Dobrze, że zabierają głos ws. zamachu na Ukrainie. Dzięki temu jak na dłoni widać ich manipulacje po 10/04

Płk Piotr Łukaszewicz, dr Maciej Lasek, płk Edmund Klich. Fot. wPolityce.pl / YouTube / TVP, TVN24
Płk Piotr Łukaszewicz, dr Maciej Lasek, płk Edmund Klich. Fot. wPolityce.pl / YouTube / TVP, TVN24

Pamiętają Państwo płk. Piotra Łukaszewicza, jednego z dyżurnych „ekspertów” smoleńskich komentujących kolejne fakty związane z tragedią 10/04? Rosyjski zamach na malezyjski samolot pozwolił go odkurzyć przez redakcję „Polski the Times”.

Były szef oddziału szkolenia Dowództwa Sił Powietrznych dziś przekonuje, że po tragedii w Smoleńsku „Rosjanie od samego początku deklarowali współpracę z polskimi przedstawicielami i poprawnie ją realizowali”. Ale najpierw przypomnijmy sobie, z czego pułkownik zasłynął wcześniej:

Lipiec 2010, TVN24:

Podstawową przyczyną był brak umiejętności dyplomatycznych u załogi samolotu – rozumianej jako umiejętność powiedzenia komuś „spadaj” w taki sposób, by ten ktoś poczuł podniecenie przed nadchodzącą podróżą.

Wskazywał też na naciski ze strony prezydenta. Mówił, że wojskowi piloci nie są uczeni odmowy wykonania rozkazu, pilot został postawiony w takiej sytuacji, a “zwierzchnik sił zbrojnych nie był w stanie zaakceptować tego faktu”

Styczeń 2011, RMF FM:

Nie jestem w stanie zrozumieć, co skłoniło załogę, która pomimo tych wszystkich jednoznacznych braków w informacjach, zdecydowała się podchodzić do lądowania w takich warunkach. Jak bardzo musieli być zdeterminowani, żeby wykonać to zadanie?

Kwiecień 2012, „Polska The Times”:

Bezpośrednia przyczyna katastrofy została ustalona i to nie podlega żadnej dyskusji, pod tym względem traktuję raport komisji Millera jako całkowicie wiarygodny.

Listopad 2012, „Polska The Times”

Wszystko, co do tej pory zostało oficjalnie opublikowane, jednoznacznie wyklucza eksplozję materiałów wybuchowych jako przyczynę katastrofy

— powiedział po artykule w „Rzeczpospolitej” o odnalezieniu śladów trotylu na wraku tupolewa. Jego słowa nie miały żadnego uzasadnienia w faktach, bo wówczas (podobnie zresztą jak i dziś) nic nie pozwalało wykluczyć wybuchu, a prokuratura wciąż ten aspekt bada!

W dalszej części tego wywiadu Łukaszewicz broniąc powyższej tezy powołał się m.in. na badania Wojskowego Instytutu Chemii i radiometrii, który w 2010 r. przeprowadził badania pod kątem obecności materiałów wybuchowych na kilku przedmiotach pochodzących z miejsca katastrofy. Problem w tym – o czym pisaliśmy na portalu wPolityce.pl wielokrotnie – że instytucja ta nie miała akredytacji do prowadzenia takich badań, a zajęła się jedynie kilkoma przedmiotami (fragment ubrania, banknotu, książki) dostarczonych przez Rosjan. Jak wiemy od kilku tygodni, setki próbek poddanych laboratoryjnym analizom wykazały obecność m.in. heksogenu, pentrytu i trotylu. Najwięcej śladów materiałów wybuchowych znaleziono na próbkach pobranych z foteli TU-154M.

O postulacie powołania międzynarodowej komisji ws. katastrofy smoleńskiej Łukaszewicz powiedział:

Ona ma uzasadnienie tylko i wyłącznie społeczne czy polityczne. Ma uzasadnienie w tym względzie, że wciąż istnieje grupa osób, które nie wierzą w ustalenia dokonywane przez fachowców prowadzących dochodzenie w Polsce, kwestionują ich opinie i poszukują rozwiązań poza krajem. (…) Dla mnie okoliczności i przyczyny katastrofy smoleńskiej zostały jednoznacznie i wystarczająco ustalone. Wszystko inne to chocholi taniec na trumnach tych, którzy w niej zginęli.

Skoro już odświeżyliśmy sobie pamięć i wiemy, z kim mamy do czynienia, możemy zerknąć do dzisiejszego wywiadu z „ekspertem”. Poza rutynowymi zdaniami o tym, jakie są trudności w badaniu zamachu na malezyjski samolot, Łukaszewicz chętnie podejmuje wątek analogii do katastrofy smoleńskiej.

Przede wszystkim ten temat jest podnoszony przez polityków oraz media, którzy katastrofę smoleńską i jej skutki usiłują wykorzystać dla osiągnięcia własnych celów politycznych. Nie ma żadnych, powtarzam żadnych analogii pomiędzy katastrofą rządowego Tu-154 na lotnisku w Smoleńsku a zestrzeleniem malezyjskiego samolotu. Nie ten kraj, nie te okoliczności, nie ta przyczyna. Podnoszenie argumentu o analogiach między tymi dwoma zdarzeniami nie jest w żaden sposób uprawnione. Oceny moralnej takiego postępowania nie będę wygłaszał, bo nie używam publicznie słów powszechnie uważanych za wulgarne

— wypada tylko podziękować pułkownikowi za jego wstrzemięźliwość i rozwagę. Zwłaszcza, że chwilę później sam zastawia na siebie sidła:

Ograniczenie dostępu do miejsca katastrofy ma na celu ukrycie dowodów, że najprawdopodobniej samolot został zestrzelony przez rosyjski system przeciwlotniczy, z udziałem rosyjskiego personelu wojskowego. Naciski Rosji na włączenie MAK w prace komisji badania wypadków lotniczych będą stanowiły argument polityczny mający na celu dyskredytację państwa ukraińskiego i zaprzeczenie jego prerogatyw w zakresie wyjaśnienia przyczyn katastrofy lotniczej, która miała miejsce na terytorium Ukrainy. Rosja prowadzi szeroko zakrojoną akcję propagandową, której celem jest obarczenie tego państwa wyłączną winą za katastrofę malezyjskiego boeinga.

Gdyby zmienić ledwie kilka słów powyższa wypowiedź byłaby niezłym opisem tego, co wykonywały służby Kremla (i pracujący dla nich oficjalnie i nieoficjalnie po obu stronach polsko-rosyjskiej granicy) w kwietniu 2010 r. Ale Łukaszewicz faktów nie jest w stanie połączyć. Więcej – ucieka się do zwykłych kłamstw, jak np. o dobrej współpracy z Rosją w pierwszych tygodniach po katastrofie smoleńskiej:

”Polska the Times”: - Jak wyglądała współpraca z Rosjanami po katastrofie tupolewa i jak może wyglądać teraz?

Płk Łukaszewicz: - To dwie inne sytuacje, przyczyny katastrofy polskiego Tu-154 leżały w obszarze czynnika ludzkiego, w podjęciu niewłaściwych decyzji i nieprawidłowej ich implementacji. Dotyczyły one organizatorów lotu, załogi samolotu, a także kontrolerów na lotnisku Smoleńsk-Północ. Rosjanie od samego początku deklarowali współpracę z polskimi przedstawicielami i poprawnie ją realizowali do momentu, w którym pojawiła się kwestia nieprawidłowości w działaniu rosyjskich kontrolerów lotu. A potem zaczęły się wzajemne oskarżenia o brak współpracy, o ukrywanie dowodów itp. rzeczy. Opublikowanie przez Polskę uwag do raportu komisji MAK praktycznie zamknęło współpracę i jakąkolwiek wolę porozumienia późniejszego.

Szkoda, że pan pułkownik nie idzie dalej. A przecież mógłby! Czemu nie powiedzieć, że Polska nie powinna wtrącać się do rosyjskiego śledztwa ws. 10/04? Czemu nie stwierdzić, że uwagi do raportu MAK były niepotrzebne? Gdyby nie to, współpraca z Moskwą do dziś byłaby wzorowa! Łukaszewicz de facto to mówi, ale jakoś tak nie wprost.

Jednym z najważniejszych, o ile nie głównym zadaniem wszystkich tych pseudo-specjalistów od katastrof lotniczych odgrzebywanych dziś przy okazji rosyjskiego zamachu nad Ukrainą jest neutralizowanie niepoprawnych myśli naturalnie rodzących się w głowach.

Nie uda im się. Analogii jest aż nadto i nie potrzeba mędrców do ich objaśniania. A internetowe archiwa nie płoną. Widzimy więc jak na dłoni różnicę w reakcjach rządu Holandii w 2014 r. i rządu Polski w 2010 r. (a nawet rozbieżności w retoryce naszych władz na przestrzeni czterech lat). Słyszymy, jak Edmund Klich postuluje dziś powołanie komisji międzynarodowej, a po Smoleńsku chciał grzecznie czekać na raport MAK.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Edmund Klich stał się zwolennikiem komisji międzynarodowych. Przypominamy, co dokładnie mówił po Smoleńsku!

Blogerka Martynka dla wPolityce.pl: „A jednak wrak jest najważniejszy, czyli o ewolucji poglądów”

Słyszymy, jak Maciej Lasek podkreśla wagę dostępu do wraku samolotu i czarnych skrzynek. W przypadku śmierci polskiej elity on sam i jego koledzy nie widzieli takiej konieczności.

CZYTAJ WIĘCEJ: Maciej „Wujek Dobra Rada” Lasek wie jak rzetelnie badać katastrofę: „Najważniejszy dostęp do miejsca katastrofy i rejestratorów”

Pamiętamy też, jak przekonywał, że w Smoleńsku wybuchu nie było, o czym mają świadczyć m.in. czarne skrzynki:

W zapisie rejestratora głosu nie ma odgłosu wybuchu

— powiedział 10 kwietnia 2014 r. A co stwierdził przed dwoma dniami ws. skrzynek Boeinga 777?

Prawdopodobnie ich zapis urywa się bez żadnych symptomów tego, że coś się dzieje.

CZYTAJ WIĘCEJ: Paradne! Maciej Lasek podnosi alarm: Rosjanie zacierają ślady i są niewiarygodni! „Potrzebne czarne skrzynki!”

To w końcu rejestrator głosowy może zachować dźwięk wybuchu czy też nie? Niechże się pan doktor zdecyduje.

Na jego nieszczęście, również zwykłe zdjęcia podważają narrację, w którą tak się zaangażował.

CZYTAJ WIĘCEJ: Brzoza mocna niczym „Buk”… Czy samolot po uderzeniu w drzewo wyglądałby podobnie do maszyny roztrzaskanej przez rakietę? ZOBACZ ZDJĘCIA

Zamach na lot MH17 w naturalny sposób przypomina o Smoleńsku. Te dwie tragedie łączy zbyt dużo,, by dało się analogie zagadać mądrościami skompromitowanych „ekspertów”. Świat teraz patrzy na to, co dzieje się na Ukrainie. Musimy więc przypominać o tym, czego bał się (i wciąż się boi) głośno mówić polski rząd. I będziemy!


CZYTAJ TAKŻE: Raport po tragedii na Ukrainie: tak zabija Putin! Nowy numer „wSieci” od poniedziałku w kioskach!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.