Ilona Łepkowska o listach zniechęcających do udziału w referendum. "Z sentymentem wspominam czasy, gdy artyści byli niezależni albo przeciwko złej władzy." NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Ilona Łepkowska z mężem Czesławem Bieleckim. Fot. profil Czesława Bieleckiego na Facebooku
Ilona Łepkowska z mężem Czesławem Bieleckim. Fot. profil Czesława Bieleckiego na Facebooku

wPolityce.pl: Podpisała się pani pod apelem o udział w warszawskim referendum zaplanowanym na 13 października. Nie przekonał pani Andrzej Wajda, Lech Wałęsa czy Władysław Bartoszewski? Nie chciała się pani znaleźć wśród tak znanych postaci?

Ilona Łepkowska, scenarzystka: Nie. Zupełnie nie interesuje mnie to, w jakim gronie się znajdę, istotne jest po prostu to, jakie mam zdanie na ten temat. Uważam, że jeśli 170 tys. warszawiaków, czy nawet więcej, postanowiło zapytać między innymi mnie o zdanie, co sądzę o prezydenturze Gronkiewicz-Waltz, to mam obywatelski obowiązek odpowiedzieć na to pytanie.

 

Rządzący mówią, że może pani odpowiedzieć na to pytanie za rok, w zwyczajnych wyborach na prezydenta.

Ale mieszkańcy zapytali mnie teraz. Zresztą referendum powinno odbyć się już wcześniej, być może mielibyśmy w mieście zrobione o wiele więcej niż do tej pory.

 

Nawiązuje pani do ostatnich inicjatyw pani prezydent? W krótkim czasie zadeklarowała ona m.in. wprowadzenie Karty Warszawiaka, częściej pojawia się na spotkaniach z mieszkańcami. Czy te działania są motywowane referendum?

Tak. Pani prezydent pod referendalną presją zabrała się do pracy, więc gdyby wcześniej wiedziała, że nad jej głową wisi ten obywatelski topór, pracowałaby efektywniej, kontaktowała się z mieszkańcami jak powinna i jak zaczęła czynić to w ostatnim czasie. Poza tym jest jeszcze jeden plus tego referendum. Jeśli zostanie wybrany nowy prezydent, to będzie wiedział, że warszawiacy nie są bezwolni i nie czekają, aż się skończy kadencja, tylko potrafią wyrazić swoje zdanie wcześniej.

Chodzę od 1989 roku na wszystkie wybory i referenda. Tłumaczenie, że w referendum jest próg frekwencji, w związku z tym niepójście jest też rodzajem wyboru, to dosyć pokrętna próba wytłumaczenia racji władzy, szczególnie dziwna, że ta sama Platforma namawia, by iść do referendum w Słupsku. Kalemu ukraść krowę – źle, Kali ukraść krowę – dobrze.

 

I w zasadzie od każdych kolejnych wyborów od 1989 roku narzekamy na malejącą frekwencję, na coraz większą obojętność obywateli. Uważa pani, że apele premiera, prezydenta czy nawet prymasa odbiją się na frekwencji wyborczej w kolejnych głosowaniach?

Myślę, że tak. Mówienie, że można, ba - nawet lepiej - nie iść do urn to manipulacja, która jeszcze odbije się wszystkim czkawką. Słyszę też argumenty: „To awantura polityczna, każdy na referendum chce zrobić karierę polityczną i tylko o to chodzi.” A przed zwykłymi wyborami nie ma awantur? Nie ma osób, które próbują walczyć o swoją pozycję w partii? Które chcą zrobić karierę? To ma być argument, że jeśli wśród osób uczestniczących w kampanii są awanturnicy, to całe wybory są nieważne?

 

A jak odbiera pani sugestie premiera, który po ewentualnym odwołaniu prezydent Gronkiewicz-Waltz chce postawić na komisarz… Gronkiewicz-Waltz?

Jeśli premier Donald Tusk zdecyduje się na taki krok, to będzie to strzeleniem sobie samobójczego gola. Myślę, że ta metafora powinna szczególnie mocno do niego trafić. Dla mnie i dla wszystkich głosujących w referendum będzie to policzek i kpiny z demokracji, ponieważ jeśli wola warszawiaków byłaby taka, że oceniamy źle panią prezydent i ją odwołujemy, a przy pomocy pewnej możliwości proceduralnej zachowałaby ona stanowisko, to mielibyśmy do czynienia ze skandalem.

 

Zaczęliśmy od listu przeciw idei referendum i na nim zakończmy. Jak przyjęła pani tę długą listę nazwisk ze środowiska kultury i polityki broniących pani prezydent?

Jakby to powiedzieć… Z sentymentem wspominam czasy, gdy artyści byli niezależni albo byli przeciwko złej władzy. Gościłam dziś w TVN 24, gdzie rozmawiałam z Wojciechem Malajkatem, którego osobiście bardzo cenię jako aktora i dyrektora teatru, ale niestety nie wierzę, gdy mówi on, że się „sami skrzyknęli”… Pytam go zatem, czy jego teatr jest teatrem miejskim i czy w gruncie rzeczy nie broni swojej przełożonej, a on przyznaje, że w gruncie rzeczy tak jest. To wiele mówi o tym liście przeciwko idei referendum.

 

Rozmawiał Marcin Fijołek

 

 

-----------------------------------------------------------------

-----------------------------------------------------------------

Uwaga!

TYLKO U NAS,w sklepie wSklepiku.pl, możesz jeszcze nabyć poprzednie numery miesięcznika"W Sieci Historii!


Miesięcznik nr.4/2013 z filmem "Mit o Szarym"

Sieci Historii (3/2013) - miesięcznik z filmem Urodziny młodego Warszawiaka + opaska powstańcza nr.3/2013 - miesięcznik z filmem "Urodziny młodego Warszawiaka" + opaska powstańcza.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych