Sobotnie pomysły i wysiłki w kampanii Andrzeja Dudy były więcej niż poprawne i pokazują, że w sztabie PiS poważnie myśli się o wygranej w wyborach. Kandydat Prawa i Sprawiedliwości podczas porannej konferencji prasowej w Warszawie „wrzucił” do debaty publicznej temat wejścia do strefy euro, a następnie odbył szereg spotkań na Podlasiu: najpierw ze studentami, a następnie z mieszkańcami kilku tamtejszych miejscowości. Zarazem w otoczeniu Dudy panuje słuszne przekonanie, że konieczne jest przyspieszenie, przejęcie inicjatywy i przede wszystkim większa polaryzacja między dwoma głównymi kandydatami w tych wyborach.
Dlaczego? Z prostego powodu - w grę polityczną i wyścig Andrzeja Dudy z Bronisławem Komorowskim wciąż jest „wciągnięta” zbyt mała liczba osób, które mogą okazać się kluczowe w perspektywie końcowego wyniku. Maraton wyborczy Dudy po Polsce powiatowej jest godny podziwu, zwłaszcza że po pretendencie do schedy po prezydencie ciągle nie widać zmęczenia i zniechęcenia. Można czepiać się, że mógłby być mniej spięty podczas spotkań ze studentami, można zastanawiać się, czy w każdym mieście musi powtarzać te same schematyczne przemówienia, ale w gruncie rzeczy to didaskalia. Wydźwięk jest bowiem jednoznaczny - Duda haruje na swój wynik, dając z siebie 120 procent.
120% Andrzeja Dudy może, ale nie musi dać mu pozytywnego efektu w majowych wyborach. Stąd konieczna podwyższenia temperatury sporu między nim a Bronisławem Komorowskim - a co za tym idzie dotarcie do większej liczby potencjalnych wyborców. Dotychczasowe działania Dudy były skoncentrowane wokół doskoczenia do pułapu poparcia wspierających go ugrupowań, co zresztą, patrząc na sondaże, w końcu mu się udało.
Teraz potrzebny jest krok dalej.
Sobotnie relacje ze spotkań Dudy na Podlasiu warto okrasić nieco dowcipną, ale w gruncie rzeczy do bólu prawdziwą sondą przeprowadzoną wśród mieszkańców Białegostoku. Lokalny serwis postanowił przepytać kilkudziesięciu mieszkańców na okoliczność nadchodzących wyborów. Efekty mogą państwo obejrzeć poniżej.
Z perspektywy Warszawy, relacjonujących kampanię mediów, oceniających ją publicystów i zaangażowanych po uszy polityków wyścig wyborczy wygląda ciekawie. Ale im dalej „w Polskę”, tym emocje okazują się mniejsze. Efekt jest taki, jaki widzimy w filmie, a który można zaobserwować na ulicach, które przemierzają autobusy Komorowskiego i Dudy. Kilkaset osób zgromadzonych wokół kandydata i kolejne setki obojętnych, którzy przechodzą obok, wzruszając ramionami i żartując.
Kampanii Dudy potrzebny będzie - jeśli nie już, to w najbliższym czasie - skok na głęboką wodę i zaoferowanie Polakom klarownej osi sporu. Tak jak - mówiąc skrótowo - w 2005 roku Polacy wybierali między Polską liberalną a Polską solidarną, a w 2007 między przedłużeniem IV RP i radykalnym odrzuceniem tego projektu. Tegoroczna kampania orbituje wokół dość naturalnego podziału między zwolenników dotychczasowego kursu, który obrał obóz rządzący i zmiany, którą od niemal ośmiu lat podnosi opozycja, z Jarosławem Kaczyńskim i PiS na czele. Andrzej Duda sprawnie przejął koszulkę lidera w opozycyjnej drużynie, dorzucając kontrast „zmęczenia i starości” Komorowskiego wobec „młodości i energii” kandydata PiS, ale żeby pójść o krok dalej i realnie powalczyć o zwycięstwo z urzędującym prezydentem potrzeba czegoś więcej.
Jedną z dobrych prób osiągnięcia tego celu jest skupienie uwagi mediów i opinii publicznej na kwestii wejścia do strefy euro. Badania z listopada ubiegłego roku wskazują, że niemal 70% Polaków nie chce pozbywać się narodowej waluty, a dotychczasowe sygnały wysyłane przez Pałac Prezydencki szły pod prąd tym oczekiwaniom. Stąd dość naturalna chęć polaryzacji właśnie na tym polu.
Pomysł jako pierwszy - w wywiadzie dla serwisu Onet - „podrzucił” kilka tygodni temu prof. Antoni Dudek. To skądinąd celny ruch, który jednak trzeba ponawiać, odszukując drogę, która pozwoli na kilkukrotne przypomnienie tej sprawy do 10., a następnie 24. maja. Same konferencje prasowe przed Narodowym Bankiem Polskim nie wystarczą.
Ludzie muszą czuć, że ich decyzja oddania głosu na Komorowskiego lub Dudę jest obarczona prostym, a zarazem poważnym i kłopotliwym obciążeniem ideowym. Muszą być przekonani, że głos na obecnego prezydenta nie jest jedynie wsparciem jowialnego wujka narodu, ale ciągnie ze sobą całą serię, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnych decyzji i powiązań. I odwrotnie - że zaufanie Andrzejowi Dudzie nie oznacza tylko głosu na zmianę, ale niesie z sobą konkretne konsekwencje. Niby to oczywista refleksja, ale w tej kampanii, gdy gros wyborców nie widzi powodów, by pójść do urn wyborczych, może okazać się kluczowa.
Nie jest to proste, ponieważ demokracja - zwłaszcza ta medialna - jest w III RP jaka jest, ale trzeba próbować. Wydaje się, że sztab Dudy jest tego świadomy - w trakcie wielkanocnych rozmów przy rodzinnych stołach i podczas majowego grillowania Polacy muszą mieć świadomość dwóch klarownych wizji Polski, dwóch różniących się między sobą projektów, spośród których będą wybierać.
To wielkie zadanie dla Andrzeja Dudy i jego otoczenia. Ale i wielka szansa - na długi maratonie do wyborczej mety wykonano naprawdę dużo ważnych i trudnych kroków. Czas na kolejne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/238103-duda-wykreca-na-swoim-kampanijnym-szlaku-120-normy-potrzebna-jest-jednak-jeszcze-wieksza-polaryzacja-miedzy-nim-a-komorowskim-wideo