Uwaga, sensacja! Bieńkowska w trudnych chwilach szuka wsparcia u wróżki! Przy okazji zobaczcie, jak się robi wywiady

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl / Viva
Fot. wPolityce.pl / Viva

Pamiętają Państwo burzę po wysłuchaniu Elżbiety Bieńkowskiej jako kandydatki na komisarza UE? Że niekompetentna, bez szczegółowej wiedzy, dryfująca po ogólnikach, odpowiadająca na pytania po polsku zamiast po angielsku? Nic bardziej mylnego! Jednak wypadła znakomicie! Była najlepsza! Nie miała sobie równych! Koleżanki i koledzy z innych państw zazdrościli!

Skąd to wiadomo? Od samej pani Elżbiety, która udzieliła jakże osobistego, szczerego i zaskakującego wywiadu „Vivie”…

Co w nim takiego niespotykanego? Ano np. to, że pani ex-wicepremier lubi wyskoczyć do wróżki, pobawić się w numerologię, sprawdzić horoskop.

Niedawno numerolożka postawiła mi horoskop z daty urodzenia. Jestem Wodnikiem. Powiedziała, że wszystko w moim życiu dzieje się w sposób bardzo naturalny dzięki mojej dobrej pracy. Ta pani nic o mnie nie wiedziała, a wszystko się zgadzało, nawet daty.

Niesamowite! Ciekawe, czy zdolna numerolożka odgadła np. kiedy pani Elżbieta została wicepremierem.

Mówiąc serio, to wysoce niepokojące, że reprezentantka Polski w Komisji Europejskiej, a wcześniej zajmująca jedne z najważniejszych stanowisk w polskiej administracji wspiera się horoskopami. I to nawet nie dla zabawy, co też byłoby mało chwalebne. Otwarcie przyznaje, że korzysta z wróżb, gdy ma zły humor – tym się podbudowuje. Czyli – forma intelektualna wysokiej urzędnik Unii Europejskiej jest uzależniona od numerologicznych horoskopów!

Na powyższe wyznanie po ekspercku zareagowała prowadząca rozmowę przedstawicielka kolorowego pisma (do niej jeszcze wrócimy):

Proszę mi podać lewą rękę. Ma Pani bardzo długą linię życia, która się łączy z linią szczęścia, nie widzę u Pani wzgórka Merkurego, co znaczy, że nie tkwi w Pani autoagresja, nie stawia Pani sobie wymagań, do których za wszelką cenę będzie dążyć, co w końcu stałoby się Pani zgubą

Takiej fachowości Bieńkowska nie mogłaby się spodziewać nawet u Moniki Olejnik. Musiała być zachwycona! Odparła:

O, dziękuję, bardzo lubię wróżby i horoskopy, poprawiają mi humor. Zwłaszcza, że ten numerologiczny usłyszałam, kiedy byłam w złym momencie. I on mnie podbudował.

Ręce opadają i chyba należy się za panią Elżbietę modlić, by pocieszenie odnajdywała gdzie indziej niż w cyferkach, kartach i innych niebezpiecznych szarlataństwach.

Kolejny ciekawy wątek – wspomniane na wstępie wysłuchanie przed objęciem teki komisarza.

Wprawdzie usiłowałam się dowiedzieć wcześniej, jak wyglądały wysłuchania poprzednich polskich komisarzy, ale nikt nie odpowiedział mi precyzyjnie na to pytanie.

Hm… Janusz Lewandowski, Danuta Huebner i Paweł Sarnecki muszą niespecjalnie darzyć Bieńkowską sympatią, skoro nie chcieli opowiedzieć, co ją czeka na tej rozmowie o pracę… Ale, jak się okazuje, dała sobie świetnie radę, więc nie wiadomo, po co to asekuranctwo we wcześniejszej wypowiedzi. Oto jej relacja:

— Zaraz po przesłuchaniu odebrałam entuzjastyczne gratulacje i recenzje, że moje wystąpienie było świetne. Tak też zostało przedstawione w zagranicznych mediach. I tak chcę o tym dalej myśleć. Choć potem nagle się okazało, że być może nie było tak super, a niektóre osoby rozkręciły całą kampanię w polskich mediach, przedstawiając to zupełnie inaczej i bardzo krytycznie wobec mnie, i warto dodać, że były to osoby, które w dzień po wysłuchaniu w samolocie z Brukseli do Polski chwaliły mnie na cały głos, że to najlepsze wysłuchanie, jakie słyszały. Dostałam więc jeszcze jedną nauczkę, i to smutne, że od osób, którym w jakimś sensie zaufałam i liczyłam na bliską współpracę w nowym miejscu. Natomiast koleżanka, czeska komisarz, zapytała: „Ile ty się uczyłaś do tych przesłuchań, bo byłaś najlepsza z nas wszystkich?”Odparłam: „A wiesz, jak wtedy w Polsce huczało na mój temat?”. Mam więc trochę żalu, osad został, chociaż staram się takich uczuć nie pielęgnować. Jestem jednak trochę pamiętliwa, z czym trudno mi się czasami uporać.

— I mściwa?

— Nie, nie jestem absolutnie mściwa, ale pamięć zostaje. Szkoda, że zepsuto mi taki naprawdę niezwykły czas.

Kto i co zepsuł? Według skrzywdzonej Bieńkowskiej ktoś, kto mówił jej prywatnie jedno, a potem głośno coś zupełnie innego. Oskarżenie pada niejako na jakichś polskich dziennikarzy. Natomiast ci zagraniczni – ooo, pełen zachwyt!

Czyżby? Przypomnijmy więc sobie, jak wysłuchanie Bieńkowskiej relacjonowali specjaliści od UE i marketingu politycznego, doświadczeni dziennikarze, którzy nie mieli powodów, by Bieńkowską traktować w jakikolwiek sposób inaczej niż pozostałych kandydatów. Na ich specjalnej stronie czytaliśmy m.in.:

Była jak Pizza Quatro Stagioni oferowana słuchającym: każdemu członkowi Parlamentu Europejskiego dawała smaczny kawałek, ale całość nie miała żadnej spójności. (…) Bieńkowska najczęściej czytała z kartki, próbując ogarnąć (w ten sposób) całość. W jej wystąpieniu było wiele sloganów i efektownych sformułowań ale bardzo mało konkretnych politycznych deklaracji. Wszystko deklarowała jako priorytet, co oznacza, że bardzo ciężko stwierdzić co naprawdę nim jest.

Uznano, że Bieńkowska wypadła najsłabiej ze wszystkich…

CZYTAJ WIĘCEJ: Ranking zachodnich dziennikarzy: Elżbieta Bieńkowska na OSTATNIM miejscu wśród kandydatów na komisarzy! „Była jak Pizza”

CZYTAJ TAKŻE: Pryska mit „cudownej” Bieńkowskiej. Eurodeputowani chcą uszczuplić jej kompetencje. Bo wypadła słabo

Reszta wywiadu to przechwałki o samej sobie, o skromności, pracowitości, oszczędności i innych wspaniałych cechach. Nic nadzwyczajnego – dla fanek Bieńkowskiej w sam raz.

A fanką zdecydowanie jest przeprowadzająca rozmowę Krystyna Pytlakowska. Nie wiedziałem, kto zacz. Wyszukiwarka, poprzez stronę TVN, podpowiedziała, że to „polska Oriana Falacci”. Nie można było napisać nic bardziej idiotycznego, bo Pytlakowska (prywatnie siostra dziennikarza śledczego „Polityki”) to specjalistka od rozmów z celebrytami, od wyciągania ich możliwie najintymniejszych historii. Zaczynała jeszcze w latach 80. od spraw poważniejszych – jak przypomnieli autorzy książki „Resortowe dzieci. Media” dla pisma „Panorama” relacjonowała sfingowany proces domniemanych morderców bł. ks. Jerzego Popiełuszki, czyli już na początku kariery otrzymała zadanie specjalne…

Zaskoczenie może bierze się stąd, że nie zwykłem czytać „Vivy”. Ale skoro wywiadowanym jest najważniejsza Polka w strukturach unijnych, to warto zerknąć nawet do takiego źródła.

Wstęp do tete-a-tete jest nad wyraz klarowny:

Do odnowionego pięknego hotelu Monopol przychodzi dziewczyna w długim płaszczu i szaliku w kratę. Szczupła, zgrabna i wcale nie tak wysoka, na jaką wygląda w telewizji. Zadziwiająco normalna, aż trudno uwierzyć, że siedem lat była ministrem, potem rok wicepremierem, a od 1 listopada pełni funkcję komisarz do spraw rynku wewnętrznego w Unii Europejskiej. (…) „Jak mam się do pani zwracać: pani premier, pani komisarz?”, pytam. „Najlepiej: pani Elżbieto”. Uśmiechamy się obie, lody zostały przełamane. A kiedy skończymy już tę rozmowę, będę zakochana po uszy w pani komisarz. Mam nadzieję, że z wzajemnością.

Aż można się zakrztusić… Zastanawiałem się, czy aby na pewno tak szczegółowo pokazywać, jak bardzo dziennikarz może klęknąć przed przedstawicielem władzy, by nie rozbisurmanili się do końca telewizyjni reporterzy i reporterki wdzięczący się do parlamentarzystów na sejmowych korytarzach. Chyba jednak niewiele im brakuje do tego poziomu, więc jedźmy dalej.

W trakcie rozmowy dowody miłości pani Pytlakowska składa przy każdej możliwej okazji.

Gdy pani komisarz opowiada o trudach wysłuchania na komisarza, pani redaktor wtrąca:

Nie dała się Pani jednak zbić z tropu.

Gdy pani komisarz wspomina dość swobodną (w swoim stylu…) wymianę zdań z przedstawicielem Partii Zielonych, pani redaktor ze zrozumieniem dodaje:

Bo nie jest Pani dyplomatką i nie musi nią być.

Gdy pani komisarz opowiada o tych strasznych ludziach, co to w samolocie klepali ją po plecach, a później publicznie krytykowali, pani redaktor jest na posterunku:

Sukces jest mierzony ilością wrogów. To zwykła ludzka zazdrość.

Pani komisarz nie wie jednak, czego tu zazdrościć – wymienia karierę. Pani redaktor dopowiada:

Nie tylko, pieniędzy, urody…

A oto inne z arsenału jej pytań

Pracowała Pani i pracuje dla Polski - to jest to duże słowo?

Bo Pani płynie ciągle pod prąd?

Myślę, że oni Panią też (o „swoich” BOR-owcach, których Bieńkowska bardzo polubiła – przyp. MP). Za radość życia i spontaniczność. Kiedy słyszy Pani „swoją” muzykę, zrzuca Pani buty i tańczy boso na trawie? Tak sobie Panią wyobrażam.

Z pewnością musi Pani szokować Brukselę swoimi trzema tatuażami (śmiech). Są w Pani jakby dwie osoby. Stanowcza, rzeczowa Pani komisarz i młoda, bawiąca się dziewczyna, wytatuowana rockmanka.

Wiem, wiem, to pismo kolorowe, o gwiazdach, o życiu, inną ma formułę od prasy społeczno-politycznej, inną temperaturę itd. Ale są pewne granice…

Dla Elżbiety Bieńkowskiej ta rozmowa musiała być jedną z przyjemniejszych chwil w politycznej karierze. Może to i dobrze. Piastuje ważne stanowisko, powinna czasem się odstresować, zregenerować, podbudować. Lepiej u Pytlakowskiej niż u wróżki.

——————————————————————————————————-

Nowość wSklepiku.pl:„Lemingi. Młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków”.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych