Zasypywanie tego chaosu, który wytworzyła ekipa Donalda Tuska, to czas na kilka już lat solidnej pracy. Doprowadzili polską edukację i naukę do agonii
- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Sławomir Kłosowski, poseł PiS, bbyły wiceminister edukacji.
wPolityce.pl: MEN wprowadza zmiany w Karcie Nauczyciela. Chce wydłużyć czas pracy i zlikwidować wiele innych praw. Jak pan ocenia ten ruch ministerstwa?
Sławomir Kłosowski: Ministerstwo nie ma sumienia i wstydu, żeby w tak trudnej sytuacji, w jakiej nauczyciele zostali położeni przez MEN i premiera Tuska, jeszcze grzebać przy Karcie Nauczyciela, zasłaniając się tym, że realizuje postulaty samorządów terytorialnych. To perfidna gra. MEN jednocześnie twierdzi, że ten projekt był konsultowany ze wszystkimi stronami społecznymi. Osobiście pytałem panią minister, przy pracach nad założeniami, która ze stron społecznych konsultowała ten projekt. Zgodnie z moimi przewidywaniami, pani minister nie potrafiła odpowiedzieć. Na pewno nie było to konsultowane ze stroną nauczycielską. Dla mnie to kolejny krok, który zmierza do całkowitego pozbawienia nauczycieli tej ustawy, jaką jest Karta Nauczyciela. Rozpoczęło się to od cofnięcia nauczycielom wcześniejszych emerytur, później świadczenia kompensacyjne, później godziny karciane i dodanie nauczycielom dodatkowych godzin wymiaru czasu pracy, a w tej chwili mamy kolejny krok, żeby nauczycieli całkowicie pozbawić korzystania z Karty Nauczyciela. Nauczyciele nie upieraliby się przy tym dokumencie aż tak bardzo, gdyby wyczuli, że rząd postępuje z nimi uczciwie, że robi wszystko, by zwiększyć pozycję zawodową nauczyciela i zwiększyć jego wynagrodzenie. Cała gra sprowadza się do tego.
Czym właściwie jest Karta Nauczyciela? Dlaczego powstała?
Powstała po to, by dawać nauczycielom ekwiwalent za to, że nie mogą zarabiać tyle, ile ile ich koledzy z zagranicy. Nie chodzi już nawet o porównywanie wynagrodzeń nauczycieli starej Europy, ale z Czech, Słowacji, wśród krajów, które wchodziły do UE po nas. Karta ma więc być takim wyrównaniem tych krzywd, które rząd Donalda Tuska, obiecując złote góry, nie potrafił nauczycielom zagwarantować. Karta Nauczyciela to nie przywileje, ale ekwiwalent za to, że nie mogą mieć takich uposażeń i praw, jakie mają ich koledzy w krajach starej unii.
Nauczyciele coraz bardziej boją się o swoją pracę. Często zatrudniani są w taki sposób, by Karta ich nie obowiązywała. Może z tego wybuchnąć strajk kolejnej grupy zawodowej?
Gdyby pojawiły się deklaracje na temat przyzwoitego zwiększenia wynagrodzenia nauczycielom, to nie byłoby tak wielkiego oporu, jaki jest w tej chwili. Tym bardziej, że obecna sytuacja jest sytuacją zapalną. Wręcz dziwię się spokojowi związków zawodowych i środowiska nauczycielskiego, bo w tej chwili po tych masowych likwidacjach szkół, tajemnicą poliszynela jest to, że co najmniej kilkanaście tysięcy nauczycieli straci pracę. To jest dubeltowe uderzenie w nauczycieli. Z jednej strony zwolnienia, z drugiej zabranie im praw nabytych w postaci Karty Nauczyciela.
W projekcie MEN, urlop ma zostać skrócony o tydzień, ale to nie jedyne zmiany...
Odebrana ma zostać też możliwość przechodzenia na tzw. urlop zdrowotny bez orzeczenia lekarza orzecznika. W tej chwili jest to o wiele bardziej uproszczone. Nauczyciele staną pod ścianą. Przecież czasem odejście na urlop zdrowotny, to jedyny ratunek utrzymania miejsca pracy.
MEN odbierając nauczycielom prawa, jednocześnie mnoży ich obowiązki. Czy takie dodatkowe dociążenie i odebranie komfortu pracy nie odbije na uczniach?
Ależ oczywiście. Gdyby chodziło tu tylko o nauczycieli, byłoby to 50 czy 40 procent problemów. Ale przecież nauczyciele nie są sami dla siebie, tylko dla uczniów. W konsekwencji odbije się to na uczniach. Nauczyciel będzie o wiele mniej wypoczęty, będzie o wiele bardziej zestresowany. Już w tej chwili drży o swoją pracę, a przy wejściu tej nowelizacji stres nauczyciela związany z zachowaniem pracy się zdecydowanie zwiększy. Nauczyciele będą musieli pracować z większą liczbą dzieci w klasach, to znaczy że będzie im trudniej pracować i odbije się to na uczniach. Nauczyciel będzie miał w większych klasach mniejszą możliwość dotarcia z indywidualizacją nauczania do każdego ucznia. To się odbije na poziomie nauczania, na jakości edukacji naszych dzieci.
Wygląda na to, że ten atak na edukację jest znacznie szerszy. Dwa dni temu minister Kudrycka poinformowała, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wprowadza cięcia budżetowe w wysokości prawie 290 mln złotych. Jakie to przyniesie skutki?
Nauka i szkolnictwo wyższe - to dwie bardzo ważne dziedziny, zwłaszcza teraz, w dobie nowoczesnej Europy, technologii i nauki w Europie. Obserwujemy agonię polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Budżet na naukę i szkolnictwo wyższe na 2013 rok został ustalony na dramatycznie niskim poziomie. Jako opozycja staraliśmy się to jakoś zwiększyć, ale przegrywaliśmy w głosowaniach nad poprawkami do budżetu. Bardziej bym się spodziewał od przyszłościowo myślącego rządu, że dołoży pieniędzy na naukę, skoro ma to być przyszłość nie tylko nasza, ale i Unii Europejskiej. Tymczasem, o żadnym dokładaniu nie ma mowy, wręcz odwrotnie. Zabiera się pieniądze nauce. To świadome skazywanie polskiej nauki, polskiego szkolnictwa wyższego, polskiej edukacji na agonię.
Czy to działanie jest jakimś zamierzonym planem, celowym wyniszczaniem tego kluczowego nerwu społeczeństwa czy po prostu próba łatania dziury budżetowej?
To ratowanie skóry Donalda Tuska i przemądrzałego i aroganckiego Jacka Rostowskiego, który jako wszechwiedzący minister finansów po raz kolejny się mylił, ale oczywiście bardziej był politykiem, niż ekonomistą. Nie chce mi się wierzyć, że liczący minister finansów tak bardzo myli się co do deficytu. Ten deficyt, który w tej chwili został wyłożony na stół - w wysokości 24 mld złotych - to nie jest 10 proc. tego przewidywanego deficytu, który wynosi w budżecie ok. 36 mld złotych, bo 10 proc. to byłoby 3 miliardy. Pan Rostowski nie pomylił się więc ani o 10 proc, czyli 3 miliardy, ani o 20 procent, czyli 6 miliardów, ani też o 30 proc. Pomylił się o blisko 50 procent. Zadaję sobie pytanie, czy minister finansów potrafi liczyć? A teraz wszyscy płacimy za jego błędy. Widoczne jest to zwłaszcza w tak wrażliwych dziedzinach jak edukacja, nauka i szkolnictwo wyższe. Bo to, co dziś wydamy na dzieci i młodzież, na wyższe uczelnie i na naukę, będzie owocować za 10, 15 i 20 lat. Mnie aż skóra cierpnie na myśl o tym, jak będzie wyglądała polska nauka i szkolnictwo wyższe za dekadę. To będzie dramat.
Rozmawiała Marzena Nykiel
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/162415-slawomir-klosowski-ratowanie-skory-tuska-i-rostowskiego-doprowadzilo-polska-edukacje-i-nauke-do-agonii-nasz-wywiad
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.