Czego nas uczy sprawa Michela Marbota? Powstaje pytanie – czy we wszystkim odbiegamy tak bardzo od standardów Rosji albo Ukrainy?

W Polsce mamy do czynienia z nieco absurdalną gombrowiczowską wojną na miny. Jedna strona, związana z mainstreamem oferuje nam lukrowany obraz transformacji, gdzie jeśli coś zgrzyta, to obecność Kościoła (wersja Palikota) i moherów z PiS (wersja oficjalna PO).

Ta upojnie słodka śpiewka powinna być niestrawna dla każdego normalnie myślącego człowieka, a jednak profesjonalistka Bieńkowska dostaje dreszczy, a gazety odwołujące się do ludzi wykształconych biją brawo.

I jest na to odpowiedź – pełna lamentacji, czasem celnych, a czasem całkiem niedorzecznych, z których dowiadujemy się, że żyje nam się gorzej jak za PRL, jeśli nie za Hitlera. Dyskurs staje się po tej stronie domeną ludzi o słabych nerwach i bujnej wyobraźni. Którzy na dokładkę są nieustannie zdumieni, że większość nie przyznaje im racji. No to stańcie na środku ruchliwej ulicy i krzyczcie, że wokół zgliszcza i ruiny. Będą przechodzić i pukać się w głowę.

Nie zmienia to faktu, że czarnowidztwo jest w Polsce potrzebne, bo często po prostu odsłania to, co niepięknie, patologiczne, wstydliwe skrywane. To o czym tak zwane elity nie chcą uparcie rozmawiać.

Jedną z takich rzeczy jest sprawa Michela Marbota, z którym przeprowadziłem niedawno wywiad. Zamieszczono go w ostatnim numerze tygodnika „wSieci”.

Oto pełen entuzjazmu Francuz związany z Polską, który stworzył jeszcze na początku lat 90. jeden z najlepszych zakładów w produkcyjnych w Polsce, został nie tylko wepchnięty w spiralę kredytową (to się zdarza w biznesie na całym świecie), ale i dotknięty zupełnie absurdalnymi sądowymi wyrokami, które każdego zniechęciłyby do nowej ojczyzny. Jego historia jest przyczynkiem do tylu różnych patologii, tylu brzydkich cech naszego życia społecznego, że starczyłoby na kilka filmowych scenariuszy.

Czego tu nie mamy? Mamy wielki, wciąż częściowo państwowy Bank, PKO SA, który dybie na nieruchomości swego klienta, żeby je zbyć grupie Pirelli, swojemu włoskiemu partnerowi w podejrzanych interesach. Bo bank ów, poprzez swojego włoskiego udziałowca wszedł w mocno szemraną umowę z owym partnerem.

Marbot ma rację – poprzez umowę Chopin Polska została potraktowana w sposób iście kolonialny, ale ową kolonialną zmowę firmował jako prezes były premier RP – Jan Krzysztof Bielecki. Któremu udział w czymś takim nie przeszkodził potem w powrocie, co prawda w sposób częściowo nieoficjalny, do polskiej polityki.

Mamy też dylemat ogólnoświatowy – dzisiejszy kapitalizm nie jest już taki jak dawniejszy. My wciąż odruchowo szukamy właściciela, który podejmuje najbardziej optymalne decyzje ekonomiczne, a taki bank to jest wielka korporacja na podobieństwo socjalistycznego molocha.

Marbot ma rację – fakt zrujnowania jego przedsiębiorstwa, czyli Malmy, bankowi PKO SA nie dawał na dłuższą metę nic. Ale dawał dyrektorom i prezesom, którzy albo mogli się wykazać krótkotrwałymi zyskami w następstwie kredytowej spirali, albo kierowali się interesami innych podmiotów, choćby owej grupy Pirelli. Bo ci prezesi i dyrektorzy to biznesowi nomadzi – dziś są tu, jutro będą gdzie indziej. Prezes Profumo jest dziś prezesem innego włoskiego banku, ściganym listem gończym. Prezes Bielecki znalazł przystań w kancelarii polskiego premiera.

