Za ladą w sklepie, na stacji benzynowej, w McDonald’s, na plantacji truskawek, na budowie… Wszędzie już słychać śpiewny, wschodni akcent. Ponad milion Ukraińców pracuje w Polsce, nie stwarzając póki co żadnych problemów i wykonując prace, na których wykonywanie nie ma w kraju chętnych. To dobrze, bo nic tak nie zbliża narodów jak pokojowa współpraca. Ale pytanie – czy będzie to trwała wiecznie – siedzi nam, Polakom, gdzieś w tyle głowy.
Przez wiele lat rząd Tito trzymał za twarz multikulturową społeczność Jugosławii. Gdy go zbrakło, Bałkany spłynęły krwią. To samo było z Syrią, z której za chwilę zniknie (wysiedlona, wymordowana) liczna tam niegdyś diaspora chrześcijańska. Kraje Bliskiego Wschodu i Płn. Afryki są najlepszym dowodem na to, że ekstremalnie pojmowany nacjonalizm i fanatyczna religia nie tylko destabilizują, ale prowadzą do zagłady cały region.
11 lipca. Kolejna, symboliczna rocznica rzezi wołyńskiej. W odróżnieniu od polityków (PO-Ruch Palikota) nie miałem wątpliwości z zakwalifikowaniem jej jako zbrodni ludobójstwa. I jestem mniej pragmatyczny od polityków PiS, próbujący za wszelką cenę przeciągnąć obecną Ukrainę na „dobrą stronę mocy”…
Jeśli władze tego najbardziej skorumpowanego europejskiego kraju nie określą, czy bliżej im do zbrodniczej tradycji banderowskiej, czy też do zerwania z krwawą przeszłością UPA – nie powinniśmy zapraszać tego kraju do „naszej” Europy. W perspektywie żądań, jakie mogą wkrótce nastąpić ze strony edukowanego pomnikami zbrodniarzy społeczeństwa (zwrot Przemyśla, Krakowa itp.) paradoksalnie w interesie Polski jest jak najdłuższe trwanie wojny rosyjsko-ukraińskiej, absorbującej oba odwieczne zagrożenia z dala od naszych granic…
PS Z tomiku „Ja tu zostaję” przypominam wiersz napisany po pamiętnej ustawie sejmowej kwalifikującej ludobójstwo Polaków na Wołyniu jako „czystki etniczne”:
LUDOBÓJSTWO
Na Wołyniu, w czas wojny (wieść to wręcz komiczna)
Nie było ludobójstwa, a czystki etniczne!
(Taką w sejmie ustawę wprowadzono karnie
Głosami „platformersów” i „palikociarni”).
Sto tysięcy Polaków (dzieci i kobiety!)
Nie doczeka się prawdy. Nie, bo nie! Niestety…
Polegli na ołtarzu „real-polityki” –
Przez Polskę opuszczeni… Jakby byli nikim…
Zamordowany naród w nicość się przemienia,
Wraz z nim odchodzą w niebyt przyszłe pokolenia;
Wszak życie każde jest to fala istnień nowych –
Jednym ciosem przerwanych w ludobójczych łowach…
Zamykam oczy… Płaczę… Głowy znów się toczą…
Studnie od krwi ciężarne… Oczodoły broczą…
Dzieci na martwych matkach bezgłośnie szlochają;
Przed widłami nie umkną… Zbyt wolno biegają…
Strząsam z siebie ten koszmar, rozglądam się wokół,
Rżnie kapela, a młodzież tańczy jak w amoku.
Byle skocznie, pod nogę! Byle dziś coś przeżyć!
To, co wczoraj – zapomnieć. Kasandrom – nie wierzyć.
Pamięć można wymazać; nową pamięć wstawić.
Losu tym nie oszukasz; świat znów będzie krwawić.
Patrz – rezunom Bandery stawia się pomniki!
To już nie ludobójcy, to „czystko-etniki”…
PS
Jest i dobra nowina; bo dnia pamiętnego
Zakazano uboju (sic!) rytualnego…
Chciałbym zatem zapytać przywódców Polaków,
Czemu lepiej traktują bydło niż rodaków?
A z cyklu – znalezione w sieci – ballada „Wołyń 1943 (z płyty „Patriotyzm”). Kulisy jej powstania opisałem kilka lat temu, gdy nie było jeszcze filmu Wojciecha Smarzowskiego:
Po napisaniu utworu „Katyń 1940” sądziłem, że nic bardziej traumatycznego nie może już wyjść spod mego pióra. Setki tysięcy wejść na You Tube, kilkadziesiąt wersji coverowych tej prostej, katyńskiej ballady, niezwykle emocjonujące wpisy internautów – to wszystko uzmysłowiło mi, że dotknąłem wyjątkowo wrażliwej struny polskiej duszy…
I prawie że natychmiast popłynęło z sieci żądanie: „Proszę napisać coś o Wołyniu. Ta krwawa zbrodnia musi zostać upamiętniona! Prosimy! No bo jeśli nie Pan, to kto?…”.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie da się ot tak, po prostu – siąść i opisać tego ogromu okrucieństwa, nie mającego odpowiednika w nowożytnej historii; skala wołyńskiej rzezi przekracza wszelkie nasze wyobrażenia o człowieczeństwie…
Parafrazując słowa rotmistrza Pileckiego (porównującego Auschwitz z katowniami UB) można by powiedzieć, że „Katyń przy Wołyniu – to była igraszka”. Doprowadzenie polskich oficerów na brzeg wykopu, strzał w tył głowy – toż to śmierć prawdziwie „humanitarna”, to nie boli…
W wołyńskich wioskach było stosunkowo mało mężczyzn; wielu z nich wywieziono na roboty do Niemiec, część była w partyzantce, znaczny odsetek zginął podczas działań wojennych. Na bezbronne kobiety, dzieci i starców napadali ukraińscy sąsiedzi, uzbrojeni w karabiny, siekiery, bagnety, sierpy, młotki, cokolwiek…
Ofiary palono żywcem w chatach i kościołach, gwałcono, przybijano gwoździami, przecinano piłami… Bezbronnych Polaków masakrowano z sadystycznym upodobaniem; niewiastom w ciąży rozpruwano brzuchy, maleńkie dzieci nabijano na sztachet. Śmierć zadawana była powoli, bardzo powoli… Porównanie banderowców z UPA do zwierząt uwłacza tym ostatnim; żadne zwierzę nie zadaje swym ofiarom tylu cierpień…
W odróżnieniu od Rosjan w Katyniu, ukraińscy nacjonaliści na Kresach nie prowadzili żadnych ewidencji. Wybijano całe wioski, rozkradano majątki, palono zabudowania – a sam szacunkowy rozrzut liczby ofiar – od 60 do 200 tys. świadczy o skali tego masowego, zorganizowanego ludobójstwa. Bezmiar okrucieństwa oprawców miał zmusić pozostałe przy życiu ofiary do ucieczki na zachód. I to działało…
Czasami zastanawiam się, dlaczego kino epatujące na co dzień okrucieństwem (np. „Masakra piłą mechaniczną 6”, czy cała seria filmów Quentina Tarantino) nie podejmuje tak „atrakcyjnego” dla kinematografii tematu mordów na Kresach. Dochodzę do wniosku, że fabuły współczesnych horrorów z daleka trącą umownością i fantazją, a u wspomnianego wyżej Tarantino zahacza to wręcz o komedię…
W zderzeniu ze światem realnego ludobójstwa UPA wyobraźnia filmowców odmawia posłuszeństwa; gdyby nie świadectwo ludzi, którzy jakimś cudem przeżyli rzeź wołyńską trudno by uwierzyć, że działo się to naprawdę…
Kiedyś, późno w nocy obejrzałem w TVP dokument o zbrodniach UPA na Wołyniu. Obecni staruszkowie (w latach 40-tych – kilkuletnie dzieci) opowiadali o tragicznej śmierci swoich najbliższych: rodziców, rodzeństwa, przyjaciół, sąsiadów. Emocje, wzruszenia i łzy co chwila przerywały narrację; horror strasznych wspomnień wracał po latach ze zdwojoną siłą…
Po tym programie nie mogłem już zasnąć. Zdałem sobie sprawę, że to są ostatni żywi świadkowie pamiętający PRAWDĘ o tamtych krwawych zajściach.
I tak do rana powstała ballada „Wołyń 1943”, oparta na harmonii znanej „Ukrainy”… (
Całość artykułu: http://wpolityce.pl/polityka/161610-wolyn-1943-historia-pewnej-ballady
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/blogi/348267-klopot-z-ukraina-rocznicowe-rozwazania-wolynskie