Trzy zadane pytania do Ewy Kopacz. I trzy lawirujące połajanki zamiast odpowiedzi. "Trzeba coś zrobić z tym dopytywaniem pani premier!"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. KPRM
Fot. KPRM

W samym środku kampanii prezydenckiej konferencja prasowa, słowa i działania premier Ewy Kopacz nie są tematami, które przesadnie elektryzują opinię publiczną. Ale warto o nich wspomnieć, bowiem pokazują, kto kieruje naszym państwem.

Byłem na wtorkowej konferencji i nawet - z powodu kiepskiej dziennikarskiej frekwencji, ostatnio odmówiono naszej redakcyjnej koleżance tej możliwości - miałem szansę zadać pytanie pani premier. A w zasadzie trzy bardzo proste pytania, na które - w miejsce odpowiedzi - uzyskałem szereg połajanek, porad i uników ze strony szefowej rządu.

Po pierwsze - dlaczego Ewa Kopacz zrezygnowała z członkostwa w SKOK-ach. Co ciekawe, w marcu tego roku marszałek Sikorski złożył wniosek o kontrolę posłów, którzy wzięli pożyczkę w tej instytucji, sugerując ich konflikt interesów w komentowaniu afery SKOK Wołomin. Ale Kopacz kontrola już nie objęła, bowiem szeregi Kas opuściła.

CZYTAJ WIĘCEJ: A to niespodzianka! Ewa Kopacz miała kredyt w SKOK i z członkostwa w kasie spółdzielczej zrezygnowała… dopiero miesiąc temu!

O sprawę wcześniej zapytała reporterka tvn, później pani premier próbowała precyzować całą kwestię.

No tak… Ale wie pani, że ja kilka lat temu zaufałam tej instytucji - i tak jak kilka dziesiątek tysięcy Polaków wzięło tam kredyt. Problem nie polega na tym, żeby dziś dopytywać tych, którzy brali tam kredyty… (…) Właśnie dlatego [zrezygnowałam z członkostwa w Kasach - dop. mf], że sama byłam tam kredytobiorcą, że taka sytuacja powinna być wyjaśniona

— mówiła, dodając przekaz Platformy o potrzebie wcześniejszego nadzoru Kas. Potwierdziła też, że kredyt „na urządzenie mieszkania” (22 tys. złotych) wzięła w Kasie Stefczyka w Radomiu.

Doprawdy, trudno się połapać w logice Ewy Kopacz. Powtórzmy - pani premier przekonuje, że „zrezygnowała z członkostwa dlatego, że… sama miała tam kredyt”. Jeśli ktoś nadąża za tokiem rozumowania szefowej Platformy, proszę dać znać w komentarzach.

Kwestia numer dwa - sprawa afery taśmowej. Wydłużająca się lista nagranych osób, możliwość potencjalnego szantażu przez dysponentów taśm ich bohaterów, wreszcie sprawa obiecanego raportu w tej sprawie wydają się problemem, w którym opinia publiczna powinna otrzymać jasne i precyzyjne informacje od szefowej rządu.

Nic bardziej mylnego.

Pan widocznie ma większą wiedzę niż ja w sprawię afery podsłuchowej. Nie znam tych nagrań, wiem, że są w prokuraturze, nie słuchałam ich. Jedynym adresatem pytań w tej sprawie jest prokurator. Nie znam tych nagrań, więc trudno mi oceniać te nagrania. Myślę, że prokuratura jest instytucją, która tę sprawę wyjaśnia i to ona - bez popędzania przez kogokolwiek - wyjaśni tę sprawę

— mówiła Kopacz.

Szantaż nagranych osób? Żaden problem. Zamiast odpowiedzi, z której opinia publiczna mogłaby wywnioskować, czy premier Kopacz uważa ten problem (przyznajmy - potencjalny) za istotny dla instytucji państwa, otrzymałem połajanki i porady życiowe.

Łatwiej żyć, kiedy człowiek nie jest taki podejrzliwy. Gdyby się okazało, że na taśmach jest coś złego, nie tylko dowód przestępstwa, ale i sugestie, że te materiały mogą być podstawą szantażu kogokolwiek, to od tego jest państwo polskie, od tego są instytucje, które świadczą o tym, że to państwo polskie działa. Na pewno ja się tym nie będę zajmować. I z całym szacunkiem do pana redaktora, pan też nie

— powiedziała tajemniczo Ewa Kopacz.

CZYTAJ WIĘCEJ: Absurdalne słowa Kopacz: Nagrani w aferze mogą być szantażowani? „Łatwiej żyć, gdy człowiek nie jest taki podejrzliwy”

Nie wiem, czy państwo pamiętają, ale w listopadzie minionego roku Donald Tusk - wówczas już w roli byłego premiera - przemierzał Krakowskie Przedmieście w prezydenckim marszu „Razem dla Niepodległej”. Pytany o swoją obietnicę, wypalił:

To już nie do mnie, to do nowej pani premier…

Poszedłem więc naiwnie za radą Donalda Tuska i zapytałem o sprawę jego następczynię. Efekt? Więcej niż kuriozalny.

Jak pan zauważył, a ja to już zauważyłam, pan premier Tusk nie jest już premierem polskiego rządu, tylko jest przewodniczący Rady Europejskiej. I bardzo dobrze, bo to świadczy, że Polska została doceniona. Ale chcę panu powiedzieć, że prokuratura nie podlega premierowi - to jeszcze dość dawno temu zdecydowaliśmy, że prokuratura jest niezależna i to prokuratura będzie. Mogę panu zagwarantować - nie będę wpływać na prokuraturę, ani ją popędzać, ani wymuszać niczego

— tłumaczyła.

Wreszcie trzecia sprawa - interdyscyplinarny zespół naukowców ws. zbadania nieprawidłowości przy wyborach samorządowych. Postulat ten zgłosili profesorowie Czaputowicz, Dudek i Kamiński analizując podane - po kilku miesiącach (!) - przez PKW wyniki. Do sprawy będziemy jeszcze wracali (bo sprawa jest miejscami naprawdę bardzo zastanawiająca), tutaj zamieszczam tylko odpowiedź Kopacz na ten postulat:

Od tego jest komisja wyborcza i ci, którzy reprezentują wyborców i ugrupowania polityczne. Ta instytucja nazywa się mężem zaufania - jeśli te nieprawidłowości były, to powinny być odnotowane w protokole, gdy liczono głosy. Nad tym PKW z pewnością się pochyli

— odparła.

Bagatelizowanie problemów, ucieczka od konkretnych odpowiedzi, wreszcie rozmywanie tematu - nie mam większych złudzeń i wiem, że również od tego są politycy. By kluczyć, a nie odpowiadać „tak, tak, nie, nie”. Całkiem nieźle przygotowano Ewę Kopacz w tej kwestii. Gdy jednak niemal każde pytanie natrafia na taki mur, zaczyna to być mocno irytujące.

Na marginesie - sztab Andrzeja Dudy trafił w dziesiątkę z próbą polaryzacji opinii publicznej wokół tematu wejścia do strefy euro. We wtorek prezydent Komorowski wyzywający Dudę od „kramarzy”, a dziś Ewa Kopacz próbująca przerzucić kwestię strefy euro na… uczestnictwo w UE w ogóle.

CZYTAJ WIĘCEJ: Ewa Kopacz dołącza do ataku na Andrzeja Dudę: „Czy on i jego partia chcą wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej?!”

Nerwy, nerwy, nerwy. Widoczne zresztą też po konferencji prasowej. Kilku z dziennikarzy, którzy zostali w KPRM chwilę dłużej było świadkami rozmów między przedstawicielami biura prasowego Ewy Kopacz. Dżentelmeni przekonywali się wzajemnie, że „trzeba coś zrobić z tym dopytywaniem pani premier”. Nie może być bowiem tak, żeby jakiś tam redaktor z wPolityce.pl czy innej redakcji śmiał dopytywać, a nie spijać potulnie słowa z ust.

Smutne to wszystko.

CZYTAJ WIĘCEJ:

„Studniówka” Ewy Kopacz - miałkość, zero konkretów i cała seria uników. Dlaczego pani premier nie odpowiedziała mi na pytanie o przeszłość w ZSL?

Bez wizji i w ucieczce przed konkretami. Jak Ewa Kopacz kluczy po pytaniach wPolityce.pl: „Gdybym wiedziała, to bym tu robiła za proroka, a nie za premiera!”

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych