O co chodzi z tym OFE? Jak ocenić transformację polskiej gospodarki?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. sxc.hu
fot. sxc.hu

Krytyczne efekty transformacji

Podczas znakomitej, zorganizowanej przez prof. Grzegorza Kołodkę w Szkole im Leona Koźmińskiego konferencji „25 lat transformacji” (08.05.2014) postawiono problem: jak ocenić transformację polskiej gospodarki. Gdy spojrzeć na ulice i zajrzeć do sklepów, to z pewnością Polska wygląda dzisiaj zupełnie inaczej, znacznie lepiej, niż w końcu lat 80-tych, gdy po stanie wojennym dogorywał system zwany socjalistycznym. Ale czy to „znacznie lepiej” oznacza, że transformacja była sukcesem? Odpowiedź nie jest łatwa, ale z pewnością ważne sugestie co do odpowiedzi na to pytanie można uzyskać konfrontując pozycję Polski z innymi krajami – a wtedy wnioski nie są optymistyczne. Poniżej przytoczę kilka najbardziej znamiennych danych porównawczych.

1. Poziom PKB

Dane statystyczne najlepiej ujmować w porównaniach z innymi krajami dokonując dwóch przetworzeń dostępnych danych statystycznych: po pierwsze, uszeregowania według rosnących lub malejących wartości, by uzyskać ranking krajów i zobaczyć miejsce Polski na liście; i po drugie przeliczenia danych na relacje procentowe, czyli przyjmując dane dla Polski za 100. Poniższa tabela ukazuje poziom produktu krajowego brutto w dolarach  na 1 mieszkańca według parytetu siły nabywczej

Tabela 1. Produkt Krajowy Brutto w USD według parytetu siły nabywczej na 1 mieszkańca

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych GUS

Jak widzimy, relacja Polski do innych krajów, znacznie się poprawiła – PKB na mieszkańca w 1998 r. w krajach zachodnich było 3-4 razy większe niż w Polsce, natomiast  w 2012 r. nieco ponad niż 2 razy, wyjątkowo w Norwegii prawie 3 razy. Trzeba jednak pamiętać, że relacje między krajami w znacznej mierze zależą od relacji kursów walutowych – podane wartości odniesione są jednak do parytetu siły nabywczej. Niemniej jednak w tej grupie krajów pozycja Polski nie zmieniła się – mieliśmy i mamy 28 miejsce, aczkolwiek nasza pozycja w odniesieniu do niektórych krajów znacznie się zmieniła (na przykład: byliśmy tuż za Meksykiem, teraz Meksyk jest kilka miejsc za nami; byliśmy tuż przed Afryką Południową, teraz nasze PKB na głowę jest dwa razy wyższe niż w tym biednym afrykańskim kraju; Węgry były przed nami z PKB na głowę o 27% wyższym, teraz są tuż za nami, z praktycznie zrównanym poziomem).

2. PKB a PNB

Produkt krajowy brutto jest tradycyjnie uważany za dobry wskaźnik poziomu rozwoju gospodarczego i używany do porównań międzynarodowych, jak i do badania rozwoju gospodarczego kraju w dłuższych okresach.

Jednakże PKB jest miarą tego, co w danym kraju wytworzono, natomiast dla jego mieszkańców miarą lepszą jest produkt narodowy brutto (PNB) – jest to PKB plus saldo transferów zagranicznych – jeśli są one dodatnie, to kraj wzbogaca się o dochody sprowadzone z zagranicy, gdy ujemne – kraj ubożeje o to, co z kraju wytransferowano, jego mieszkańcy mają do podziału mniej niż to, co wytworzyli. Poniższa tabela ilustruje kształtowanie się PKB i PNB w Polsce w minionych latach. Dawniej różnice między PKB i PNB były niewielkie, dlatego zapominaliśmy o PNB. Jak jednak widzimy, w ostatnich 10 latach transfery znacznie wzrosły, w wyniku czego różnica między tymi wielkościami wzrosła do grubo ponad 4% - a tego rzędu jest deficyt budżetowy.

Tabela 2. Kształtowanie się PKB i BNP w latach 2000-2012

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych GUS

Warto zauważyć, że jeśli zsumujemy ujemne transfery z Polski, sprowadzając wartości okresów ubiegłych na moment końcowy stopą referencyjną NBP (wartość końcowa strumieni pieniądza), to suma ta jest równa prawie 1/3 PKB. Można powiedzieć, że jest to wysoka cena za marne tempo wzrostu – tym bardziej marne, że jak widzimy realny wzrost PNB okazał się bardzo niski, dochodząc nawet do wartości ujemnej.

3. Udział kosztów związanych z zatrudnieniem w PKB

PKB to jest produkt wytworzony, ale dla obywateli istotne jest, jaka część z tego co wytworzono, oni otrzymują – miarą tego jest wskaźnik w statystykach porównawczych określony jako udział kosztów związanych z zatrudnieniem w PKB. Są to pełne płace brutto, czyli z podatkami, składkami, ale bez udziału w zyskach.

Tabela 3. Udział kosztów związanych z zatrudnieniem w PKB

Aczkolwiek zestawy krajów, dla jakich podano dane statystyczne nie są identyczne, to jednak otrzymujemy bardzo istotną informację. Jak widzimy, w końcu lat 90-tych udział kosztów związanych z zatrudnieniem w Polsce kształtował się na poziomie europejskim, z wartością nieco ponad 44% - choć w przodujących krajach wartość tego wskaźnika była wyraźnie wyższa, to jednak można powiedzieć, że byliśmy „w normie”.

Jednak w dalszych latach nastąpił znaczny regres. W 2007 r. wskaźnik ten osiągnął najniższą wartość o 9 pkt proc. niższą niż w 1998 r., plasując Polskę w grupie najbiedniejszych krajów. Do 2012 r. wskaźnik ten co prawda nieco podskoczył, o niecały punkt procentowy, ale jak widzimy nie zmieniło to pozycji Polski.

Oczywiście trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że wartość tego wskaźnika zależy od wielu czynników: poziomu bezrobocia (ale w 1998 r. bezrobocie też było dość wysokie), zakresu szarej strefy, popularności form zatrudnienia, które „wypychają” pracę w inne formy relacji z przedsiębiorstwami (np. tzw. „samozatrudnienie”). Większość tych redukujących wskaźnik czynników - to znamiona upadku (aż się chce powiedzieć: haniebnego) kultury stosunku do pracowników, u nas dość ekspansywnie lansowanego przez niekompetentnych działaczy i polityków poglądu, że pracownik to obciążenie firmy, że jakoby koszty pracy w Polsce są wysokie (a przecież nie są), że pracodawca postępuje najbardziej racjonalnie jeśli zatrudnia ludzi na nieetatowych formach zatrudnienia lub „wypycha” ich na samozatrudnienie. Jest to może czasami racjonalne dla pracodawców (zresztą tylko niektórych, bo znający zasady racjonalnego zarządzania pracodawca stara się związać i zintegrować pracownika z firmą), ale nie jest to racjonalne z punktu widzenia gospodarki jako całości, bo prowadzi do „zduszenia” efektywnego popytu, który jest podstawą koniunktury gospodarczej.

4. Koszty pracy w przemyśle

Ogólne koszty związane z zatrudnieniem obejmują sumaryczny strumień środków w którym mieszczą się pełne płace brutto, razem z podatkami i składkami emerytalnymi, obejmują zatem zarówno to, co otrzymują pracownicy sektora rynkowego jak i sektora publicznego, także emeryci i renciści. Wszyscy oni generują podstawowy strumień popytu konsumpcyjnego, ich wydatki mają decydujący wpływ na koniunkturę gospodarczą, a w tym szczególnie istotny jest wkład pracowników przemysłu. Przyjrzyjmy się zatem, jak kształtowały się płace w przemyśle w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej.

Tabela 4. Koszty pracy w przemyśle w krajach Unii Europejskiej

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych Eurostatu

Dane te dostarczają wielu interesujących i ważnych informacji. Po pierwsze warto zauważyć, że koszty pozapłacowe pracy, wokół których konsekwentnie budowano mit, jakoby były one bardzo wysokie, w rzeczywistości wysokie nie są: w Polsce stanowią 16,7% ogółu kosztów pracy, podczas gdy w większości krajów Unii Europejskiej jest to ponad 20% – aczkolwiek są wyjątki takie jak Dania, Luksemburg, Irlandia, czy Wielka Brytania.

Pozycja Polski w rankingu krajów w ciągu tych trzech lat nie zmieniła się, ale trudno oczekiwać, by w tak krótkim czasie nastąpiły istotne zmiany. Polska jest zatem na 24 miejscu w grupie 28 krajów, a wynagrodzenia są ogólnie o 4 do ponad 5 razy niższe niż w krajach Unii Europejskiej, ale różnica dla samych płac, ze względu na wyższy w większości krajów udział kosztów pozapłacowych, jest nieco mniejsza niż kosztów pracy ogółem.

Pewnym ewenementem jest Norwegia – jej przodująca pozycja na liście zależy przecież od wysokich dochodów z posiadanych przez ten kraj zasobów gazu, ale na wynik ma wpływ także fakt niezależności walutowej i jej pozycja kursowa. Widzimy też, że najbiedniejsze kraje Unii Europejskiej Portugalia i Malta mają koszty pracy o prawie 70% wyższe niż w Polsce; Grecja dwukrotnie wyższe.

5. Bezrobocie

Jednym z najważniejszych wskaźników mówiących o sytuacji gospodarczej jest stopa bezrobocia.. Poniższa tabela ukazuje miejsce Polski w rankingu krajów.

Tabela 5. Bezrobocie w różnych krajach w %

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych GUS

Jak widzimy Polska lokowała się daleko w rankingu krajów, jej pozycja od 1995 r. do 2005 sukcesywnie spadała, by na lata 2010 i 2012 ustabilizować się na 31 pozycji. Jednakże ostatnie komunikaty GUS- mówią, że stopa bezrobocia zarejestrowanego wyniosła na koniec stycznia bieżącego roku 14,0 proc. wobec 13,4 proc. miesiąc wcześniej, podał Główny Urząd Statystyczny (GUS). W grudniu 2012 roku stopa ta wyniosła 14,2 proc. – z tym wskaźnikiem spadlibyśmy nawet na 39 miejsce.

Warto jednak zadać sobie pytanie: czy te dane są miarodajne i czy odzwierciedlają rzeczywisty stan rzeczy? Trzeba bowiem mieć na uwadze, że dane te podają tylko bezrobocie rejestrowane i nie ujmują tych, którzy w poszukiwaniu pracy wyemigrowali. Jeśli liczba zarejestrowanych bezrobotnych w końcu stycznia wyniosła 2 261 tys., a do tego doliczymy 2 mln tych, którzy wyemigrowali, to wskaźnik bezrobocia określony przez liczbę osób, dla których miejsce pracy powinno być w ich własnym kraju – wyniósłby 27%, lokując Polskę na końcu rankingu krajów.

6. Obsługa medyczna

Niedawno podjęto politycznie i propagandowo bardzo nośną akcję na rzecz skrócenia kolejek do lekarzy. Ale przecież zgodnie z teorią kolejek długość kolejek zależy przede wszystkim od ilości stanowisk obsługi. Tymi zaś są po prostu lekarze na swych stanowiskach pracy z niezbędnym personelem pomocniczym – czyli przede wszystkim pielęgniarkami. Przyjrzyjmy się zatem statystykom, które podają liczbę mieszkańców krajów w stosunku do pracowników medycznych różnych specjalności.

Tabela 6a. Liczba mieszkańców krajów na pracownika medycznego

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych GUS

Liczba mieszkańców kraju na pracownika medycznego określa potencjalną długość kolejek. Jak widzimy, pozycja Polski jest daleka pod względem potencjalnej długości kolejek do lekarzy i do dentystów. Liczba osób na lekarza jest w większości innych krajów o 30 do prawie 50% mniejsza (dla Grecji i Austrii różnica jest jeszcze większa); w przypadku dentystów o 30 do prawie 60% mniejsza. Lepsza sytuacja jest pod względem liczby osób przypadających na pielęgniarkę, a najlepsza jeśli chodzi o farmaceutów – co nie dziwi, skoro tak wiele jest aptek i tak natrętna reklama leków.

Sytuacja nie jest zatem optymistyczna, tymczasem zgodnie z teorią kolejek problem długości kolejek ma bardzo proste rozwiązanie: trzeba zwiększyć liczbę stanowisk obsługi, czyli musi być więcej lekarzy na stanowiskach pracy – zatem muszą powstawać nowe szpitale i przychodnie – innej drogi nie ma. Tymczasem, statystyki liczby lekarzy ukazują bardzo szkodliwe dla Polski zjawisko – zmniejszania się ich liczby zwłaszcza w latach 90-tych. W 1990 r. było w Polsce 81,6 tys. lekarzy, w 1996 ich liczba wyniosła 90,8 tys., ale do 2005 r. ich liczba zmniejszyła się do 81,6 tys. – był to wynik silnego drenażu rynku wykwalifikowanych pracowników medycznych przez zachodnie firmy naboru pracowników. Co prawda do 2011 r. liczba lekarzy wzrosła do 84,2 tys. osób ale wciąż nie osiągnęła poziomu z połowy lat 90-tych.

Liczba dentystów w 1990 r. wynosiła 18, 2 tys. osób, w następnych latach sukcesywnie zmniejszała się do 12,2 tys. osób w 2005 r.; potem nieco wzrosła do poziomu 13 tys. osób w 2001 r.

Tendencje zmiany liczby pielęgniarek były podobne jak lekarzy: w latach 1990-1995 ich liczba wzrosła z 207,7 tys. do 215,3 tys. by do 2005 spaść do poziomu 194 tys. - potem do 2011 r. zwiększyć się co prawda nieco do 201 tys. osób, nie osiągając poziomu początku lat 90-tych. Gdy byłem gościnnie na olimpiadzie pielęgniarskiej w jednej z wyższych szkół pielęgniarstwa, ze zgrozą oglądałem tablicę ogłoszeniową oblepioną ogłoszeniami naboru absolwentów do pracy w Niemczech, Holandii, Danii, Francji… przy całkowitej obojętności polskich władz.

Mieliśmy zatem do czynienia z realizowanym na niebywałą skalę drenażem rynku tych tak potrzebnych Polakom wykwalifikowanych pracowników – w większości kształconych za pieniądze polskich podatników i z wielką stratą dla tychże podatników wyprowadzanych z kraju. I to jest podstawowa przyczyna nierozwiązywalności w krótkim czasie problemu kolejek do lekarzy – bo przecież, choć różne czysto organizacyjne zabiegi mogą trochę poprawić sytuację, to nie doprowadzą do radykalnej poprawy, bowiem dramatycznego stanu ochrony zdrowia nie da się naprawić bez zwiększenia liczby podstawowych stanowisk obsługi pacjentów: lekarzy, pielęgniarek, którym trzeba stworzyć miejsca pracy w nowo wybudowanych lub rozbudowywanych szpitalach i przychodniach.

7. Nakłady na B+R

Jest truizmem twierdzenie, że w dzisiejszym świecie rozwój gospodarczy w długim okresie jest uwarunkowany przede wszystkim przez nakłady na szeroko rozumiane badania naukowe. Szkolnictwo wyższe i inne instytucje tworzące naukę promieniują poprzez rozwój intelektualny narodu i stopniowo, mówiąc językiem nauk przyrodniczych, „dyfundują” do gospodarki pobudzając rozwój technologiczny. Kultura i nauka łącznie stanowią podstawowy bodziec dla jakości rozwoju. Przyjrzyjmy się, jaka jest pozycja Polski w nakładach ogólnie nazwanych B+R – badania i rozwój – co jest spolszczeniem mającego nieco szerszy kontekst angielskiego R&D (Research and Development).

Tabela 7. Nakłady na badania i rozwój w różnych krajach – miejsce Polski

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych GUS

Aczkolwiek dane statystyczne dla tych dwóch lat nie obejmują identycznych grup krajów, to uzyskujemy obraz pozycji Polski pod względem nakładów na badania i rozwój. Co prawda wskaźnik relacji do PKB dla 2011 r. jest nieco wyższy niż dla 1998 r. i wyższe są nakłady na mieszkańca w ujęciu dolarowym, to pozycja Polski bynajmniej nie poprawiła się w ciągu tych 13 lat - polityki przecież nie zmieniono, wciąż opiera się na tych samych paradygmatach i priorytetach – nauka jako podstawowy czynnik rozwoju do nich niestety nie należy.

8. Podaż pieniądza

Pieniądz określa się jako główne medium gospodarek rynkowych, narzędzie wymiany i gromadzenia wartości, a system finansowy jako krwiobieg gospodarki. Znaczenie pieniądza zilustrujmy następującą metaforą. Gospodarkę można przyrównać do ogrodu: rosnące w nim rośliny (przedsiębiorstwa) potrzebują dla swego funkcjonowania życiodajnej wody (środków finansowych), którą pobierają z wód gruntowych (agregatu pieniężnego). I po to, by rośliny w ogrodzie rosły i dawały dorodne owoce, poziom wód gruntowych (wielkość agregatu pieniężnego) musi być dostatecznie wysoki (agregat pieniężny musi być dostatecznie duży w relacji do PKB), wtedy system korzeniowy zostaje zaopatrzony w dostateczną ilość wody (system bankowy może szeroko alokować kredyty w gospodarce). Ogród wymaga zatem nawodnienia – z jednej strony, gdy ogród rośnie trzeba sukcesywnie dodawać wody - na przykład zgodnie z tym, co postulował Milton Friedman, by agregat pieniężny poszerzać w stałym tempie równym tempu wzrostu gospodarki – agregat M1 pieniądza transakcyjnego musi być powiększany poprzez kreację pieniądza, co przecież bezpośrednio wynika z formuły wymiany Irvinga Fishera (MV = PQ); jednakże formuła Fishera dotyczy pieniądza używanego bezpośrednio do transakcji gospodarczych, czyli w wymianie, jest to zatem pieniądz M1. Z drugiej jednak strony, trzeba zapewnić, by poziom wód gruntowych był dostatecznie wysoki (wielkość agregatu pieniężnego M2), bo jeśli będzie za niski, to wrażliwsze, delikatniejsze rośliny o płytkim systemie korzeniowym uschną, a rozrosną się chwasty o silnych korzeniach. Przypomnijmy zatem, co składa się na agregat pieniężny. Pieniądz to - mówiąc najkrócej – nośnik siły nabywczej, specyficzne narzędzie, które służy do nabywania, kupowania dóbr i usług; w systemie rynkowym dostajemy go w jakiejś proporcji do tego, co sami wnieśliśmy do gospodarki. Ten nośnik siły nabywczej – jako tzw. pieniądz transakcyjny - służy do nabywania bieżącego dóbr i usług, przekazujemy go innym członkom społeczności (płacąc podatki, czynsze itd.), ale jest też odkładany na przyszłość, jest gromadzony przez lata, tworząc w ten sposób bazę kapitałową systemu pieniężnego, swego rodzaju fundament kapitałowy, na którym opiera się system finansowy gospodarki rynkowej. Podstawowa masa tego, co jest odkładane, „osiada” w bankach, gdzie stanowi tzw. kapitał obcy zapisany w pasywach bilansów, jest z jednej strony zobowiązaniem banków wobec deponentów, z drugiej strony jest uaktywniany poprzez udzielanie kredytów w różnych formach.

W efekcie powstaje zasób pieniądza, który nazywamy agregatem pieniężnym, jest on jak warstwy cebuli, tworzony przez różne kolejne coraz wyższe formy pieniądza. W Polsce wielkość agregatu pieniężnego podaje NBP. Pierwszą, wewnętrzną warstwę tworzy pieniądz M1 – jest to pieniądz gotówkowy w obiegu  w kasach banków - to124 mld zł, oraz depozyty bieżące (kiedyś nazywało się to pieniądz czekowy lub pieniądz na każde żądanie) – jest to 433 mld zł (w tym gospodarstwa domowe 283 mld zł, przedsiębiorstwa 100 mld zł., reszta to różne instytucje mające jakieś środki na kontach bieżących) - w sumie pieniądza M1 jest 548 mld zł.

Druga warstwa pieniądza to różne formy depozytów terminowych, czyli pieniądz odłożony, z tego gospodarstwa domowe mają 272 mld zł, przedsiębiorstwa 91 mld zł, - w sumie pieniądz M2 to M1 plus te terminowe oszczędności, które są zobowiązaniami sektora finansowego, głównie banków, wobec ludności i przedsiębiorstw – łącznie M2 to 954 mld zł – jest to podstawowa masa pieniądza w gospodarce, która służy bieżącej wymianie i jest rezerwuarem, z którego czerpane są środki finansujące rozwój gospodarki.

Można zatem powiedzieć, że agregat pieniężny składa się z pieniądza cyrkulującego, stanowiącego swego rodzaju rdzeń zasobu pieniądza, i pieniądza odłożonego, stanowiącego drugą warstwę zasobu M2. Rdzeń zasobu, pieniądz M1, służy realizacji procesów wymiany, czyli zakupom dóbr i usług, jest bezpośrednio związany z dochodami uzyskiwanymi przez gospodarstwa domowe i podmioty gospodarcze - gdy na przykład wypłacają mi pensję, to zostaje ona wpłacona na mój rachunek oszczędnościowo-rozliczeniowy – i to jest część M1.

Wyjaśnijmy, jaka jest ekonomiczna funkcja tej drugiej i następnych (u nas mało znaczących) warstw agregatu pieniężnego. Są to depozyty i lokaty terminowe, zatem służą wymianie - ale w przyszłości, gdy ktoś straci pracę, czy będzie chciał kupić jakieś dobro trwałego użytku, na przykład lodówkę, to zwykle sięgnie do swych zasobów zgromadzonych jako depozyty terminowe w banku – to jest pieniądz, który służy wymianie w szczególnych sytuacjach, stabilizuje gospodarkę, a z drugiej strony te depozyty są podstawą akcji kredytowej banków, gdy są uaktywnione poprzez udzielanie kredytów. Inne niż depozyty bankowe formy lokat muszą być zamieniane na pieniądz na rynkach aktywów i z tego powodu są obciążone ryzykiem. Te wyższe, z drugiej i następnych warstw agregatu pieniężnego formy pieniądza stanowią podstawę kapitału finansowego gospodarki.

Przyjrzyjmy się, jaki jest poziom agregatu M2 w relacji do PKB w różnych krajach.

Tabela 8. Relacja pieniądza M2 do PKB w wybranych krajach w %

Źródło: opracowanie własne według danych: Money and quasi money (M2) as % of GDP (World Bank); dane posortowane według wartości dla 2012 r.

Pozycja niektórych krajów z początku listy jest zdeterminowana przez międzynarodową rolę ich systemów bankowych, ale generalnie kraje rozwinięte mają poziom pieniądza M2 wyraźnie wyższy w relacji do PKB niż Polska. Warto zwrócić uwagę na Chiny: tam podaż pieniądza M2 stanowi prawie 190% PKB; w latach 2009 – 2012 wzrosła z 170% do 187,6%. Pewnym ewenementem są Stany Zjednoczone i niektóre inne kraje wysoko rozwinięte, gdzie stosunek pieniądza M2 do PKB jest relatywnie niski, ale jest tak dlatego, że bardzo wysokie aktywa są gromadzone w wyższych formach pieniądza, tworzących agregaty M3 i M4 - w Polsce pieniądz M3 jest tylko o 14 mld zł większy od M2 – tworzą go operacje z przyrzeczeniem odkupu (9 mld zł) i dłużne papiery wartościowe do 2 lat (5 mld zł).

Wysokie relacje agregatu pieniężnego M2 do PKB w krajach rozwiniętych wynikają z tego, że duże są zasoby odłożone w „drugiej warstwie” pieniądza, czyli jako depozyty w bankach. My musimy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że gospodarka naszego kraju, jak i innych naszego regionu, wyrosła na bazie tego, co zostawił system socjalistyczny - w którym pieniądz pełnił zubożone funkcje. W efekcie poziom „wód gruntowych” był niski, bo rosnące w nim „rośliny” miały rozbudowany system bezpośredniego dostarczania „wody” - przedsiębiorstwa były zaopatrywane w środki finansowe przez centralnego planistę.

Używając innej metafory, można powiedzieć, że gospodarka rynkowa stoi stabilnie na dwóch nogach: pieniądza transakcyjnego i pieniądza kapitałowego - zasobu odłożonych oszczędności. I nie zajdzie daleko, jeśli ta druga noga jest cherlawa, jak w Polsce. Trzeba wyciągnąć wnioski z tego, że system rynkowy prawidłowo funkcjonuje tylko wtedy, gdy istnieje dostatecznie duży zasób nagromadzonego kapitału finansowego – odłożonej siły nabywczej. Jedno nie ulega wątpliwości: teoria nie radzi sobie z tym problemem, nie wiadomo jak interpretować istniejący stan rzeczy i jaką znaleźć receptę na tę swego rodzaju strukturalną chorobę.

Ogólnie, jak widzimy, pozycja Polski nie zachwyca, efekty transformacji pod wymienionymi tu względami (jak i innymi, które nie zostały wymienione) jest bardzo niska. Nie znajdujemy zatem radosnej odpowiedzi na postawione na wstępie pytanie.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych