O ile Tusk był premierem Paradowskiej i fanów "Polityki", o tyle Kopacz stawia na Młynarską i czytelników "Życia na gorąco". Nie wiadomo, co gorsze...

premier.gov.pl/tvp/tokfm
premier.gov.pl/tvp/tokfm

Z zażenowaniem obserwowałem świąteczny spór wokół ofensywy medialnej premier Ewy Kopacz. Szefowa rządu postanowiła po długim okresie milczenia (bądź jedynie improwizowanych i krótkich konferencji prasowych) pokazać się większej liczbie obywateli.

O ile zamieszanie wokół lokowania produktu w „Vivie” można było tłumaczyć nieznajomością realiów i brakiem kompetencji doradców Kopacz, o tyle postawa pani premier na przedświątecznej konferencji prasowej, a następnie w „świątecznym” wywiadzie u Agaty Młynarskiej pokazuje niebezpieczną tendencję w polityce następczyni Tuska.

CZYTAJ WIĘCEJ: „Papu, papu!”. Babcia Ewa z rodziną w hektolitrach świątecznego lukru. TVP dzielnie walczy o miano „pierwszego lizusa RP

Ewa Kopacz nie jest zdolna - być może to kwestia braku doświadczenia, ale jednak - sformułować jasnego przekazu politycznego, z którym pojawia się w mediach. Pani premier nie narzuciła żadnego tematu na rozmowy przy świątecznym stole, a jej spotkanie z dziennikarzami bardziej przypominało kompromitującą inaugurację na Politechnice Warszawskiej niż przesłanie polityczne. Z kolei nerwowa reakcja na pytanie o przeszłość w ZSL pokazuje, że pani premier nie potrafi (jeszcze?) reagować na pojawiające się nagle problemy i trudne pytania. W związku z tym zaplanowana na 7 stycznia konferencja z dziennikarzami zapowiada się jeszcze ciekawiej.

Ale jest jeszcze jeden wniosek, który należy wysnuć. Trzy miesiące premierowania Ewy Kopacz pokazały, jak nowa pani premier chce się „pozycjonować”, jakiego targetu szuka. W ciągu pierwszego kwartału swoich rządów Kopacz nie udzieliła żadnego obszernego wywiadu politycznego, nie nakreśliła żadnej wizji (choćby bałamutnej i naiwnej), którą chce realizować, nie zorganizowała normalnej konferencji prasowej po posiedzeniu rządu. Jej pojedyncze przypadki zderzenia z mediami kończyły się albo katastrofą (wspomniany początek na Politechnice) albo dziwnie pociętymi przy autoryzacji wywiadami (rozmowa w „Gazecie Wyborczej”).

Kopacz, na ile świadomie to inne pytanie, postawiła na czytelników „Vivy”, widzów programu Agaty Młynarskiej i fanów „Życia na gorąco”. To radykalnie odmienny styl od tego, który proponował Donald Tusk. Były premier nie był moim ulubieńcem, ale w trakcie swojego premierostwa umiał postawić jakiś polityczny problem, zainteresować opinię publiczną sprawami publicznymi, nakreślić choćby mizerny plan.

Krytykowaliśmy Tuska za jego wywiady u Paradowskiej, Lisa czy Żakowskiego, ale - mimo wszystkich ułomności tych rozmów i nabożnego traktowania szefa rządu - o coś chodziło w tych wywiadach. Ktoś powie - przecież Tusk też był u Młynarskiej. Zresztą dokładnie rok temu. Ale nawet w „świątecznej” rozmowie starał się dotrzeć z jakimś przekazem politycznym, rzucić cytatem, który zaintrygowałby interesujących się polityką. Kopacz zupełnie się od tego odcina.

Jej jedyny polityczny przekaz w ostatnich dniach to banalne stwierdzenie (u Młynarskiej), że domagający się zmian „krzywdzą Polskę” i że Donald Tusk przyszedł do niej z nominacją i powiedział: “Ktoś musi to wziąć”.

Przykro patrzeć, że premiera Polski stać tylko na taką refleksję. O przemyśleniach w stylu „Popadam w taki stan: jestem stara, jestem zmęczona” lub „Rzucam się na wykładzinę, ćwiczę i myślę” nawet szkoda wzmiankować. Chcąc pokazać się jako „ciepła” i „życiowa” osoba, pani premier popada w groteskę. A miejscami kabaret.

Gdy w Brukseli dziennikarze zapytali o prowokacyjne słowa prezydenta Rosji, w pierwszej chwili polską premier stać było na taką reakcję:

To paraliżuje, te wypowiedzi Putina. Ja muszę to sobie przemyśleć, bo sytuacja jest bardzo poważna.

— odparła. Dopiero później przygotowana przez doradców potrafiła sklecić kilka bardziej złożonych zdań.

Mówiąc hasłowo i w skrócie - o ile Tusk był premierem Janiny Paradowskiej i fanów „Polityki”, o tyle Kopacz (przynajmniej na razie) stawia na Agatę Młynarską i czytelników „Vivy” i „Życia na gorąco”. Nie wiadomo, co gorsze, ale jeśli miałbym wybierać między dżumą a cholerą, to nie miałbym problemu z tym, na kogo wskazać.

Pierwszy kwartał Ewy Kopacz w fotelu premiera to jedno wielkie nieporozumienie. Przykre. Kluczowe pytanie brzmi, czy z kolejnymi tygodniami i nabraniem doświadczenia panią premier stać na poprawę swojej polityki?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.