W prawdziwie wolnej Polsce, ani Aleksander Kwaśniewski, ani Bronisław Komorowski nie zostaliby prezydentami

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

Demonstracja KOD, radująca się z wyborów sprzed 27 lat, jest przypieczętowaniem sukcesu komuchów i ubeków w III RP.

Gdy dziś widzi się na scenie dwóch byłych prezydentów broniących rzekomo zagrożonej demokracji, Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego, to jest najlepszy dowód na to w jak koślawym państwie przyszło nam żyć. W wolnej Polsce ktoś taki jak Aleksander Kwaśniewski nie miał by żadnych szans zostania prezydentem. Gdyby przeprowadzono od razu, uczciwą lustrację i dekomunizację, byłby zupełnie wyeliminowany ze sceny politycznej. Dla młodszych obywateli jest to niegroźny pijaczek, czasem nawet pocieszny. Jednak starsze pokolenie pamięta go, jako pezetpeerowskiego karierowicza ze stanu wojennego, pupilka Jaruzelskiego i Kiszczaka. Trudno znaleźć dowody ukończenia studiów i pracy magisterskiej na Uniwersytecie Gdańskim gdzie studiował na Wydziale Ekonomiki Transportu, ponieważ ostatni rok zaliczył na Wydziale Międzynarodowego Dziennikarstwa w Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych w Moskwie przy MSZ. Tam zdobył stopień magistra, do czego woli się taktycznie nie przyznawać. Czemu? Powinien być dumny! Z  historii Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – celujący, z komunizmu naukowego – celujący, z ateizmu naukowego – celujący. Dobrze wykształcony prosowiecki aparatczyk byłby przez dziesięć lat prezydentem w wolnej Polsce? Nie do pomyślenia. Tym bardziej, że jego prezydentura kojarzy się przede wszystkim z komitywą z największym „biznesmenem” III RP Janem Kulczykiem, którego geniusz polegał na przejmowaniu majątku narodowego, czyli prostackiego okradania Polaków. I w tych interesach uczestniczył prezydent Polski. Fundacja jego żony Jolanty Kwaśniewskiej nie podległa nigdy żadnej kontroli.

Równie ciekawą postacią jest Bronisław Komorowski, który prezydentem został po zamachu na Lecha Kaczyńskiego, w wyniku wyborów obsługiwanych przez „ruskie serwery” i Państwową Komisję Wyborczą szkolną w Moskwie. Przecież to jest nie do pomyślenia, żeby suwerenne państwo, korzystało bez żenady ze wsparcia niejakiego Czurowa, zwanego „czarodziejem Kremla”. Jak wyglądają rosyjskie wybory wiemy doskonale i my się potrzebujemy od nich uczyć. Dzisiaj Bronisław Komorowski wychodzi na trybunę i mówi: „ …pamiętam, jak mojego ojca nazywano „zaplutym karłem reakcji”. Pamiętam, jak w okresie komunizmu byłem nazywany warchołem”. Chyba, żeby sobie powetować te traumę wżenił się w ubecką rodzinę, a potem zwierzał się, że resortowy teść pomagał mu ukończyć studia na Wydziale Historii UW. Kim jest naprawdę Bronisław Komorowski możemy się dowiedzieć z książki Wojciecha Sumlińskiego: „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”. Tam zamiast jowialnego myśliwego chętnego do opowiadania głupawych anegdot, mamy zimnego gracza zamieszanego w poważne sprawy. Dlaczego obecne służby państwa polskiego nie zajmują się waśnieniem tych „dziwacznych” powiązań, które może by rzuciły nawet światło na katastrofę smoleńską, trudno odpowiedzieć. Nagła zmiana w marcu 2010 roku kandydata Platformy na prezydenta, cały czas wygląda, pomimo różnych, niby racjonalnych tłumaczeń, niezwykle podejrzanie.

4 czerwca 1989 r komunizm w Polsce nie upadał. Wprost przeciwnie dostał historyczną szansę przepoczwarzenia się i umocnienia na niespotykaną nawet w PRL skalę.

III RP nikt nie poniósł żadnej konsekwencji z peerelowskie zbrodnie. Gdy w kampanii prezydenckiej Bronisław Komorowski sadził dęby i zachłystywał dwudziestopięcioleciem wolności, to można było jego zachwyt zrozumieć. Mówił w imieniu wielu, którzy w tej wolnej Polsce powinni zasilić system penitencjarny swoimi miernymi osobami. Za przewiny z PRL jak i za te współczesne.

Pogrzeb Jaruzelskiego był najlepszą cezurą tego w czym się znaleźliśmy po 1989 roku. Komunistyczna kanalia była chowana z honorami. Tam też na pokrętnej mszy, ni to pogrzebowej, ni to nie wiadomo jakiej, w Katedrze Wojska Polskiego, mogliśmy spotkać i Kwaśniewskiego i Komorowskiego. A generał spoczął w Alei Zasłużonych na Powązkach. Granda i skandal jest niestety naszym ciągłym udziałem. Jak widać sowiecka agentura i pewnie wiele innych, cały czas nie odpuszczają, dlatego na trybunach wiecowych widzimy, tych a nie innych beneficjentów III RP. Nieustanne trąbienie o wolnej Polsce jest także metodą walki z Polakami. Walki polegającej na usypianiu kłamstwem. Przecież PRL to nie był radziecką kolonią, tylko niczym nieskrępowaną krainą szczęścia dla robotników i chłopów, związaną dozgonnym sojuszem z bratnią partią moskiewskich towarzyszy. Po 1989 roku próbuje się nam cały czas wmawiać, jacy to jesteśmy wolni, gdy tak naprawdę trwa niewidzialna okupacja. O żołnierzach wyklętych możemy mówić dopiero od paru lat. O tych którzy ich katowali cały czas jeszcze nie wypada. Co więcej potomkowie ubeckich morderców, dziś hucpiarsko kpią sobie z nas, organizując manifestacje w obronie demokracji.

Wolni będziemy wtedy, kiedy ludzie pokroju Kwaśniewskiego, Komorowskiego i im podobni, przestaną brylować na trybunach, natomiast dowiemy się, kim są naprawdę i czyje interesy reprezentują.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych