"Dlaczego nikt nie zapytał nas o zdanie? Wybierałam rząd po to, aby było dobrze. Zostałam po prostu oszukana." NASZ WYWIAD

PAP/Krzysztof Świderski
PAP/Krzysztof Świderski

"Nie zgadzamy się na manipulowanie naszymi dziećmi. Dzieci to nie karta przetargowa. A tego rodzaju zachowanie władzy, z jakim mamy do czynienia, nie jest sposobem na zdobywanie elektoratu" - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Anna Turska, jedna z inicjatorek kampanii na rzecz przywrócenia zajęć dodatkowych w przedszkolach.

wPolityce.pl: Odebranie przedszkolakom możliwości uczestniczenia w wielu zajęciach dodatkowych, spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem rodziców. Postanowiliście Państwo wymusić na rządzie wycofanie się z wprowadzonych ostatnio zmian w prawie?

Anna Turska: My nie walczymy nawet o zmianę ustawy, ale bardzo prosimy panią minister o zmianę jej interpretacji. Chcemy potwierdzenia, że zajęcia dodatkowe prowadzone przez ekspertów (z odpowiednimi kwalifikacjami) nadal będą prowadzone w przedszkolach publicznych i finansowane z budżetu przedszkoli albo ze środków rady rodziców. Chcemy także gwarancji, że zajęcia będą odbywać się podczas pobytu dziecka w przedszkolu. To nie jest żadna wielka filozofia, chodzi tutaj jedynie o dobre chęci.

 

Kto skorzystał na wycofaniu części dodatkowych zajęć prowadzonych w przedszkolach, skoro nie były to ani dzieci, ani nauczyciele ani też rodzice?

Działania Ministerstwa Edukacji w sprawie przedszkoli odbieramy jako forsowanie projektu posyłania sześciolatków do szkół. MEN dąży do tego, aby przekształcić przedszkola w ochronki, co rozwiązałoby problem braku miejsc. W efekcie bogatsi rodzice przeniosą swoje dzieci do placówek prywatnych. Cała operacja została przeprowadzona bardzo sprytnie. 1 września, w dniu, w którym rodzice dowiedzieli się o tym, co się stało, w mediach cały dzień relacjonowano rozprawę mamy Madzi. To sprawiło, że inne sprawy zostały załatwione po cichu. Pisaliśmy o tym do redakcji śniadaniowych programów telewizyjnych o dużej oglądalności. Redaktorzy tych programów woleli jednak rozmawiać z celebrytami, wybierać łatwiejsze tematy. Sprawa przedszkolaków tymczasem nie jest łatwa i nie da się tego problemu rozwiązać w pięć minut.

 

Współadministrowany przez Panią facebookowy profil „Zajęcia dodatkowe w przedszkolach? Jestem na TAK” w ciągu niespełna tygodnia uzyskał prawie 10 tys. fanów.

Kiedy dowiedzieliśmy się, że w przedszkolu, w którym uczą się nasze dzieci, od września nie będzie dodatkowych zajęć, zaczęliśmy szukać pomocy. Dzwoniliśmy do różnych urzędów oraz do dyrekcji przedszkoli. Ze zdziwieniem odnotowaliśmy, że nie było miejsca, w którym wysłuchano by rodziców. Założyliśmy zatem profil na Facebooku i postanowiliśmy sprawdzić, czy to tylko my jesteśmy niezadowoleni, czy też może problem ma szerszy charakter. Spodziewaliśmy się, że nasz profil „polubi” około 200 osób. Tymczasem okazało się, że 200 osób „polubiło” go w godzinę czy dwie. Ta liczba zaczęła błyskawicznie rosnąć. Dołączali rodzice z bardzo wielu miast Polski.

 

Co najbardziej zdenerwowało rodziców?

To, że nikt nie zapytał nas o zdanie. Powtarzają się głosy o tym, że rodzice nie życzą sobie, aby rząd decydował o tym, co jest dobre dla naszych dzieci, a co nie. Tymczasem podstawą demokracji jest głos społeczeństwa. To prawo zostało tutaj złamane. Rodzice zdenerwowali się także tym, że szanse dla dzieci są owszem równane, ale w dół. Kolejnym aspektem sprawy jest zakłamanie – to nieprawda, że jeśli uboższe dzieci nie stać na uczestnictwo w jakichś zajęciach, wtedy nie mogą one brać w nich udziału. Jeśli na przykład w przedszkolu tylko piętnaścioro dzieci na dwadzieścioro ma opłaconą rytmikę, pozostałe pięcioro także uczestniczy w tych warsztatach. Na podstawowych zajęciach zawsze znajduje się miejsce dla biedniejszych dzieci. Większość zajęć w przedszkolu kosztuje około 20-25 zł miesięcznie. Nie są to jakieś wielkie koszty i nie ma powodu, aby używać tutaj argumentu o „wyrównywaniu szans”. Jeżeli pójdziemy tym tropem, możemy zadać pytanie, czy do dzieci, które nie dostały się do żadnego przedszkola, też mamy „równać”? Kolejną sprawą, która wyprowadziła rodziców z równowagi jest to, że w wyniku tych zmian pracę straci kilka tysięcy osób. Nauczyciele w przedszkolach to na ogół ludzie, którzy poświęcili tej pracy całe życie. To nie jest zawód, który wybiera się dla zysku. To jest ich pasja, nikt nie pracuje tam z myślą, żeby zrobić na tym kokosy. A teraz ci ludzie, którzy ukończyli poważne studia, mają długie doświadczenie zawodowe, nagle zostaną bez pracy. Ta reforma jest szkodliwa zarówno dla nauczycieli, jak i dla dzieci. Odbieram swojego syna z przedszkola o godzinie 15, a o 15.30 moje dziecko zasypia na kanapie z misiem w ręku. Nie ma siły już na nic. Proszę sobie teraz wyobrazić, że budzę swojego syna i mówię mu: „Chodź, pójdziemy teraz na angielski do domu kultury”. To jest małe dziecko i dlatego chcemy, żeby zajęcia ogólnorozwojowe odbywały się w przedszkolach, kiedy fizjologiczna aktywność dzieci jest najwyższa. Nie możemy odbierać dzieciom nauki przez zabawę – to przecież światowy standard, z którym się w ogóle nie dyskutuje. To jest podstawa, tak jak tlen. Skoro mamy na tym oszczędzać, to czy następnym krokiem będzie oszczędzanie na tlenie?

 

A co sądzą Państwo o pomyśle, żeby zewnętrzne firmy, które do tej pory prowadziły zajęcia w przedszkolach, zostały zastąpione przez nauczycieli przedszkolnych bądź… samych rodziców?

To niemądry pomysł. Nauczycielka z przedszkola, do którego chodzi mój syn, dowiedziała się, że to ona miałaby prowadzić zajęcia z języka angielskiego. Była tym bardzo zaskoczona. Tymczasem pani minister Szumilas stwierdziła, że nauczenie dziecka dziesięciu słów po angielsku w ciągu roku, to nie jest żaden wysiłek.

 

Będą Państwo dążyć do spotkania z panią minister Szumilas?

Tak, 5 września wysłaliśmy oficjalne pismo z prośbą o wyznaczenie terminu spotkania. Otrzymaliśmy zapewnienie, że odpowiedź uzyskamy w poniedziałek, 9 września. Jeżeli pani minister nie znajdzie dla nas czasu, będziemy chcieli spotkać się z panem premierem. Jeżeli pan premier nie znajdzie czasu – poczekamy. Nie będziemy jednak czekać w nieskończoność. Nie zgadzamy się na to, żeby premier zdecydował się na to tuż przed wyborami. Nie zgadzamy się na manipulowanie naszymi dziećmi. Dzieci to nie karta przetargowa. A tego rodzaju zachowanie władzy, z jakim mamy do czynienia, nie jest sposobem na zdobywanie elektoratu. Przygotowaliśmy i wydrukowaliśmy plakat, który zanieśliśmy do przedszkoli. Na powieszenie tego plakatu zgodziło się tylko kilka placówek. Dyrektorzy przedszkoli boją się narazić władzy. My, rodzice, zbieramy się na korytarzach przedszkolnych i dyskutujemy, co dalej robić. To poniżające. Wybierałam rząd po to, aby było dobrze. Zostałam po prostu oszukana.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Agnieszka Żurek

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.