wPolityce.pl: Nadchodzący rok rozpocznie maraton wyborczy: czekają nas wybory do Parlamentu Europejskiego oraz te o charakterze samorządowym. Czy można spodziewać się przełomu, na który wskazują coraz gorsze sondaże Platformy Obywatelskiej? Jak zareagują ludzie zniechęceni dotychczasową polityką?
Dr Marek Kochan, specjalista od marketingu i wizerunku politycznego: Platforma Obywatelska jest w trudnej sytuacji. Można powiedzieć, że partia ta wraz z premierem Tuskiem wpadła w pułapkę. Bez Tuska PO nie może wygrać, z Tuskiem na dłuższą metę jest skazana na porażkę. Zniechęcony elektorat PO może, co najbardziej prawdopodobne w ogóle nie pójść na głosowanie. Może też gdzieś przepłynąć: albo do SLD, albo do Polski Razem. Długoterminowo, w perspektywie wyborów parlamentarnych, można rozważyć także trzeci scenariusz: powstanie jakiegoś bytu politycznego skupionego wokół prezydenta Komorowskiego, który cieszy się dziś największym zaufaniem wśród polityków.
Myślę, że w scenariuszu dalej słabnącej Platformy wokół Bronisława Komorowskiego mogą gromadzić się politycy PO rozczarowani Tuskiem i niepewni o swoją przyszłość, którzy chcieliby pozbawić premiera władzy nad Platformą. Nie byłoby to jednak łatwe, Donald Tusk wygrał wewnątrzpartyjne wybory i obsadził władze partii swoimi ludźmi. Być może, jeśli prezydent będzie czuł się na tyle silny, to sam zbuduje taką przystań, gdzie zacumują dzisiejsze aktywa Platformy, coś w rodzaju BBWR.
Przy spełnieniu ostatniego warunku powstaje jednak pytanie o sfinansowanie kampanii wyborczej prezydenta. Mimo wszystko to Platforma ma dziś wystarczające środki. Czy Bronisław Komorowski mógłby sobie bez nich poradzić w walce o drugą kadencję?
Trudno powiedzieć. Na razie ten trzeci scenariusz jest najmniej prawdopodobny. Oczywiście pieniądze mają tu duże znaczenie, PO ma na kontach ogromne środki, które ta partia może wykorzystać w decydującym roku 2015. Bez dużych pieniędzy trudno dziś wygrać takie wybory. Do tego Bronisław Komorowski jest politykiem ostrożnym i nieskorym do śmiałych zagrań. Na dziś cieszy się wysokim poparciem, ale też myślę, że tak nie musi być zawsze. Teraz nad Komorowskim rozpięto parasol ochronny, a jego otoczenie wykonuje ogromną pracę nad wizerunkiem prezydenta.
Mimo wszystko w minionym roku były jednak dwie sprawy, które pokazały, że Bronisław Komorowski nie potrafi do końca konsekwentnie odgrywać roli prezydenta wszystkich Polaków, kierującego się przede wszystkim interesem kraju. Pierwszą z nich było warszawskie referendum, kiedy Komorowski - zgodnie z linią Platformy – zadeklarował, że nie weźmie w nim udziału, a więc de facto wezwał do bojkotu. Nie powinien tego robić jako prezydent Polski, zobligowany do popierania demokracji jako takiej, a więc i głosowania – niezależnie od preferencji, nawet jeśli niska czy wysoka frekwencja jest w czyimś interesie. To był poważny błąd. Druga kwestia to OFE. Jeśli prezydent czuł, że ustawa wzbudza wątpliwości, to nie powinien jej podpisywać. Podpisanie jej przy równoległym wysłaniu do Trybunału Konstytucyjnego to ucieczka od odpowiedzialności, a przy tym pokazanie, że jest się nieprzygotowanym, a być może niezdolnym do odgrywania samodzielnej roli politycznej, że górę biorą kalkulacje czysto partyjne i lojalność wobec własnego środowiska politycznego.
Czy zatem przy takich, a nie innych predyspozycjach prezydenta stać go na tak poważny ruch jak utworzenie swojej partii czy choćby reaktywacji czegoś na kształt Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform?
Na razie to jednak rozmowa o przyszłości, scenariusz możliwy, lecz mało prawdopodobny. Rząd PO-PSL jest legalny, ma większość w parlamencie, jest w środku kadencji. Ale z drugiej strony ten gabinet nie ma poparcia społecznego. Poparcie PO oscyluje wokół 20, a rządu wokół 25 procent. Można powiedzieć, że tej władzy nie akceptuje 3/4 Polaków i jest to poważny problem. Ale to problem natury moralno-etycznej, a nie prawnej. Tej ekipie pozostały dwa lata. Mogą one przynieść poprawę sytuacji rządu, zwłaszcza jeśli odczuwalne będzie odbicie gospodarcze, ale może też nastąpić dalsza erozja tej ekipy. Po sześciu latach koalicji PO-PSL trudno wytłumaczyć mierne efekty rządzenia inaczej niż nieudolnością. Brak poważnych reform, bezrobocie, kolosalne zadłużenie, fiskalizm, naruszanie reguł tworzenia prawa, marnowanie szansy związanej z gazem łupkowym, utrudnianie życia przedsiębiorcom, wreszcie - i kolejne afery – to wszystko może skutecznie pogłębiać niechęć do Platformy i samego premiera.
Donald Tusk obiecał ciepłą wodę w kranie. Tymczasem woda jest coraz bardziej letnia, a do tego co jakiś czas z kranu wylewa się zamiast niej brązowa ciecz, pełna rdzy. Od afery hazardowej po infoaferę. Z perspektywy lat widać, że to nie wypadki, lecz stała cecha tej władzy.
A same wybory do PE? Mogą okazać się papierkiem lakmusowym nastrojów społecznych?
Te wybory mają swoją specyfikę - zazwyczaj towarzyszy im niższa frekwencja, więc partie grają na swoje twarde elektoraty, używając trochę innej retoryki. Żeby zwyciężyć w wyborach parlamentarnych, a tym bardziej prezydenckich, trzeba zaś budować szersze poparcie - to zupełnie inna logika i działanie. Wydaje się zresztą, że premier Tusk bardziej myśli o wyborach parlamentarnych - na to wskazuje budżet na 2014 rok, który nie jest budżetem wyborczym, a raczej konserwatywnym, obliczonym na oszczędności i nadwyżki: tak, by było z czego kupować kiełbasę wyborczą w 2015. Nie jestem pewien, czy po wyborach do PE będzie coś wiadomo. Oczywiście, spektakularna porażka PO miałaby jakieś znaczenie, ale myślę, że do niej nie dojdzie i zostanie zachowane status quo.
A czy wspominane status quo jest w stanie naruszyć Prawo i Sprawiedliwość? Powszechne jest przekonanie, że o ile Platforma traci poparcie i zaufanie, to wyborcy nie odpływają w stronę największej partii opozycyjnej, która zyskuje, ale nie tyle, ile by mogła.
Problemem Prawa i Sprawiedliwości - zarówno teraz, jak i dawniej - jest wyjście poza żelazny elektorat tej partii, który można szacować na ok. 30 procent. Nieco inny przekaz podtrzymuje mobilizację tego elektoratu, a trochę inny potrzebny jest, by sięgnąć po brakującego objęcia władzy 15-20 procent. Na chwilę obecną nie widzę projektów, ani propozycji, które pozwoliłyby na znaczące poszerzenie elektoratu PiS, czegoś na miarę idei IV RP. Myślę, że takie mogą się pojawić dopiero w 2015, a to z prostego powodu, o którym mówiliśmy przed chwilą - logika wyborów do PE jest inna i polega właśnie na mobilizowaniu twardego elektoratu. Przekaz adresowany do różnych grup, a więc mniej wyrazisty, mógłby spowodować pogorszenie wyniku.
Spodziewana niska frekwencja w wyborach do PE służy przecież tej partii.
Tak, niska frekwencja pracuje na wynik PiS w najbliższych wyborach, bo to właśnie PiS ma bardziej zmobilizowany elektorat niż Platforma. I to może być widoczne przy wynikach wyborów do Parlamentu Europejskiego. Sam jednak jako wyborca odczuwam brak nowych, atrakcyjnych idei czy propozycji - prezes Kaczyński coś obiecywał, ale na razie konkretów nie widać. Jeżeli takie pomysły są opracowywane w Prawie i Sprawiedliwości, być może najlepszym momentem na ich ogłoszenie będzie wiosna 2015 roku.
A szanse mniejszych ugrupowań? Są w stanie przełamać duopol Platformy i PiS?
Na pewno małym partiom jest się łatwiej przebić do Parlamentu Europejskiego niż do polskiego Sejmu. W polskich wyborach mamy pięcioprocentowy próg, trudny do pokonania dla wielu ugrupowań. Jest dużo partii, które walczą w tych wyborach o życie: Polska Razem, Solidarna Polska, partia Palikota. Patrząc po wynikach badań, to jednak konflikt pomiędzy PO a PiS wciąż najbardziej emocjonuje Polaków. Ciekawym wydarzeniem byłoby wejście SLD nad drugą pozycję w sondażach. Jak na razie jednak, dwie największe partie cieszą się łącznie poparciem ponad połowy wyborców i raczej w najbliższym czasie nie można spodziewać się przełamania tego duopolu.
Spodziewa się pan w tym wyborczym maratonie walki na noże? Kampania będzie brutalna?
Jeżeli mielibyśmy spodziewać się ostrych działań, to raczej za rok i raczej ze strony Platformy, która cieszy się poparciem większości mediów, kontroluje służby specjalne i zarazem w wyborach 2015 roku będzie grać o wszystko. Zmiana władzy mogłaby bowiem spowodować przyjrzenie się niektórym działaniom polityków tej partii od strony prawnej. Jeśli jeszcze za rządów PO na jaw wychodzi tyle afer, to czego można się spodziewać po zmianie władzy? Z drugiej strony jest też tak, że wybory parlamentarne wymagają budowania szerokiego poparcia, a więc przekazu pozytywnego. Nie zawsze taka ostra retoryka musi się sprawdzać, kampanie negatywne przynoszą czasem efekt bumerangowy. Mam nadzieję, że kampania w 2015 nie będzie brutalna.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182358-dr-marek-kochan-premier-tusk-obiecal-ciepla-wode-w-kranie-tymczasem-zamiast-niej-wylewa-sie-brazowa-ciecz-pelna-rdzy-od-afery-hazardowej-po-infoafere-nasz-wywiad