Gdzieś w drugiej połowie lat 80-tych miałem ogromny problem z uzyskaniem wizy do Niemiec. W Pagarcie czekał już na mnie kontrakt na dewizowe koncerty – a tu klops: niemiecki konsulat odmawiał mi prawa wjazdu nie podając przyczyn. Nie, bo nie. Kiedy w końcu – dzięki mej determinacji, kosztem pieniędzy, czasu i nerwów cała sprawa wyjaśniła się wreszcie z pozytywnym dla mnie efektem (był to typowy czeski błąd, ewidentna wina po stronie niemieckiej) – nikt mnie nawet nie przeprosił…
Wjeżdżając po raz pierwszy do Bundesrepubliki czułem jednak respekt dla tej rygorystycznej machiny państwowej, chroniącej wręcz przesadnie granice swego kraju. Niemcy wychodzili wtedy z założenia, że lepiej (na wszelki wypadek) nie wpuścić do siebie dziesięciu niewinnych obcokrajowców niż mieć na swoim terenie jednego „niepewnego” za dużo…
Kiedy dziś oglądam w medialnych przekazach setki tysięcy ludzi nielegalnie przekraczających granice Unii Europejskiej (przy pełnej świadomości, że personalia większości „imigrantów” są fikcyjne) – nie mogę się nadziwić metamorfozie, jaką przeszły Niemcy pod rządami Angeli Merkel. Nie sądziłem, że kryzys demograficzny można pokonywać w tak niekonwencjonalny sposób, spraszając do swego kraju każdego chętnego do pobierania socjalu… I to mimo licznych molestowań, bandyckich napadów i krwawych aktów terroru co radykalniejszych „nachodźców” na miejscową, gościnną ludność…
PS Właśnie mija 333 rocznica Bitwy Wiedeńskiej. Gdyby Kara Mustafa ruszył dziś na Wiedeń, powitano by go zapewne balonikami, chlebem i solą.
Z tomiku „Pro publico bono” - stosowny wiersz na tę okazję.
VENIMUS, VIDIMUS ET DEUS VICIT*
„Te kościoły już jutro będą meczetami!”
Wołał Kara Mustafa pod Wiednia murami.
Trzysta tysięcy gardeł ryknęło pod niebo:
„Allah akbar!** Mahomet jest prorokiem jego!”
I każdy z nich był gotów umrzeć za swą wiarę,
I czuło się moc wielką nad wojsk tych bezmiarem…
Słysząc to garść obrońców na murach struchlała,
Już ni siły, ni ducha do walki nie stało,
Zwłaszcza, że król Leopold – by chronić dynastię –
Uciekł z oblężonego przez Osmanów miasta
I z bezpiecznej oddali czekał rozwiązania;
Bez wiary… Bez nadziei… Bez woli przetrwania…
Lecz nim przyszło zapalać żałobne gromnice
Człek pobożny nadciągnął z północnej granicy.
Wiódł za sobą skrzydlato-barwny hufiec zbrojny
Dzielnych i w stal zakutych mężów bogobojnych,
Gotowych życie oddać za swych ojców Wiarę…
Z Bogiem w sercach, z Madonną Czarną na sztandarach,
Król Jan Trzeci Sobieski (on ci był tym wodzem)
Spadł jak jastrząb na wroga, utopił w pożodze,
I zastępy sułtana spod Wiednia przegonił…
Tak na ponad trzy wieki wolność nam obronił!
Na koniec, gdy tłum gromko głosił jego męstwo
Rzekł: „Starły się dwa Światy. Bóg nam dał zwycięstwo!”
Dziś bez walki Europę Islam wziął, niestety;
Wykupuje kościoły, zmienia je w meczety…
Tolerancja przekracza dopuszczalne ramy;
Już sami swe korzenie (głupcy!) wycinamy…
Goście – gospodarzami? Wszak to chwila bliska;
W puste miejsce po Krzyżu Półksiężyc się wciska.
Bezideowa tłuszcza przegrywa z kretesem;
Nikt nie zechce umierać za tęczowy deseń!
Zbrakło Wiary. Idei. Nie masz Sobieskiego.
Kończy się multi-kulti. Ucz się arabskiego…
-
„Przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył” – z listu króla Jana III Sobieskiego do papieża Innocentego XI
-
Bóg jest wielki!
I z tej samej okazji – najpopularniejszy na You Tube song o naszych najważniejszych Wiktoriach:
„ROK 966”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/blogi/397911-ochrona-granic
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.