Adam Hofman na Ukrainie: "Prawo i Sprawiedliwość zastępuje na Majdanie rząd Donalda Tuska. Kijów to miejsce, gdzie po prostu trzeba dziś być". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Delegacja PiS tuż przed wylotem na Ukrainę. PAP/Tomasz Gzell
Delegacja PiS tuż przed wylotem na Ukrainę. PAP/Tomasz Gzell

wPolityce.pl: Delegacja Prawa i Sprawiedliwości przyleciała dziś na Ukrainę. Panie pośle, mówiąc wprost: po co? Politycy Platformy przekonują, że dziś na Majdanie można jedynie rzucać kamieniami albo koktajlami Mołotowa, a nie prowadzić politykę.

Adam Hofman, rzecznik PiS, uczestnik delegacji: Takie wypowiedzi świadczą o co najmniej złej woli, bo mam nadzieję, że nie głupocie. Dzisiaj jak nigdy potrzebna jest Ukrainie pomoc Polski, ale także Unii Europejskiej, bo jesteśmy tutaj w dniach, które mogą okazać się kluczowe. Spotykając się z opozycją i ludźmi, którzy stoją tutaj na Majdanie, ciągle słyszymy: „nie potrzebujemy gestów czy słów, ale czynów”. Do takich czynów Polska mogłaby namawiać Unię Europejską i dzisiaj między innymi po to tu jesteśmy.

 

Jakie działania ma Pan na myśli?

Zagrożenie sankcjami dotyczącymi siłowników, zaplecza finansowego reżimu, który strzelał do swych obywateli. Tylko taki język będzie tutaj zrozumiały. Plotki o wprowadzeniu stanu wyjątkowego przybierają tutaj na sile, na jutro zapowiadana jest duża manifestacja. Właśnie w tych dniach dyplomacja polska i europejska powinna działać, by nie doszło do rozlewu krwi, ale jakiejś formy pokojowego rozwiązania. Krytykowanie tych, którzy tu przybyli. Delegacja PiS (europosłowie Czarnecki i Poręba, wiceprezes Lipiński oraz radny Dworczyk) robi to, co powinien robić rząd, w jakimś sensie zastępuje go. Próbujemy znaleźć rozwiązanie, szukamy choćby najmniejszej szczeliny w drzwiach, by pomóc Ukraińcom. Być może uda się włożyć nogę i zapobiec rozlewowi krwi. Krytykowanie nas przez Tuska, Sikorskiego i Protasiewicza, gdy samemu siedzi się w domu i  nic nie robi, jest bardzo przykrym znakiem charakterystycznym tego rządu.

 

Kawa na ławę – w jaki sposób wasza delegacja szuka tej szczeliny w drzwiach?

W tej chwili jedziemy na spotkanie z córką byłej premier Tymoszenko, której nazwisko jest ciągle w centrum tego, co się dzieje na Ukrainie. Spotkaliśmy się z opozycją, przekazując Witalijowi Kliczce zaproszenie na specjalne posiedzenie Parlamentu Europejskiego. Z inicjatywy naszych posłów w PE odbędzie się debata parlamentarna, a także ma zostać przyjęta rezolucja właśnie z namawianiem do wprowadzenia wspomnianych sankcji. Każda możliwość jest dobra; będziemy także występować na Majdanie. Chcemy nie tylko mówić ku pokrzepieniu serc Ukraińców, ale również szukać dobrych rozwiązań. Reprezentuję też polski Sejm w Radzie Europy, której sesja plenarna rozpocznie się w poniedziałek i będzie tam też poruszona kwestia Ukrainy - w postaci specjalnej rezolucji - więc także w tym kontekście warto pomagać Ukrainie.

Opozycja robi więcej niż zazwyczaj, robimy wszystko, co możemy. Rząd Donalda Tuska powinien nas wspierać, szczególnie że działamy ramię w ramię z tutejszą ambasadą, w asyście pracowników ambasady. Każdy zarzut, który padł pod naszym adresem jest nieprawdziwy, podszyty chyba tylko tym, że siedzi się w ciepłych kapciach i nie chce się ruszyć do miejsca, gdzie być może nie jest komfortowo i do końca bezpiecznie, ale Kijów to miejsce, gdzie po prostu trzeba dziś być.

 

A jak nastroje na kijowskiej ulicy? Zauważył pan coraz większy dystans czy nawet niechęć do proeuropejskiej opozycji na Ukrainie?

Liderzy opozycji robią wszystko, by utrzymać kontakt z coraz bardziej zradykalizowanym Majdanem. Ale to nie jest dziwne, że ten tłum się radykalizuje – przecież nie stoją tutaj od wczoraj. Taktyka na przeczekanie, jaką zaprezentował Wiktor Janukowycz, okazała się jednak nieskuteczna. Pogłoski i informacje, że dziś nie chodzi o Europę, lecz o nacjonalistyczną wizję nie są do końca prawdziwe. Oczywiście, wśród protestujących są różni ludzie i różne nurty, ale wszystkich łączy tu jedno – chęć, by Ukraina była demokratycznym, wolnym państwem w kręgu europejskim.

 

O co toczy się dziś gra? Jesteśmy daleko od miejsca choćby jeszcze sprzed miesiąca, gdzie ważyła się europejska przyszłość Ukrainy. Wierzy pan w pomyślne rozwiązanie tego sporu?

Zdecydowanie tak. Nie jestem naiwny i wiem, że to co się stało, będzie miało wpływ na to, jaka będzie przyszłość Ukrainy. Dziś na stole nie leży porozumienie z Unią Europejską, ale chęć zapobiegnięcia dalszemu rozlewowi krwi. I, panie redaktorze, to nie jest kwestia wiary, ale możliwości – jeśli jest choćby najmniejsza szansa, by pomóc Ukraińcom, to należy to robić. Żałuję, że robi to po polskiej stronie tylko opozycja i zamiast usłyszeć choćby milczenie ze strony rządu, nie mówiąc już o pochwałach, to spotyka się z krytyką.

 

W Polsce coraz mocniej dominuje przekonanie, że rząd okazał się bierny. Ale z drugiej strony - co konkretnie mieliby robić jego przedstawiciele?

Żaden ważny polityk rządu nie pofatygował się tutaj. W rozmowach z politykami partii Udar słyszeliśmy, że oni bardzo chętnie przyjęliby pośrednictwo ze strony polskich władz państwowych: premiera czy prezydenta, ale nic takiego się nie stało. Jacek Protasiewicz atakował nas, że nie mamy odwagi, by pojawić się na Majdanie... Protasiewicz jest małym, złośliwym tchórzem, bo zamiast jako wiceprzewodniczący PE pojawić się tutaj i doprowadzić do tego, by sytuacja była chociaż ciut lepsza niż jest, to robi swoją kampanię wyborczą do europarlamentu, jeżdżąc po swoim okręgu wyborczym, zamiast być tutaj. Sytuacja staje się dramatyczna, a jego pozycja polityczna jako wiceszefa PE daje mu papiery do tego, by tę politykę tu prowadzić. Jeśli on nie wykorzystuje tego, by pomóc dziś Ukraińcom to jest to więcej niż zbrodnia – to błąd polityczny.

 

Dziękuję za rozmowę.

not. Marcin Fijołek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych