Żona o Donaldzie Tusku: „Co za gnojek. Co on ze mną robi. Całe życie mi spieprzył”. Premierowej zebrało się na szczerość...

fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Moda na „szczere aż do bólu” wyznania pierwszych i prawie pierwszych dam rozkręca się. Sukcesu wydawniczego Danuty Wałęsy - która odsłoniła w swej biografii sekrety kuchni (i nie tylko) domu noblisty - najwyraźniej pozazdrościła Małgorzata Tusk. Premierowa poszła sprawdzonym tropem i w swej książce „Między nami”, również odmalowuje kryzys swego małżeństwa.

CZYTAJ WIĘCEJ: „Gwiazda z okładki” Małgorzata Tusk o blogu córki: „Sprawdzam, czy banery się odpowiednio wyświetlają”

Historia sięga stanu wojennego. Jak zaznacza „Fakt”, Donald Tusk coraz bardziej angażował się w działalność opozycyjną, a jego żona całe dnie spędzała z małym Michałkiem.

Czułam się coraz bardziej opuszczona. Świat wirował wokół mnie, tłumy ludzi przewijały się przez dom, działy się ważne rzeczy i ważne sprawy, ale ja w pewnym sensie nie miałam do nich dostępu. Intuicyjnie czułam, że długo tego nie wytrzymam

- skarży się w swojej biografii Małgorzata Tusk.

Co za gnojek. Co on ze mną robi. Całe życie mi spieprzył

– bezlitośnie oceniała Donalda.

Sprawy zaszły daleko, bo żona obecnego premiera zakochała się w innym.

Wszyscy znajomi Tusków wiedzieli co się dzieje, tylko Donald nic nie zauważał. W końcu Małgorzata powiedziała, że od niego odchodzi. Tusk poczuł się urażony i wybiegł z domu. Miał nadzieję, że się pogodzą. Ale Małgorzata była nieubłagana. – W ogóle nie ma mowy. Dzielimy się majątkiem, czyli kanapą, szafą i stołem na pół i ja się wyprowadzam. (...) Michałka będziesz mógł odwiedzać, kiedy zechcesz – powiedziała mężowi

– opisuje „Fakt”.

Co było dalej? Zupełnie jak w łzawym romansie...

Już wydawało się, że nic nie uratuje małżeństwa Tusków. Zbliżało się Boże Narodzenie, Małgorzata powiedziała Donaldowi, by zabrał ich syna na sanki. Ale problem w tym, że ich nie mieli, były wtedy praktycznie nie do zdobycia. – Jak zdobędziesz sanki, zostaną z tobą – powiedziała Małgorzata. Donald następnego dnia przyszedł z nowiutkimi sankami. Ale od żony usłyszał tylko: – Donek, ja żartowałam. Wziął więc sanki i usiadł na ławce przed domem

– relacjonuje „Fakt”.

Finał?

Śnieg padał, zrobiło się ciemno, ale ja wciąż go widziałam przez okno. Mijały godziny, a ja coraz bardziej czułam, że te święta i wszystkie następne spędzimy jednak razem

– komunikuje w swej książce Małgorzata Tusk.

I tak się pogodzili. Po tej historii Małgorzata zdecydowała, że chce mieć drugie dziecko. Minęło jednak kilka lat, zanim Kasia, zwana przez rodziców pieszczotliwie Gigą, przyszła na świat

– kończy opowieść „Fakt”.

Prawda, że wzruszające są wyznania premierowej? I jakie poczytne...

JUB/"Fakt"

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.