Nie stawiałem oporu! Rozumiałem, że znajdę się w sytuacji, w której ci panowie mają problem, a nie ja. Zostałem wciśnięty do samochodu i nie pamiętam, czy kolanem czy łokciem dostałem kuksańca. Wtedy wydałem dźwięk: Ał!
- przekonywał na zwołanej przez siebie konferencji prasowej Jacek Protasiewicz, próbując wyjaśnić zdarzenie, do którego doszło na niemieckim lotnisku.
CZYTAJ WIĘCEJ: TYLKO U NAS! Niemiecki "Bild": Pijany eurodeputowany Jacek Protasiewicz z PO wywołał awanturę na lotnisku we Frankfurcie nad Menem. Interweniowała policja
Protasiewicz podkreślał, że do zdarzenia doszło "w tygodniu, w którym cała Europa ze wzruszeniem patrzy na krwawą jatkę na Majdanie". Po czym spróbował mówić, co słychać na filmie, który udało mu się nagrać na telefon komórkowy.
Idziemy do radiowozu... To nie, to jest bez sensu... Do you know Mr Łucenko? He will be. Coś takiego jest, będzie za chwileczkę... Jest odgłos, gdy jęknąłem, bo mężczyzna mnie uderzył, wsadzając do tego wozu. Ale okej – raz jeszcze chcę powiedzieć, że wyglądąło to tak: o 18:10 po całym dniu pracy w Warszawie – są świadkowie te pracy – wsiadłem samolot do Frankfurtu. Podróż trwa godzinę 50 minut
- mówił Protasiewicz.
Po chwili zrezygnował jednak z opowiadania tego, co słychać na nagraniu, bo było to po prostu nieczytelne.
Następnego dnia o 8:30 prowadziłem sesję... Leciałem z grupą 80 innych pasażerów, to były polskie linie lotnicze. Łatwo zapytać i odpowiedzieć na pytanie, które zadaje „Bild”: czy polski europoseł był pod wpływem alkoholu. Samolot zatrzymał się na płycie, razem z całą grupą pasażerów zeszliśmy po schodach i do terminalu. Proszę zapytać, czy się chwiałem, zataczałem – nie!
- deklarował.
Swoje zachowanie tłumaczył też chorobą barku...
Po wejściu do terminalu... A mam problem z prawym barkiem. Badałem się ostatnio... Dźwigam ten bagaż na lewym ramieniu i torbę w lewej ręce. To jest dość ciężka torba, więc rozglądałem się za wózkiem, na którym mógłbym to położyć. W tym obszarze był mężczyzna, który wózki kolekcjonował. (...) Zawołałem do niego, że chcę jeden wózek. Wziąłem ten pierwszy z całego szeregu, który on pchał. Chyba, tak mi się wydaje, nie wiem, czy on poszedł do celnika, czy... Powiedział, że zablokowałem ten wózek. Udałem się do wyjścia z zielonym napisem...
- obrazowo opowiadał wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Protasiewicz wyraźnie poddenerwowany zaczął opowiadać o clou całej przygody:
Tam stał młody niemiecki celnik. Był jakoś tak, powiedziałbym, młody niemiecki celnik, krótko ostrzyżony przypominający kibiców piłkarskich niż urzędnika państwowego. Ale okej, nie mam o to pretensji i żalu. Powiedział, bym wyłożył bagaże i podał dokumenty – podałem paszport, który mam. Paszport ma na okładce, że to dokument dyplomatyczny. Zaczął go przeglądać, a w środku jest napisane, że jestem posłem do Parlamentu Europejskiego
- stwierdził.
Po czym powtórzył raz jeszcze dialog z celnikiem:
Miał obowiązek wiedzieć, z kim ma do czynienia. Oddając paszport, usłyszałem „Raus!”. Nie wiem jaki był powód. Zrobiłem dwa kroki. Przepraszam, zagotowałem się. Powiedziałem: Raus brzmi bardzo nieładnie w kraju, skąd przyleciałem. On powtórzył „raus”. Powiedziałem, że „raus” kojarzy się z „heil Hitler” i „Hande Hoch”
- mówił.
I kontynuował:
To jest na nagraniu na monitoringu, musi być... Wtedy ten mężczyzna mnie pchnął. Powiedziałem mu, że zanim po raz drugi użyjesz siły, jedź do Auschwitz, byś zobaczył, jak ludzie w uniformach niemieckich używali siły. Pchnął mnie po raz drugi. Nie używałem ani rąk, ani nóg
- ocenił Protasiewicz.
Staliśmy 3 minuty, ktoś zadzwonił po policję. Przyjechało trzech policjantów – ich szef był po cywilnemu. Policjant do mnie: proszę dokumenty. Dałem mu je, raz jeszcze ten sam paszport, z tym samym wpisem. Nie jestem dumny z tego paszportu albo że gwarantuje traktowanie. Ale w protokole jest napisane, że żadne administracyjne ani innego rodzaju restrykcje nie mogą być nałożone na posła do PE. Ja byłem dokładnie w drodze na posiedzenie PE!
- triumfował Protasiewicz.
Po czym został zabrany na komisariat policji. Tam też było wiele przygód pana Jacka...
Powiedziałem, że przekracza pan prawo, bo ono zakazuje – jest traktat o immunitetach dyplomatycznych, który zakazuje aresztowania i zatrzymania osoby z dyplomatycznym immunitetem. Od tamtej pory filmowałem całą akcję. Mówił: "Put your phone", ja powiedziałem "why?!". Włożyłem go do kieszeni, nie wyłączając na grywania. On mi wykręcił ręce i nałożył kajdanki. Wzięli moje bagaże i szliśmy w kierunku auta – przeszliśmy przez jezdnie, tam stał radiowóz. Nie stawiałem oporu! Rozumiałem, że znajdę się w sytuacji, w której ci panowie mają problem, a nie ja. Zostałem wciśnięty do samochodu i nie pamiętam, czy kolanem czy łokciem dostałem kuksańca. Wtedy wydałem dźwięk: Ał!
- opowiadał.
Protasiewicz pytał więc policjantów, czy mają zamiar go bić. Wówczas jeden z nich miał odpowiedzieć politykowi: „A zna pan pana Łucenko? Jego my zbiliśmy jego. Ciebie nie będziemy bić, wystarczył on”. Protasiewicz zgrabnie przetłumaczył też tę kwestię na angielski.
Na portierce powiedziałem: Guten Abend! Kazali zdjąć pasek, spodnie bo chcieli obszukać, czy nie mam broni w moich boskerkach. Kazali zabrać wszystkie rzeczy i zamknęli drzwi za mną. Jeszcze powiedział o to: umyj ręce. No dobrze, może oni zwariowali, ale o 8:30 mam prowadzić sesję. Wstałem w tej celi i zacząłem dzwonić na guzik alarm. Nikt nie odpowiadał, więc zacząłem uderzać w drzwi i wołać, ze jest jeszcze jeden problem, który musicie rozwiązać
- bełkotał europoseł PO.
Po rozmowie z konsulem do policjantów - według Protasiewicza - dotarło, jaki mają problem.
Poprosiłem sekretarza generalnego PE, by wystąpił o te nagrania. Nie pozwolę sobie na to, by jakaś niemiecka bulwarówka pisała nieprawdę o polskim europośle! A tę kwestię, jak niemiecki oficer solidaryzuje się z Berkutem, choć nie wykluczam, że on bił Łucenkę, trzeba wyjaśnić. (...) Zrobię wszystko, by na lotnisku nad Frankfurtem nad Menem nikt nie spotkał się z takim traktowaniem jak ja
- zakończył Protasiewicz.
Następnie polityk dodał, że "celnik sprawiał wrażenie, że niespecjalnie lubi obcokrajowców", a potem próbował odtworzyć film, który udało mu się nagrać z kieszeni. Niestety, nagranie było kiepskiej jakości i niewiele dało się z niego zrozumieć.
svl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/186701-gorzkie-zale-protasiewicza-lokciem-dostalem-kuksanca-wydalem-dzwiek-al-kazali-zdjac-spodnie-bo-chcieli-obszukac-czy-nie-mam-broni-w-moich-bokserkach