Podważył smoleńskie tezy inż. Jørgensena, ale odwagi na debatę nie starczyło? Prof. Kowaleczko uchyla się od rozmowy

Fot. Raport KBWLLP
Fot. Raport KBWLLP

Prof. Grzegorz Kowaleczko nie zgodził się na debatę z autorem symulacji ostatnich sekund lotu rządowego tupolewa inż. Glennem Jørgensenem z Danii. Z propozycją wspólnej rozmowy wyszedł smoleński zespół. Zgodnie z propozycją debata miała się odbyć w piątek. Prof. Kowaleczko w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” zaznaczał jednak kilkakrotnie, że nie zamierza wypowiadać się za pośrednictwem mediów i unika polityki.

Kilkakrotnie kierowaliśmy zaproszenie do pana profesora. Chcemy mu też udostępnić dzień wcześniej najnowszą wersję symulacji Jørgensena

– mówi przewodniczący zespołu poseł Antoni Macierewicz.

Niestety kontakt był tylko jednostronny. Zespół nie otrzymał ani potwierdzenia, ani odmowy prof. Kowaleczki.

Nikt ze mną nie rozmawiał o żadnej debacie

– mówi „Naszemu Dziennikowi” prorektor ds. naukowych Szkoły Orląt w Dęblinie.

Na rozmowę Kowaleczko–Jørgensen zespół przeznaczył swoje piątkowe posiedzenie, na które Duńczyk specjalnie przyleci z Kopenhagi. Przez łącza internetowe mają być obecni czołowi eksperci zespołu z USA: prof. Wiesław Binienda i dr Kazimierz Nowaczyk.

Oficjalnie zarówno Jørgensen, jak i Kowaleczko pracowali nad swoimi symulacjami całkowicie niezależnie, ale w praktyce reprezentują dwie strony zasadniczego sporu o sposób badania przyczyn katastrofy. Praca Kowaleczki została zamieszczona na stronie internetowej zespołu Macieja Laska, który reklamuje ją jako potwierdzenie ustaleń raportu komisji Millera. (…) Nad analizą katastrofy smoleńskiej pracuje od końca 2011 roku. Skłoniło go do tego, jak twierdzi, usłyszane w mediach czyjeś stwierdzenie, że półbeczka opisana w raporcie Millera jest niemożliwa. Postanowił to sprawdzić.

Z kolei Jorgensen, duński specjalista lotniczy od jednego ze swoich przyjaciół, polskiego biznesmena, dowiedział się o wątpliwościach dotyczących oficjalnej wersji przyczyn katastrofy.

Niezbyt temu dowierzał, ale postanowił sprawdzić, czy samolot z oderwaną sześciometrową częścią lewego skrzydła wykona półbeczkę i uderzy w ziemię w miejscu, w którym rzeczywiście znaleziono wrak, jak opisał to raport MAK i komisji Millera. Okazało się, że nie. Według jego obliczeń, samolot byłby w stanie bezpiecznie odlecieć

- pisze „ND”.

Natomiast wyniki zgodne z realną trajektorią wychodziły mu w sytuacji, którą nazwał „scenariuszem nr 2” – od skrzydła poza pierwszym musiałby oderwać się po pewnym czasie jeszcze jeden sześciometrowy fragment.

Dziś Jørgensen ma pokazać najnowszą wersję swojej pracy i zapewne przedstawi swoje stanowisko na temat wymiany zdań z Kowaleczką. Macierewicz zapowiada też prezentację zupełnie nowych wyników uzyskanych w wyniku współpracy Jørgensena z Biniendą.

Ostatecznie jednak wyniki obu autorów są dość podobne. Końcowe przechylenia są znacznie mniejsze niż w raporcie Millera. Raporty różnią się też uzyskaną trajektorią. Między Kowaleczką a Jørgensenem i innymi ekspertami zespołu powstał też spór o zastosowane metody. Przede wszystkim dotyczy on sposobu liczenia powierzchni nośnej skrzydła w fazie lotu, w której wysunięte są dodatkowe elementy: klapy i sloty

- kwituje „Nasz Dziennik”.

KL

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.