Felieton ukazał się w ostatnim numerze tygodnika „Sieci” [32 (297) 2018]
Pierwsze objawy są zwykle lekceważone i mijają niezauważone. Ot, jakaś drobna wysypka lepszego samopoczucia, większej pewności siebie zyskanej dzięki dobremu ulokowaniu się w partyjnym towarzystwie. Kilka miesięcy później pojawiają się jednak pierwsze objawy gorączkowania.
Już czuje się na swoim miejscu, zaczyna mieć poczucie pewnej przewagi, ba, może nawet wyższości nad innymi, gdy siada w swoim prezesowskim fotelu. Skrzętnie to wszystko ukrywa, jeszcze chodzi na stołówkę, aby widzieli go pracownicy, ale już w duchu cieszy się na wieczór, gdy umówił się w drogiej restauracji z ludźmi ze swojej klasy. Jeszcze pamięta, że niedawno zarabiał nieco ponad 3 tys. zł miesięcznie i trudno było pospłacać obowiązkowe rachunki, ale to wspomnienie coraz mocniej blaknie przy nowych barwach, które otwiera mu pensja prezesa.
Następne objawy choroby są już coraz bardziej uciążliwe dla otoczenia i coraz mniej zauważalne dla samego chorego. Powoli zaczyna się unosić ponad chodnikiem, gdy idzie. Systematycznie napełnia go też przekonanie o własnej niepowtarzalności i genialności. Zaczyna dobierać sobie nowych znajomych. Przecież nie wypada, aby ludzie pamiętali, że kiedyś był ot takim sobie zwykłym człowieczkiem. Poszukuje herbowych korzeni, zmienia hobby: kiedyś biegał po boisku za piłką, teraz jednak potajemnie zatrudnił instruktora, aby szybko pojąć arkana golfa.
Coraz częściej – w swojej sferze – słyszy, że mężczyźnie nie przystoi również stara, sfatygowana żona i najlepiej czym prędzej wymienić ją na jakiś „nowy model”. Nosi się z zamiarem opublikowania swojej książki, w której zawarłby złote myśli, które tak wzbudzają taki entuzjazm wśród podwładnych.
Całemu procesowi towarzyszy coraz mocniejsze przekonanie, że nasz delikwent jest absolutnie zdrowy, dobra zmiana jest przecież najlepszym lekarstwem na choroby, które trapiły ludzi poprzednich ekip rządowych.
Nagle przychodzi jednak dzień, gdy dotychczasowy asystent okazuje się bardziej sprytny, niż wyglądał, i „decyzją rady nadzorczej…” prezes zostaje odwołany. Informacja zastaje go w trakcie sutej kolacyjki w dobrym towarzystwie, więc początkowo łapie powietrze jak wyjęty z wody karp, a potem zaczyna się krztusić tak, że ktoś wali go po plecach. Usłużny asystent zjawia się niezwłocznie, aby… przejąć złotą kartę, laptopa i kierowcę. Na chodniku stoi „były”. Gorączkowo przebierając we wspomnieniach, szuka odpowiedzi na pytanie: jak to się mogło stać?!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/blogi/407636-gadowski-dla-sieci-choroba
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.