Pomysł prof. Kleibera na zorganizowanie konferencji naukowej, w trakcie której swoje poglądy, wyliczenia i tezy mogliby ze sobą skonfrontować przedstawiciele komisji Macieja Laska oraz naukowcy współpracujący z parlamentarnym zespołem, wywołał wiele obaw. Na ul. Czerskiej najwyraźniej panuje wręcz panika w tej sprawie, a idea spotkania obu zespołów jest torpedowana ze wszystkich dział.
Strony "Gazety Wyborczej" - zarówno te papierowe, jak i elektroniczne - są rozgrzane do czerwoności przez ekspertów, dyżurne autorytety, słowem wszystkich, którzy są w stanie przyłączyć się do nagonki. Uruchomiono tercet panów, którzy jeden przez drugiego prześcigają się w atakach na zwolenników takiej debaty.
Rozpoczyna prof. Jan Szmidt, rektor Politechniki Warszawskiej. Przyznaje bez ogródek, że nie czytał zeznań profesorów ujawnionych przez prokuraturę
Pani podejrzewa, że czytałem te protokoły? Nie, nie czytałem. Nie jestem fachowcem z tej dziedziny i zapewne niewiele by mi to dało. Nie mieszam się w politykę, a sprawa stała się polityczna, a nie merytoryczna. (…) Nasze uczelnie po prostu zostały potraktowane instrumentalnie, zostały wykorzystane w wojnie smoleńskiej
- przekonuje Szmidt, przyznając, że nigdy nie rozmawiał z prof. Obrębskim o jego zaangażowaniu w badanie przyczyn katastrofy, nie zna jego prac i nie wie, w jaki sposób pracuje. Ale potępienie i oburzenie - na życzenie przeprowadzającej wywiad Agnieszki Kublik - wyrazić zdołał.
Pani redaktor jest zresztą bardzo uczynna i sufluje tezy o "angażowaniu uczelni w kłamstwa smoleńskie". Rektor Politechniki bardzo szybko podchwytuje ten styl rozmowy. Jaka jest jego reakcja na oklaski naukowców Politechniki na wystąpienie prof. Biniendy? Szydera.
Nie wiem, czy to byli profesorowie Politechniki, i nie wiem, jak interpretować ich oklaski. Może np. docenili zdolności oratorskie prof. Biniendy?
- ironizuje naukowiec.
Kolejne zaskakujące stwierdzenie prof. Szmidta dotyczyło legitymizacji tzw. "raportu Millera":
Naukowcy w tej sprawie już się wypowiedzieli. Jest raport rządowej komisji przygotowany przez ekspertów. Żaden z naukowców zajmujący się badaniem katastrof lotniczych nie podważył wniosków tego raportu. Ale gdyby któryś z dziekanów Politechniki chciał zorganizować konferencję na przykład pt. "Współczesne metody badania katastrof lotniczych", to nie widzę przeszkód
- przekonuje.
Drugim dżentelmenem, który torpeduje pomysł prof. Kleibera jest prof. Zbigniew Szawarski - filozof, etyk, przewodniczący Komitetu Bioetyki przy prezydium PAN.
Tak, powinien się wycofać (z pomysłu debaty - przyp. wP). Debata na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej jest przede wszystkim debatą ideologiczną. Jeśli jedna ze stron jest głęboko przekonana, że to była zbrodnia, a druga, odwołując się do faktów, wykazuje, że był to wypadek - to żadna racjonalna metoda nie skłoni przeciwników do zmiany swoich przekonań. Nie jest to bowiem spór o fakty, lecz spór o różne modele widzenia i interpretacji rzeczywistości
- uważa Szawarski, któremu ideologia miesza się z nauką.
I dodaje, że takie pomysły jak prof. Kleibera nie służą poziomowi polskiej nauki:
Nie mamy tego, co Stanisław Lem nazywał kiedyś "dławikiem zła". Nie mamy systemu blokowania i eliminowania niekompetencji i głupoty. Nie tylko w nauce, ale też w polityce i w życiu publicznym. Jest mnóstwo ludzi niekompetentnych, którzy dostają głos i władzę. Poziom prac naukowych dramatycznie spada. Produkujemy magistrów, doktorów hurtowo, byle podnieść statystyki. (…) Tracimy zaufanie do autorytetów, nie odróżniamy ekspertów od pseudoekspertów
- tłumaczy.
Trzecim muszkieterem, który z chęcią dołącza do ataku na prof. Kleibera jest Aleksander Smolar.
Jak można stwarzać wrażenie, że to są równe strony? Przeciwnie: to do niego należy stwierdzenie, gdzie jest nauka, a gdzie jest szalbierstwo
- mówi o pomyśle Kleibera szef Fundacji Batorego.
Smolar stwierdził także, że nie wie, czy zachowanie Antoniego Macierewicza nie jest "wyrazem jego osobistej paranoi".
Niewątpliwie on chce pobudzić zbiorową paranoję w polskim społeczeństwie. Pobudzanie stanów chorobowych w społeczeństwie jest niezwykle niebezpiecznym, nieodpowiedzialnym zachowaniem
- powiedział.
Najbardziej szokująco brzmi ten cytat ze Smolara:
Poziom nauki zależy w dużym stopniu od dyscypliny, którą naukowcy są w stanie narzucić kolegom, kontroli wzajemnej, nie poprzez sądy, nie poprzez władze, tylko kontroli wzajemnej. Otóż tu widzimy nieodpowiedzialne zupełnie zachowanie ludzi z tytułami naukowymi i środowisko reaguje z dużym opóźnieniem w sposób bardzo słaby wtedy, kiedy z punktu widzenia autorytetu nauki wymaga to bardzo radykalnego odcięcia się i potępienia.
Kiedy zaczną wzywać do wyrzucania naukowców z uczelni?
Gdyby ktoś miał jeszcze złudzenia, że do takiej debaty może dojść przy porozumieniu i wsparciu wszystkich stron, może powoli się ich pozbyć. "Wyborcza" rozpoczęła wielką akcję, która ma pomysł prof. Kleibera ośmieszyć i wykpić, by nie został zrealizowany. To zapewne również uderzenie w przygotowywaną My jednak trzymamy kciuki. Mimo głosów autorytetów z Czerskiej.
lw, "Gazeta Wyborcza"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/167015-kiedy-zaczna-wzywac-do-wyrzucania-naukowcow-z-uczelni-z-punktu-widzenia-autorytetu-nauki-wymaga-to-bardzo-radykalnego-odciecia-sie-i-potepienia