Każdy, kto śledzi sytuację wewnętrzną w Stanach Zjednoczonych wie jak gorący to okres dla prezydenta Donalda Trumpa i całej jego administracji. Do normalnej gorączki związanej z powyborczą wymianą części administracji, zatwierdzaniem nominacji w Kongresie i Senacie, dochodzi wdrażanie reformy antybiurokratycznej i szukanie pieniędzy wydawanych przez Demokratów na szerzenie światowej rewolucji „woke” - co czynili także w Polsce.
W sobotę do planu zadań doszło jeszcze wystąpienie na konferencji - spotkaniu wpływowych konserwatystów CPAC.
A jednak w tym napiętym czasie, w tygodniach w których waży się los Ukrainy, Donald Trump znalazł czas na spotkanie z prezydentem Andrzejem Dudą. To jedyny polityk z całej Europy, który ma w tamtych kręgach tak duży autorytet. Tuż przed wystąpieniem Trumpa na CPAC panowie porozmawiali dziesięć minut. Miało to swoją wagę także w kontekście wcześniejszej rozmowy telefonicznej Prezydenta Dudy z prezydentem Ukrainy Wołodymirem Zełeńskim.
Po rozmowie z Trumpem prezydent Duda poinformował, że z satysfakcją przyjmuje, że prezydent USA „przewiduje umacnianie raczej obecności armii amerykańskiej, jeżeli chodzi o Polskę”.
Prezydent podkreślił, że takie przekonanie wyniósł z warszawskiego spotkania z sekretarzem obrony USA Petem Hegsethem.
Dla mnie wniosek jest jasny i oczywisty, nie ma żadnej obawy, żeby amerykańska obecność w Polsce miała się zmniejszać, raczej należy zakładać, że będzie się ona zacieśniała
— zaznaczył.
Prezydent poinformował też, że Donald Trump przyjął zaproszenie do Polski.
Powiedział, że odwiedzi Polskę. Jest kwestią techniczną do ustalenia, w którym to będzie momencie, czy to będzie wizyta, która odbędzie się w związku ze szczytem Trójmorza, czy to będzie wizyta, która odbędzie się w związku ze zbliżającym się szczytem NATO w Hadze
— mówił Duda.
Spotkanie z szacunkiem odnotowało konto Białego Domu:
I tu ta historia powinna się zakończyć. Problem w tym, że ktoś - świadomie lub nie - zdecydował się w ten sukces uderzyć.
W efekcie mamy lawinę absurdalnych komentarzy krajowych, stwierdzających jakieś rzekomo „upokarzająco długie oczekiwanie”, które spowodowało iż „ten wyjazd wyszedł niepoważnie, czyli źle dla Polski” (Marcin Bosacki). Pani Joanna Scheuring-Wielgus, eurodeputowana Lewicy oceniła nawet, że to był „policzek dla Polaków”.
Dołożył swoje „niewidzialny” dla ludzi Trumpa Tusk: „Bądźmy poważni, bo sytuacja robi się naprawdę poważna” - zakpił.
Tym tropem poszła prorządowa maszyna internetowego rechotu:
Dołożyły swoje uradowane konta niemieckie:
Podkreślam - wszystko to w sytuacji gdy mamy do czynienia z obiektywnym sukcesem. Nie było żadnego upokorzenia, bo na konferencjach takich jak CPAC zawsze ktoś na kogoś czeka (kilkaset superważnych osób osób czekało na wystąpienie Trumpa), a Trump zasadniczo preferuje krótkie spotkania. Zresztą, amerykański prezydent już w czasie przemówienia przywitał ciepło swojego „przyjaciela” prezydenta Polski.
Szukając przyczyn tego przekazu dochodzimy do narracji narzuconej przez telewizję Republika. Informowała ona uparcie iż spotkanie będzie bardzo długie - co nigdy i nigdzie nie było planowane, a w warunkach konferencji CPAC nie miało prawa się zdarzyć. Co najważniejsze jednak, i co jest niespotykane w takiej formie, przekazywała ona pzez kilkadziesiąt minut obraz prezydenta oczekującego na Trumpa. W politycznych kuluarach mówi się, że był to sygnał z telefonu postawionego niejawnie przez przedstawiciela Republiki - prezydent miał nie wiedzieć, że jest pokazywany na żywo (sic!).
Gdy pytam osoby znające kulisy wydarzeń jakie były motywy tej akcji słyszę iż „prawdopodobnie chodziło o próbę odzyskania zainwestowanych pieniędzy”. Otóż obecność z własnym stoiskiem - a takie miała Republika - na CPAC to koszt powyżej 100 tysięcy dolarów. Do tego pobyt całej ekipy - świadkowie mówili o nawet 10 osobach od pana Sakiewicza. To kolejne kilkanaście tysięcy dolarów.
Chodziło o podkręcanie tematu, by nakręcić oglądalność, skoro już wydali takie sumy
— twierdzi mój rozmówca. Dlatego miano podkręcać rzekomo planowany czas spotkania, stąd decyzja o pokazaniu czekającego prezydenta - te „exclusivy” miały dać zwrot inwestycji
Gdyby było to prawdą, byłby to bardzo smutny wniosek. Potwierdzenie tezy, którą często można spotkać na prawicy, że mamy do czynienia ze strategicznym pęknięciem interesów pomiędzy środowiskiem pana Sakiewicza a obozem pisowskim. Pierwsze na opozycyjności bardzo zyskuje i świetnie się w niej czuje, drugi wolałby jednak władzę odzyskać, także dla dobra Polski.
Czy za tym pęknięciem mogą iść czyny, choćby w postaci prób „palenia” poszczególnych aktywów prawicy? Takich jak wyjątkowe relacje prezydenta Dudy z prezydentem Trumpem, ważne także w kontekście kampanii Karola Nawrockiego? Czy chodzi o „spalenie” wszystkich by na tym tle uruchomić „partię Republika”, o której coraz głośniej?
Nie podejmuję się odpowiedzi na to pytanie ale jest faktem, że pytania o motywy, z tego rodzaju podejrzeniami, słychać na zapleczu prawicy coraz częściej.
„Zauważyłeś, że kto Republiki tyka, ten zaraz znika? Jakoś tak się dzieje, że gdy kogoś przytulą, ten za chwilę ma kłopoty, gdzieś niechcący nadeptuje na minę medialną”
— pyta mnie jeden ze sztabowców. Nic nie odpowiedziałem. Może to tylko wpadki, pomyłki ludzi, którzy umyślili sobie zastąpić Prawo i Sprawiedliwość w kraju, a prezydenta Andrzeja Dudę w roli „mostu transatlantyckiego”.
Do tej pory wszystko to miało wymiar gier i gierek, które można było traktować jak normalny element polityki. Po sobotnich wydarzeniach sprawy weszły jednak w nową fazę. Musimy wyjaśnić, kto - prowokacją czy nieświadomie - chciał uderzyć w sukces prezydenta Andrzeja Dudy i ważny interes Polski. Bo, że to było uderzenie, wątpliwości nie mam.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/facts-from-poland/722110-musimy-wyjasnic-kto-chcial-uderzyc-w-sukces-dudy