To są, powtarzam zjawiska ogólnoświatowe, ale otoczenie, stan prawa i stan obyczaju może im sprzyjać, albo trochę hamować. Cała historia Michela Marbota pokazuje, że w Polsce to była gra do jednej bramki. Ów socjalistyczny moloch był od początku do końca wspierany przez wszystkich: sądy, urzędy, nawet rzecznik praw obywatelskich.

Także w takich sytuacjach, kiedy decyzja nie była wcale oczywista – ostatecznie sędzia z Malborka mogła nie uśmiercać Malmy, która produkowała i zatrudniała ludzi. Marbot twierdzi, że w takich krajach jak Francja, gdzie własna gospodarka jest priorytetem, taka decyzja sądu nie byłaby możliwa. Ale w Polsce owszem. My własnej produkcji nie szanujemy.

Mamy też cały szereg nadużyć i nagięć standardów towarzyszących zasadniczej intrydze. Oto wyceny majątku zakładów Malma dokonuje firma audytorska obsługująca równocześnie bank, i zataja przed Malmą ten „szczegół”. Oto indagowana na tę okoliczność Komisja Nadzoru Finansowego mówi, że nic się nie stało. Nic się nie stało także, kiedy zawarto niekorzystną dla PKO SA umowę Chopin. Dodajmy, że żona wysokiego urzędnika KNF, który tak uważa, pracuje dla włoskiego udziałowca tegoż banku. Ale konfliktu interesów i tym razem nikt nie zauważa. W Polsce to pojęcie martwe.

Pod osłoną nocy zmienia się w Sejmie prawo. Odpowiednia poprawka ułatwi bankowi przejmowanie takich zakładów jak Malma, bo jego roszczenia stają się z dnia na dzień ważniejsze niż roszczenia pracowników. Do naturalnych przywilejów banku dochodzą te zadekretowane przez polskie państwo. Firmuje to obecny obóz rządowy, a opozycja jest zbyt mało czujna. Łatwo taką zmianę przeprowadzić. Czy to jest państwo działające przy otwartej kurtynie?

Mamy wreszcie kolejne rozprawy sądowe, które są drogą przez mękę. Francuzowi każe się przestudiować przez dwa dni 38 tomów akt odmawiając mu równocześnie tłumacza. Wcześniej policja i prokuratura przymykają oczy na ewidentne napaści na pracowników Malmy dokonywane po to aby ją szybko zamknąć. Jaka to jest nauka dla wszystkich, którzy chcą robić interesy w Polsce? Śmiejemy się z Ukrainy i z Rosji jako krajów niepewności dla inwestorów i zalegalizowanej korupcji, i pewnie słusznie, ale czy tak naprawdę wyprzedzamy je już we wszystkim do końca?

Morał z tej historii jest smutny – Francuz, który wierzył w Polskę jest dziś bankrutem pozbawionym wyrokiem sądowym prawa uprawiania biznesu. Pozostały mu już tylko słowa. Swoją historię chce opisać w książce. Tytuł ostatniego rozdziału „Oskarżam” – jak w artykule Zoli. Oskarżeni są Jan Krzysztof Bielecki i Donald Tusk, który taką sytuację toleruje.

To nie jest komunizm ani totalitaryzm, to jest nieporządek pozostały po komunizmie. Choć gwoli ścisłości - podobny brak standardów cechuje też niektóre kraje kapitalistyczne, na przykład Włochy. Tylko Polska powinna się pod tym względem wzorować na najlepszych, a nie na najgorszych. Tymczasem w tych kwestiach równamy w dół. Mamy przedsiębiorcze społeczeństwo, ale państwo fatalne. Kiedy to się zmieni?

Piotr Zaremba

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych