Edmund Klich stał się zwolennikiem komisji międzynarodowych. Przypominamy, co dokładnie mówił po Smoleńsku!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl / tvn24
Fot. wPolityce.pl / tvn24

MAK to byłby zły scenariusz wyjaśniania katastrofy. Dlatego, że jakąkolwiek decyzję MAK by wydał, to ona byłaby albo zaakceptowana tylko przez jedną stronę, albo przez żadną stronę

— powiedział Superstacji o zestrzeleniu malezyjskiego samolotu Edmund Klich, były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, akredytowany przy MAK podczas wyjaśniania katastrofy smoleńskiej.

Jak było w przypadku Smoleńska? Polskie służby i urzędnicy oddelegowani do „wyjaśniania” naszej narodowej tragedii natychmiast zawierzyli Kremlowi, Putinowi, MAK i Tatianie Anodinie. Z Klichem na czele!

To przecież on, przypomnijmy, był osobą, do której jako pierwszej z Polski zadzwonił szef komisji technicznej MAK i poinformował, według jakich przepisów będzie przebiegało badanie katastrofy smoleńskiej. Klich stał się gorącym orędownikiem tej koncepcji i z radością przekazał ją premierowi.

Jeszcze ciekawsze jest, jak według pułkownika powinno wyglądać ustalanie tego, co dokładnie stało się z malezyjskim samolotem.

Zresztą komisja nie będzie ustalać kto wystrzelił rakietę. Będzie ustalać przyczynę upadku samolotu. A przyczyną najprawdopodobniej jest uderzenie rakiety przeciwlotniczej średniego zasięgu. Na miejscu mogą być eksperci innych państw, np. Malezji i Stanów Zjednoczonych. Najlepszym rozwiązaniem byłaby komisja międzynarodowa.

A co mówił Edmund Klich, gdy pytano go o potrzebę powołania komisji międzynarodowej w celu wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej? To wypowiedź z 8 grudnia 2010 r. dla Radia Zet, po ośmiu miesiącach od tragedii:

Na obecnym etapie uważam, że taka komisja jest niepotrzebna, poczekajmy na końcowy raport MAK to wtedy będzie można to ocenić, czy tam są pełne dane, czy nie, czy należy odwołać się do jakiejś instytucji międzynarodowej.

Wtedy miesiące rosyjskich kłamstw, dezinformacji i łamania prawa międzynarodowego mu nie wystarczyły. Teraz już po jednym dniu wie, że międzynarodowa komisja jest niezbędna.

Słowa raz wypowiedziane nie giną. Będziemy je przypominać i będziemy z uporem wracać do tego, jak zachowywali się polscy oficjele po 10 kwietnia. Teraz widać to jeszcze lepiej.

znp, Superstacja

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych