Warto jednak zrozumieć co mówi abp Michalik. Nie byłoby tylu przypadków pedofilii, gdyby nie rewolucja seksualna! Zacznijmy wreszcie trzeźwo wiązać fakty

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. sxc.hu
fot. sxc.hu

Wielka wrzawa po słowach arcybiskupa Michalika nie cichnie, mimo ich powtórnego wyjaśnienia. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski bardzo słusznie zwrócił uwagę na drugie dno problemu pedofilii, o czym niewielu ma odwagę mówić. Kto tego nie rozumie albo jest całkowicie oderwany od rzeczywistości albo ma inny cel w ciągłym piętnowaniu każdego posunięcia Kościoła.

W sprawie pedofilii należy podkreślić jedno: dziecko zawsze jest ofiarą. Jest ofiarą potrójną - pedofila, rodziców, którzy nie stanęli na wysokości zadania w budowaniu zdrowych pełnych więzi z dzieckiem oraz rozseksualizowanego świata, który co rusz odziera dziecko z niewinności. Każdy z tych elementów sprawia, że dziecko jest niepewne, zagubione i nie ma świadomości gdzie znajdują się jego nieprzekraczalne granice.

Abp Michalik w swojej krótkiej wypowiedzi kilkakrotnie podkreślał, że pedofilia jest złem, na które Kościół nie daje przyzwolenia. Wskazał przy tym jednak na sytuację dziecka, które staje się jej ofiarą.

Wiele tych molestowań udałoby się uniknąć, gdyby te relacje między rodzicami były zdrowe. Słyszymy nie raz, że często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga. (...) Dzisiaj otrzymujemy z instancji międzynarodowych, światowych instrukcję, że mamy zaczynać informację, czy wprowadzenie w życie seksualne dziecka, w przedszkolach. To jest horrendalna rzecz, przecież trzeba pomóc i dziecku i rodzinie być mocniejszą, a nie iść po tej linii najłatwiejszej.

Z czym się tutaj nie zgodzić, jeżeli zachowa się dobrą wolę w zrozumieniu kontekstu tej wypowiedzi? Żaden z dziennikarzy nie dopytał arcybiskupa co dokładnie ma na myśli. Wszyscy jednak założyli, że mówi o przypadkach rzeczywistego molestowania. Śmiem jednak twierdzić, że abp Michalik mógł tu mieć na myśli przypadki, w których wychowankowie lub podopieczni księży rzucają niesłuszne oskarżenia, co miało miejsce tysiące razy na całym świecie. Niestety często przeciwko księżom występują nastolatkowie z rodzin patologicznych, którzy zostali od najmłodszych lat tak silnie poranieni przez dorosłych, że stają się zimnymi cynikami. Znając wcześniejsze wypowiedzi ks. Michalika na temat pedofilii, trudno go posądzać o bagatelizowanie tematu. Przytoczę choćby jedną z nich. W wywiadzie rzece - "Raport o stanie wiary w Polsce" mówił:

Molestowanie seksualne dzieci jest wielką krzywdą im wyrządzoną, czymś obrzydliwym, czego nie wolno nam nigdy tolerować. Choć znam wyniki badań, które mówią, że wśród księży jest statystycznie mniej takich sytuacji niż wśród lekarzy czy nauczycieli, nie zmienia to mojej oceny - gdyby zdarzyło się to nawet zaledwie raz, jest to zgorszenie i potworna duchowa zbrodnia, zaś obowiązkiem biskupa jest sprawdzić każde takie oskarżenie i reagować.

Wracając jednak do niefortunnego skrótu myślowego.

To oczywiste, że dziecko zaniedbane w rodzinie szuka miłości i bliskości poza nią. Jest przez to narażone na zranienie w gronie rówieśników, ale staje się też łatwym łupem dla ludzi o nieuporządkowanej seksualności i wszelkiej maści wynaturzeńców. Warto przy tym pamiętać, że prawdziwe zagrożenie pedofilią - wbrew pozorom - nie leży w Kościele, ale tylko on brany jest w tej sprawie pod lupę. Od czasów światowej rewolucji seksualnej mamy też trend lolitek, a napędzany przez media trend seksualizacji człowieka przerabia na lolitki już kilkuletnie dziewczynki, które w pełnym makijażu wystawiane są przez rodziców w konkursach piękności. Na ten wątek też należy zwrócić uwagę.

Ks. arcybiskup podkreślił jednak wątek rodziny i ran, jakie odnosi dziecko wskutek rozwodu rodziców. W wielu przypadkach dzieciom brakuje fizycznej, zdrowej bliskości z rodzicami, której bezwzględnie potrzebują do właściwego rozwoju emocjonalnego. Jej brak powoduje dramatyczne skutki, które nosi przez resztę życia. Prowadzi to do zaburzeń lub zahamowania rozwoju psychicznego. Zjawisko choroby sierocej opisał dokładnie węgierski psychiatra Rene Spitz, który w latach 40. porównał wychowywanie dzieci w dwóch instytucjach: w czystym, przestronnym, wręcz sterylnym przytułku, gdzie dziećmi opiekowały się wykwalifikowane pielęgniarki, stosujące zimne metody wychowawcze oraz w żłobku więziennym, któremu daleko było do sterylności, ale dzieci miały zapewniony swobodny kontakt fizyczny z matkami. W ciągu dwóch pierwszych lat życia zmarła jedna trzecia wychowanków przytułku, podczas gdy przez 5 lat nie zmarło ani jedno z dzieci więziennego żłobka. Na trzydzieścioro dzieci z przytułku tylko jedno rozwijało się prawidłowo: to, które w oczach pielęgniarek było dzieckiem ładnym, a co za tym szło – było przez nie przytulane i głaskane. Warto mieć to na uwadze w czasie, gdy matki namawiane są do masowej aktywności zawodowej i zachęcane do porzucania niemowląt w żłobkach. Poczucie nagłego osamotnienia i porzucenia może na resztę życia zapisać się w człowieku lękiem przed stratą.

Dzieci, które nie otrzymały poczucia bezpieczeństwa poprzez więź i fizyczną bliskość z rodzicami, będą jej szukać poza nią. To oczywiste. Najprościej młodemu człowiekowi znaleźć rekompensatę braku bliskości w przedwczesnej inicjacji seksualnej, bo do budowania dojrzałej, wymagającej więzi często nie jest przygotowany. Jeśli do tego dojdzie przedwczesna seksualizacja - edukacyjna i medialna - będziemy świadkami nieodwracalnego dramatu. Zwolennicy edukacji seksualnej co rusz próbują nas zastraszyć statystykami o obniżającym się wieku inicjacji. Słyszymy, że gimnazjaliści przekraczają progi seksualne, o których nie słyszeli nawet ich rodzice. Szkoda tylko, że ci sami, którzy na siłę forsują edukacyjne technicyzowanie seksu w szkołach, nie widzą, że problem tkwi w niedojrzałości i nieodpowiedzialności rodzin.

Z badań wynika, że główne czynniki, które skłaniają do podejmowania przedwczesnej aktywności seksualnej to:
• nieobecność ojca w domu;
• rozwód, separacja lub powtórne małżeństwo rodziców;
• brak jednego z rodziców;
• destabilizacja układu z ojcem jako głową rodziny;
• rodzice nadmiernie surowi lub nadmiernie ustępliwi;

Niemal każdy z tych elementów dotyczy ogromnej części polskich rodzin. Jeśli się nie opamiętamy, będziemy mogli tylko biernie obserwować spadającą w przepaść lawinę nieszczęść. Nie trzeba przecież tłumaczyć, że dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi nie będą w stanie zbudować trwałych, pełnych i zdrowych relacji małżeńskich i przekażą swoje nieszczęście własnym dzieciom.

Zamiast reagować na ten problem i zrobić wszystko, by uzdrowić rodzinę, uświadomić rodziców, wyposażyć ich w stosowne narzędzia do podreperowania kondycji wychowawczej, za każdym razem uderza się w ich kompetencje. Zamiast uzbroić szkołę i nauczycieli w instrumenty wychowawcze, odziera się ich z autorytetu. Jednocześnie we wszystkie dziedziny życia wprowadza się gwałtem ideologię gender, która trafia nawet do przedszkoli. Jaki jest jej prawdziwy cel? Ludźmi żyjącymi wiarą, chrześcijańskim systemem wartości i głęboką więzią z tradycją i narodem trudno manipulować. Żeby rozmontować wspólnotę, należy więc uderzyć w seksualność, o czym doskonale wiedzieli już komuniści.

Wszyscy rewolucjoniści seksualni XX wieku wyrośli na marksistowskim podglebiu, którego postulaty zostały jasno ujęte w Manifeście komunistycznym z 1948 r. Cel był precyzyjny: "komunizm znosi wieczyste prawdy, znosi religię, moralność, zamiast nadać im nową formę, staje więc w sprzeczności z całym dotychczasowym rozwojem historycznym". Z "moralnością burżuazyjną" walczyła namiętnie Aleksandra Kołłontaj, która piastowała w rządzie Lenina funkcję komisarza ds. opieki społecznej. Wprowadziła wówczas legalizację rozwodów i aborcji, organizowała "komuny małżeńskie" i propagowała wolną miłość. Twierdziła też, że państwo powinno kontrolować wychowanie dzieci. Wszystko to znalazło swoją kontynuację w Europie, a apogeum nastąpiło w 1968 roku. Odżyły wówczas idee niemieckiego rewolucjonisty seksualnego, Wilhelma Reicha, który nawoływał do nieograniczonego zaspokajania popędów seksualnych i całkowitej seksualizacji kultury. Podkreślał, że główną rolę mają w tym odegrać dzieci i młodzież, które jak najwcześniej trzeba rozbudzić seksualnie, bo jako aktywne w tym obszarze będą się buntować przeciwko każdemu autorytetowi.

Zrewolucjonizowana młodzież jest wroga rodzinie i zabójcza dla niej

- pisał, nie kryjąc że rewolucja seksualna ma na celu likwidację klasycznego państwa i Kościoła. Reich przeformatował freudowską teorię libido na teorię orgazmu, w której twierdził, że człowiek dla równowagi psychicznej potrzebuje kilku orgazmów tygodniowo. Jego pomysły chętnie podchwytywali inni, a w 1968 roku zostały przejęte jako teorie tzw. szkoły frankfurckiej, nawołujące wyzwolenia się z represyjnej chrześcijańskiej moralności seksualnej. Co ciekawe, to właśnie ona promuje wszechobecną ideologię gender, a jej założenia widać doskonale choćby w raporcie WHO "Standardy Edukacji Seksualnej w Europie", który jest forsowany w MEN.

W czasie rewolucji seksualnej rozkwitły na świecie tendencje nawołujące do uwolnienia się spod tabu kazirodztwa i zakazu pedofilii. Postulaty te jawnie realizowano w Berlinie w tzw. komunach nr 1 i nr 2. Nie było żadnych granic. Media żywo włączyły się w propagowanie rewolucji seksualnej, przemianowując pojęcia i diametralnie przesuwając granice. Propagatorzy wolnego seksu z czasem weszli na stałe do struktur społeczno-politycznych, obejmując wysokie urzędy i piastując odpowiedzialne funkcje. Aktywiści ruchu '68 zasiadają dziś na honorowych krzesłach w polityce, mediach, wyższych uczelniach, pełnią funkcje w strukturach państwowych, unijnych czy ONZ-towskich. Można tu choćby wymienić eurodeputowanego frakcji "Zielonych" Daniela Cohn-Bendita, który w l. 70. na antenie francuskiej telewizji opowiadał, że seks z pięcioletnią dziewczynką jest "fantastyczny", a swoje doświadczenia pedofilskie opisał już w 1975 r. swojej autobiograficznej książce "Wielki Bazar":

W 1972 roku złożyłem podanie o pracę w alternatywnym przedszkolu we Frankfurcie nad Menem. Pracowałem tam ponad 2 lata. Mój ciągły flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny. Te małe pięcioletnie dziewczynki już wiedziały jak mnie podrywać. Kilka razy zdarzyło się, że dzieci rozpięły mi rozporek i zaczęły mnie głaskać. Ich życzenie było dla mnie problematyczne. Jednak często mimo wszystko i ja je głaskałem...

 

Właśnie taki kształt "wyzwolonego" świata budują ci, którzy z zapałem walczą z pedofilią w Kościele katolickim. Jeśli tego nie zatrzymamy, problem pedofilii i innych wynaturzeń stanie się w kolejnych pokoleniach plagą, której nie będzie już można zatrzymać. Zamiast sobie to uświadomić, patrzymy na wszystko biernie, sprawiając wrażenie uodpornionych na fakty obserwatorów, którzy podpuszczeni przez mainstream tylko czekają na jakiekolwiek potknięcie Kościoła. Obserwując poruszenie niektórych tzw. "katolickich publicystów" naprawdę trudno odpowiedzieć sobie na pytanie ile z tej rzeczywistości rozumieją...

CZYTAJ TAKŻE: Nabita medialnym przekazem antypedofilska strzelba została precyzyjnie wymierzona w Kościół. Przed oddaniem strzału warto przyjrzeć się faktom

 

-------------------------------------------------------------------------------

Uwaga!

TYLKO U NAS, w sklepie wSklepiku.pl, możesz jeszcze nabyć cztery pierwsze numery miesięcznika "W Sieci Historii"!

nr.4/2013         nr.3/2013        nr.2/2013         nr.1/2013

Miesięcznik Sieci Historii (3/2013) - miesięcznik z filmem Urodziny młodego Warszawiaka + opaska powstańcza Sieci Historii (2/2013) - miesięcznik z filmem Kwatera Ł Sieci Historii (1/2013) - miesięcznik z filmem Generał Nil

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych