaledwie 728 mln euro, choć jeszcze dwa lata temu było to 9 mld euro.

W ostatnim czasie więcej kapitału z Polski wypływa, niż do nas napływa i to pomimo utrzymywania przez NBP horrendalnie wysokich stóp procentowych - 2,5 proc. - niezwykle przecież atrakcyjnych i przyciągających nad Wisłę prawdziwe stada lichwiarskich sępów i spekulantów. Mamy przecież dziś w Polsce jedne z najwyższych stóp procentowych w Europie, nie tylko 100-krotnie wyższe oprocentowanie kredytów niż sąsiednie Czechy, 10-krotnie wyższe stopy niż kraje strefy euro, ale nawet wyższe stopy procentowe niż Węgry (2,4 proc.), które podobno walczą z kryzysem.

Prezes NBP M.Belka mimo tego, że stopy procentowe w Polsce powinny zostać natychmiast znacząco obniżone o co najmniej 1,5 proc. twierdzi, że obniżka podstawowej stopy procentowej w Polsce jest mało prawdopodobna. Widocznie mamy być nadal prawdziwym Eldorado europejskim i światowym dla kapitału spekulacyjnego i miejscem robienia kokosowych interesów na wysiłku i dochodach wypracowanych przez Polaków.

Staje się to tym bardziej groźne dla polskiej gospodarki, resztek polskiego przemysłu i polskiego eksportu, że sztucznie rosnący w siłę polski złoty już uderza i wpływa niekorzystnie na konkurencyjność polskich towarów, jak i na opłacalność i wielkość polskiego eksportu. Sytuacja robi się tym bardziej gorąca i niebezpieczna dla polskiego PKB i polskiej gospodarki, że EBC podjęła decyzje mające pobudzić gospodarki państw strefy euro i niewykluczone, że obniży jeszcze swe wyjątkowo niskie stopy procentowe, z poziomu 0,25 proc. do poziomu zaledwie 0,1 proc. oraz wprowadzi ujemną stopę depozytową dla bankowych pieniędzy przechowywanych w EBC oraz podejmie nowe metody ożywiania dogorywającej europejskiej gospodarki. Wtedy niewątpliwie Polska stanie się światową stolicą lichwy, miejscem dojenia i strzyżenia z zysków i rezerw walutowych na wielką skalę.

Coraz liczniejsze zagraniczne firmy działające w Polsce decydują się na wstrzymanie nowych inwestycji w naszym kraju, niektóre się wycofują, jak choćby Nordea, Metro czy SHARP, inne zaś jak Fiat czy Siemens zwalniają lub planują zwolnienia pracowników, a ostatnim dużym polskim firmom, takim jak choćby Polimex w branży budowlanej, grozi wręcz bankructwo.

OFE uciekają z inwestowaniem w zagraniczne spółki na zagranicznych giełdach i nawet kapitału portfelowego napływa do Polski coraz mniej, w 2013 r. było to zaledwie 1,8 mld euro. Tracimy coraz wyraźniej i coraz szybciej na handlu ze Wschodem, eksport na Ukrainę spadł już o ponad 20 proc., a do Rosji o ok. 8-10 proc., bardzo tracą polskie firmy transportowe i logistyczne, rośnie niepokój wśród eksporterów polskiej żywności.

Zanosi się więc na to, że żadnego znaczącego ożywienia gospodarczego w Polsce i wzrostu gospodarczego na poziomie 4-4,5 proc., jak to zapowiadają niektórzy rządowi fachowcy i analitycy dużych banków w II-ej połowie roku nie będzie. Oznaki spowolnienia, zwłaszcza w polskim przemyśle, mimo jednorazowego wyskoku wzrostu inwestycji w I kw. tego roku, bo oddano opóźniony o 4 lata most w Mszanie i kupowano na potęgę auta z kratką, z powodu możliwości odpisu podatkowego oraz z faktu, że wiosna przyszła na początku marca, są coraz wyraźniejsze.

Spada indeks PMI dla polskiego przemysłu do zaledwie 50,8 proc. ale spada on również w Eurolandzie, spada we Francji i w Niemczech, w Polsce poniżej granicy 50 pkt. spadły indeksy zapasów i zakupów półproduktów, co może oznaczać dalsze spowolnienie produkcji, a popyt krajowy i konsumpcja indywidualna wyraźnie gasną w okresie wakacyjnym.

W maju w Polsce spadły również nowe zamówienia w eksporcie, bo strefa euro ledwo dyszy, a wzrost PKB Eurolandu w I kw. tego roku na poziomie 0,2 proc. to praktycznie zapaść, która również dla nas może być bardzo groźna.

UE, a zwłaszcza strefie euro grozi wręcz deflacja i prawdziwie – gospodarczo – stracona dekada. Sytuacja gospodarcza w Polsce w II-ej połowie tego roku przestanie się więc wyraźnie poprawiać, a wzrost PKB wyhamuje.

Co prawda rośnie nam nadal: emigracja ludzi młodych, za chwilę wzrosną ceny energii elektrycznej, rośnie skrajna bieda, która dotyczy już 3 milionów Polaków, podobnie jak rośnie liczba samobójstw, w tym z przyczyn ekonomicznych, liczba klientów pomocy socjalnej, ceny usług bankowych, komornicze długi do ściągnięcia, które wynoszą już blisko 73 mld zł, liczba kilometrów ścieżek rowerowych, lawinowo wręcz liczba Polaków przyjmujących brytyjskie obywatelstwo.

Wszystko to jednak niewątpliwie nie poprawi sytuacji polskich rodzin i stanu ich portfeli, choć statystycznie według GUS polski podobno PKB – Produkt Krajowy Brutto – ciągle rośnie, to wytwarzany przez Polaków i polskie firmy PNB – Produkt Narodowy Brutto - systematycznie maleje. Rządowych hurraoptymistów i medialnych, bankowych zaklinaczy pędzącej polskiej gospodarki niczym Struś Pędziwiatr może więc już w II-ej połowie roku spotkać dość gwałtowne i niemiłe rozczarowanie. Statystycznie jest nieźle, ale również statystycznie koń i człowiek mają po 3 nogi.

Janusz Szewczak Główny Ekonomista SKOK

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych