Nie mam złudzeń, że w dzisiejszej postpolityce wywiady w czasopismach skierowanych do kobiet i czytelników w ogóle niezainteresowanych sprawami publicznymi to smutna konieczność. I dlatego niespecjalnie dziwię się, gdy pierwszoligowi politycy fotografują się przy choince, opowiadają o rodzinie, świętach i prezentach. Tak (również) wygląda dzisiejsza walka o wyborcę i można się na to obruszać, ale nie ma się co dziwić.
Niemniej jest jednak różnica między stylizowanym na „ciepły” wywiadem w rodzinnym gronie, a niemal kabaretowymi występami. I tak właśnie jest z rozmowami dwutygodnikiem „Viva” i Agatą Młynarską, które - oczywiście niechcący - bezlitośnie obnażył groteskowe oblicze władzy.
O intrygującej rozmowie z komisarz Bieńkowską słyszałem w niedzielę, niestety nie znalazłem otwartego kiosku - Marek Pyza wypunktował w swoim tekście najważniejsze (najśmieszniejsze?) kwestie.
Maska twardej, merytorycznej do bólu pani premier opada z hukiem. Oto okazuje się, że w sprawach najistotniejszych, w momentach wymagających „podbudowania”, pani komisarz udaje się do wróżki, numerologa czy kogo tam jeszcze.
Niedawno numerolożka postawiła mi horoskop z daty urodzenia. Jestem Wodnikiem. Powiedziała, że wszystko w moim życiu dzieje się w sposób bardzo naturalny dzięki mojej dobrej pracy. Ta pani nic o mnie nie wiedziała, a wszystko się zgadzało, nawet daty. Ten horoskop usłyszałam, kiedy byłam w złym momencie. I on mnie podbudował. (…) Mój mąż jest zodiakalnym Baranem i zawsze musi postawić na swoim
— opowiada z zapałem Bieńkowska.
Z drugiej strony - nie wiadomo, co gorsze, jeśli pamięta się wypowiedź Ewy Kopacz ze „świątecznej” rozmowy u Agaty Młynarskiej.
Mam w swoim pokoju w hotelu twister, i mam taką kolebkę do robienia brzuszków. Więc kiedy mam coś do przemyślenia, rzucam się na wykładzinę, (…) robię brzuszki i myślę wtedy intensywnie
— tłumaczyła szefowa rządu.
Ale ten najnowszy wywiad z Bieńkowską w „Vivie” pokazuje jeszcze jedno - olbrzymi narcyzm charakteryzujący przedstawicieli tej władzy. I nawet pal sześć przeprowadzającą rozmowę Krystynę Pytlakowską, która rozpoczynała swoją karierę relacjonując proces toruński dla reżimowych mediów w PRL, a która dziś dopytuje z troską, jak „pani Elżbieta” (bo tak każe sobie mówić Bieńkowska) znosi napastliwą krytykę.
Bieńkowska: Zastanawiam się jednak, czego mi zazdroszczą - kariery?
„Viva”: Nie tylko, pieniędzy, urody…
A to jeszcze kilka innych cytatów „pani Elżbiety”:
Nie jestem mimozą, ale bardzo się przejmuję.
Nikomu nie życzę tego, co się po tej mojej wypowiedzi rozpętało. Kiedy odsądzano mnie od czci i wiary i pisano, że jestem arogantką i obrażam społeczeństwo. A nie ma we mnie cienia arogancji.
Koleżanka, czeska komisarz, zapytała: „Ile ty się uczyłaś do tych przesłuchań, bo byłaś najlepsza ze wszystkich?”
Nasze psy są traktowane jak członkowie rodziny, śpią z nami w łóżku. Gdy słyszę o tragedii jakiegoś zwierzaka, serce mi krwawi. Ten łoś, który cztery dni leżał w rowie potrącony przez samochód… Straszne. Oj, zaraz będę płakać.
Na koniec perełka. Dzielna pani redaktor postanawia powróżyć pani Elżbiecie.
Proszę mi podać lewą rękę. Ma Pani bardzo długą linię życia, która się łączy z linią szczęścia, nie widzę u Pani wzgórka Merkurego, co znaczy, że nie tkwi w Pani autoagresja, nie stawia Pani sobie wymagań, do których za wszelką cenę będzie dążyć, co w końcu stałoby się Pani zgubą
— czytamy w „Vivie”.
Momentami wydaje się, jakby cały ten rząd, cała ekipa Platformy dopiero co wróciła od numerologa, względnie Pytlakowskiej, gdzie rzucali się na wykładzinę, by powróżyć na podstawie wzgórka Merkurego (cokolwiek by to nie było). Szefowa rządu nie pamięta, czy była w ZSL, jej „psiapsiółka”-pełnomocnik ws. ochrony zdrowia przekonuje, że jest źle, ale nie wie, jak to poprawić, a jej najbliższa współpracowniczka, obsadzona w fotelu szefowej MSW mówi o „samolotach bez głowy”.
Rozumiem, że postępująca infantylizacja polityki sprawia, że politycy stają się niczym bohaterowie ulubionej opery mydlanej, ale nie zapominajmy, że jesteśmy w końcu 40-milionowym krajem, za którego granicami rozgrywa się prawdziwa wojna. Kabaretowy gabinet byłby może i zabawny, gdyby nie rozgrywał się w warunkach dramatu.
Nie mam pojęcia, czym naraziliśmy się Donaldowi Tuskowi, że zostawił nas na pastwę tej ekipy, pod batutą rzucającej się na wykładzinę Ewy Kopacz. Jedno jest pewne - musiał nas bardzo nie lubić. Czas skończyć ten cyrk.
——————————————————————————————————-
Nowość wSklepiku.pl:„Lemingi. Młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/228373-viva-bezlitosnie-obnaza-oblicze-tej-wladzy-cala-ekipa-platformy-wyglada-jakby-wlasnie-wrocila-od-numerologa-gdzie-rzucala-sie-na-wykladzine-by-powrozyc-ze-wzgorka-merkurego