Czy związki partnerskie to wstęp do legalizacji adopcji przez homopary? Takie zmiany wprowadza się małymi krokami. Wystarczy spojrzeć na Francję

fot. PAP / R. Pietruszka
fot. PAP / R. Pietruszka

Rządowe parcie na dostosowanie polskiego prawa do unijnych standardów wkroczyło na orbitę cito. Pełnomocniczka ds. równego traktowania, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, do tego stopnia łaknie uznania międzynarodowych środowisk mniejszościowych, że nie próbuje już nawet udawać obiektywizmu. Pewnie liczy, że za publiczne uznanie mniejszości za większość czy odchyleń za normę, otrzyma unijny order. W innym przypadku nie ograniczałaby działań swojego urzędu do obrony homoseksualistów i propagowania ideologii gender.

Podczas dzisiejszego popisu w Sejmie, przy okazji debaty nad projektami ustaw o związkach partnerskich, kolejny raz dowiodła, że dyrektywy unijne są jej znane znacznie lepiej niż Konstytucja własnego kraju.

W myśl konstytucji małżeństwo powinno być pod szczególną ochroną, co nie znaczy, że to jedyna forma rodziny, która może istnieć. Konstytucja nie wskazuje jednego słusznego modelu rodziny. Niezależnie od tego, czy państwu się to podoba, czy nie, ludzie żyją w związkach homoseksualnych, heteroseksualnych, część tych ludzi wychowuje dzieci

- stwierdziła, mieszając jak zwykle płaszczyzny i łącząc kategorie prawne z obyczajowymi, a etyczne z etologicznymi.

Tych kilka słów rzuciło jasny strumień światła na furtkę, którą z taką determinacją chcą otworzyć zwolennicy zgenderowania polskiego społeczeństwa. Póki co jednak, Konstytucja zapewnia rodzinie pełną ochronę i nie pozostawia wątpliwości co do tego, jak ją zdefiniować. Art. 18 Konstytucji RP mówi wyraźnie:

Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.


Właśnie dlatego zaproponowane projekty ustaw wprowadzają dziesiątki kruczków prawnych neutralizujących ten zapis i - jak twierdzi posłanka PiS Krystyna Pawłowicz - opierają się na założeniach podważających wartości, o których mowa w części ogólnej Konstytucji.

Jest to technika niedopuszczalna, antykonstytucyjna, naruszająca standardy demokratyczne. Może być potraktowana nawet jako forma zamachu konstytucyjnego, demolującego przy tym cały system prawa w Polsce

– stwierdziła.

Sejmowa debata o związkach partnerskich warta jest indywidualnego prześledzenia. Niezwykle ciekawa dwubiegunowość argumentacji daje spory materiał do rozważań. Populistyczny emotywizm faktów contra rzeczowe wypunktowanie uzasadnień prawnych, ekonomicznych i socjologicznych. Zwolennicy związków partnerski żonglowali emocjonalnymi przykładami, by zarysować dramat ludzi żyjących poza małżeństwem. Przeciwnicy precyzyjnie, krok po kroku, zbijali ich bezzasadność. Co ciekawe, po argumentację religijną sięgali głównie ateiści.

Robert Biedroń próbował nawet podpierać się autorytetem duchownych. Warto więc przy okazji przypomnieć, że stanowisko Kościoła katolickiego jest w tej kwestii jednoznaczne. Kongregacja Nauki i Wiary wydała w 2003 r. dokument o legalizacji związków homoseksualnych.

Żadna ideologia nie może pozbawić ludzkiego ducha pewności, że małżeństwo istnieje tylko między dwiema osobami różnej płci, które przez wzajemne osobowe oddanie, im właściwe i wyłączne, dążą do jedności ich osób

– piszą biskupi w dokumencie, przypominając, że "małżeństwo jest święte, natomiast związki homoseksualne pozostają w sprzeczności z naturalnym prawem moralnym. Czyny homoseksualne (...) w żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane".

W dalszej części dokumentu Kongregacja Nauki i Wiary dodaje:

Wszyscy wierni mają obowiązek przeciwstawienia się zalegalizowaniu prawnemu związków homoseksualnych.

Głosowanie nad złożonymi projektami ustaw będzie kolejnym weryfikatorem postaw parlamentarzystów, którzy dla powiększenia elektoratu deklarują się jako katolicy.

CZYTAJ WIĘCEJ: Nadszedł czas jednoznacznej weryfikacji poglądów polityków. Katolik nie może popierać ustawy o związkach partnerskich


Jednak zdroworozsądkowy sprzeciw wobec legalizacji związków homoseksualnych nie jest kwestią religii, lecz ludzkiej natury. Podstawową kwestią, która rozciąga się także na kwestie prawne, społeczne i gospodarcze jest fakt, że związki jednopłciowe z natury nie są zdolne do prokreacji. Nie mogą więc rościć sobie takich samych praw, jak małżeństwa, ponieważ są - z punktu widzenia państwa - z natury dysfunkcyjne i bezproduktywne. Otrzymywanie przywilejów bez jednoczesnego ponoszenia społecznej i ekonomicznej odpowiedzialności jest zwyczajną niesprawiedliwością.

W dzisiejszej dyskusji pojawiały się wprawdzie głosy mówiące o tym, że związki partnerskie będą chciały tę odpowiedzialność ponosić w równym stopniu, nie pojawiła się jednak propozycja w jaki sposób miałyby to robić. Mimo, że Robert Biedroń zapewniał, że w żadnym razie nie chodzi o dążenie do umożliwienia adopcji związkom homoseksualnym, takie niebezpieczeństwo co rusz się z tej debaty wyłania.

Wyraził to wprost poseł PO John Godson, który zapowiedział swój sprzeciw wobec wszystkich pięciu złożonych w Sejmie projektów.

Uważam, że to jest próba legalizacji małżeństw homoseksualnych, a za jakiś czas próba legalizowania adopcji dzieci przez związki gejowskie (...) Jeżeli pozwolimy, aby ta ustawa powstała, dlaczego na przykład nie utworzyć ustawy o związkach poligamicznych?

- powiedział.


Każdy, kto uważnie przyjrzy się sprawie i przytomnie rozejrzy po tym, co dzieje się w Europie lub USA, dostrzeże bez trudu, że kraje, w których homoseksualiści adoptują dziś dzieci przechodziły wiele lat temu dokładnie przez takie same dyskusje. Wystarczy przeanalizować przypadek Francji. Od miesięcy setki tysięcy Francuzów protestuje przeciwko rządowym planom umożliwienia gejom i lesbijkom adopcji dzieci. W ostatniej manifestacji wzięło udział blisko milion osób. To jednak, mimo wszystko, mniejszość. Z sondażu La Lettre de L’Opinion wynika, że 65 proc. Francuzów popiera małżeństwa homoseksualne, a 53 proc. opowiada się za umożliwieniem im prawa do adopcji dzieci. Skąd taka powszechna akceptacja? Sprawę demaskuje wpis na blogu europosłanki SLD Lidii Geringer de Oedenberg z września ub. roku:

Wysokie poparcie do pewnego stopnia "przygotowała" (po prawie 10-letniej batalii politycznej) regulacja z 1999 r. umożliwiająca zawieranie związków partnerskich (PACS). Związki hetero i homoseksualne otrzymały wtedy część praw z tych, jakie mają małżeństwa. PACS jednak nie dawały prawa adopcji dzieci przez pary tej samej płci

- pisze eurodeputowana, szczycąc się przy okazji, że SLD-wski projekt ustawy o związkach partnerskich oparty został właśnie na wzorze francuskim.

Podkreśla też, że na 27 państw Unii Europejskiej 14 wprowadziło już jakąś formę legalizacji związków homoseksualnych. W pięciu pary te mogą zawierać małżeństwa i adoptować dzieci, w dziewięciu mają prawo do związków partnerskich. Rząd Donalda Tuska, jako dyrektywowy prymus UE, wzorowo podpisujący wszystkie unijne zalecenia nie chce pozostawać w tyle. Im bliżej do kolejnych eurowyborów, tym więcej będzie chciał zdać więcej egzaminów z posłuszeństwa.

Działania lobby homoseksualnego obliczone są na lata. Środowiska mniejszościowe doskonale zdają sobie sprawę, że mentalizowanie społeczeństwa wymaga długofalowych działań. W liberalnej Francji "batalia polityczna" zajęła dziesięć lat. Polska jest już na właściwej ścieżce. Przed nami dekada homoseksualnej propagandy. Miejmy nadzieję, że nie przesiąkniemy nią na tyle, by podzielić los 14 innych krajów Unii Europejskiej. Skutki są bowiem nieodwracalne.

O tym kogo wychowuje rodzina typu gender i na jakie problemy cierpią dorosłe dzieci par homoseksualnych w ostatnim numerze tygodnika "wSieci":

U osób, które zostały wychowane przez homoseksualistów, prof. Regnerus stwierdził aż 24 rodzaje negatywnych skutków wychowania. Dorosłe dzieci pochodzące z "tęczowych rodzin" częściej myślą o popełnieniu samobójstwa, częściej mają problemy z prawem, chętniej sięgają po narkotyki, mają problemy z budowaniem trwałych związków, nie radzą sobie z dochowaniem wierności swoim partnerom i częściej korzystają z pomocy psychoterapeutów. Wśród wychowanków par homoseksualnych jest ponad trzy razy więcej bezrobotnych, niż wśród osób wychowanych w pełnych rodzinach, a prawie cztery razy więcej z nich korzysta z pomocy społecznej.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych