Zespół Macieja Laska na specjalnie zorganizowanej konferencji prasował odpierał dziś zarzuty i wątpliwości przedstawione przez parlamentarny zespół kierowany przez Antoniego Macierewicza. Lasek, broniąc się, uzasadniał, że eksperci zespołu poselskiego nie odpowiedzieli na zapytania skierowane oficjalną drogą:
Poprosiliśmy zespół parlamentarny o przedstawienie dowodów, na podstawie których buduje on swoje hipotezy. Nie doczekaliśmy się odpowiedzi do dzisiaj na prośbę zawartą w oficjalnym piśmie wysłanym do zespołu. Nie przedstawiono nam żadnych dowodów, na których opiera on swoje wnioski. Dlatego postanowiliśmy przeanalizować ich raport w tej części, w której powołuje się na materiał przygotowany przez firmę ATM. (…) Raport zespołu parlamentarnego w tym obszarze zawiera ewidentnie błędne wnioski, błędne interpretacje, do których chcielibyśmy się odnieść
- oznajmił Maciej Lasek, rozpoczynając konferencję.
Po czym oddał głos Edwardowi Łojkowi, jednemu z członków swojego zespołu, który opisywał, jak funkcjonują urządzenia ATM.
To polska firma, która ma ponad 20-letnie tradycje i obsłudze rejestratorów szybkiego dostępu. Tego typu konstrukcja była pierwszą na świecie o tego typu możliwościach, znalazła szerokie zastosowanie. Rejestratory te stosowane są w wielu samolotach i wykorzystywane przez wiele linii lotniczych. W ciągu każdej doby przeprowadzanych jest kilkaset analiz tego typu rejestratorów, tego typu analizy są wiarygodnym dowodem dla instytucji sprawujących nadzór lotniczy. (…) Historia, doświadczenie, reputacja nie budzi żadnych wątpliwości
- przekonywał Łojek.
I kontynuował, zarzucając ekspertom parlamentarnego zespołu błędnie wyciągnięte wnioski i nieprawdziwie stawiane tezy:
Zajmiemy się sprawą stwierdzeń zawartych w raporcie zespołu parlamentarnego. Jeden z podstawowych wniosków, który jest przedstawiony to zarzut stawiany polskiej komisji, że zaniechała badania zapisów różnych systemów. Ten zarzut jest nieprawdziwy. (...) Przypominam, że raport Instytutu Sehna powstał po zakończeniu pracy polskiej komisji. Trzeba zaznaczyć, że polska komisja dysponowała dwoma innymi ekspertyzami – obie te analizy dotyczyły zapisów dźwięków rejestrowanych w kabinie
- mówił.
Łojek oznajmił, że porównanie rejestratorów zapisów ATM z dwoma innymi taśmowymi zapisami pozwoliło stwierdzić, że zapis ten nie budzi wątpliwości i jest materiałem dowodowym. Mówił, że do podobnych wniosków doszli nie tylko eksperci komisji Millera, ale również zajmujący się tym z ramienia ATM.
Nawiązał do wniosków zespołu Macierewicza:
Dane z innych urządzeń – TAWS i FMS, a nie są to rejestratory – były oczywiście odczytane również w obecności członka komisji, a odpowiednie materiały dowodowe są opublikowane w raporcie polskiej komisji. Twierdzenie, że komisja zaniechała badania tych rejestratorów jest po prostu kłamstwem
- złościł się Łojek.
Samolot przekroczył wysokość 20 metrów w odległości ok. 1600 m od progu pasa, natomiast był moment, kiedy znajdował się poniżej progu pasa lotniska
- przekonywał.
I na specjalnej grafice tłumaczył, jaki - jego zdaniem - popełniono błąd spowodowany nieprawidłowym traktowaniem danych.
Łojek odniósł się również do wątpliwości dotyczących pracy silnika tupolewa w końcowej fazie lotu. W jego opinii także w tym przypadku eksperci Macierewicza popełnili szereg błędów:
Kolejny błąd to swobodne interpretowanie pracy silników. (…) Wspomniane w raporcie tzw. kierownice znajdują się ok. 0,1m za krawędzią wlotu powietrza do silników. W związku z tym prędkość i zasysania powietrza, twierdzenie, że pęd powietrza mógł odrzucić ewentualne elementy jest nieprawdopodobne. (...) Należy dodać, że ten wzrost wibracji – który rzeczywiście był zanotowany – był na tyle niewielki, że nie spowodował tego zasygnalizowania załodze. Gdyby taka sygnalizacja zadziałała, byłoby to zarejestrowane przez rejestrator ATM
- mówił.
Po czym zaprezentował film pokazujący, jak potrafi zachowywać się silnik, gdy wpada do niego "obcy objekt". Jak przekonywał Łojek, wystarczy, że do silnika wpada ptak, by spowodowane zostały wibracje oraz pojawił się płomienie.
Wzrost wibracji i ewentualne problemy z płomieniem są zupełnie naturalne
- uzasadniał.
Przekonywał także, że nieprawdziwym twierdzeniem jest teza o usunięciu 0,5 sekundy z raportu komisji Millera. Po czym mówił, jak - jego zdaniem - należy odczytać dane:
Jeszcze raz powtarzam – przy tej wysokości lotu jedynym urządzeniem jest radiowysokościomierz, pod warunkiem, że nie jest przechylony bardziej niż 15 stopni. Wysokość wyliczenia wskazuje, że było to osiem stopni. Czyli twierdzenie mówiące, że samolot znajdował się na wysokości 30 czy 40 metrów nad poziomem drogi startu w oparciu o zapisy w TAWS, po prostu nie wytrzymuje konfrontacji z tym, co zapisano w skrzynce ATM
- stwierdził Łojek.
Chcemy przedstawić dowód zawarty w ekspertyzie ATM. Analizując wysokość w ostatniej fazie lotu, widać, że samolot w ciągu 55 sekund utracił 382,6 m wysokość. Proste działanie pozwala wyliczyć, że średnia opadania wyniosła 7m/s. Gdyby zrealizować odpowiednią ścieżkę schodzenia dto 3,3 . Prędkość schodzenia była ponad dwukrotnie większa od prawidłowej! Załoga popełniała błędy jest jak najbardziej uzasadnione.
- kontynuował.
Eksperci zespołu Laska przekonywali również, że prawdziwość (a co za tym idzie - brak manipulacji) nagrań z rejestratorów potwierdzili nie tylko eksperci komisji Millera, jak również Instytut Sehna:
Instytut napisał, że porównał przydźwięk sieci energetycznej z tym, co że przydźwięki są zgodne. Czyli, że kopia została wykonana w jednolity sposób. IES stwierdził, że kopie, które otrzymał z Moskwy są jak najbardziej wiarygodne, a dodatkowo nie stwierdzono żadnych śladów na braki zapisu. Twierdzenie o manipulacji jest bezpodstawne
- oznajmili eksperci.
Lasek dodawał:
Mogą być państwo zdziwieni, dlaczego dzisiaj oparliśmy się nie na materiałach komisji Millera, ale materiałach przygotowanych przez zespół parlamentarny dla prokuratury. Te informacje zostały przekazane przez ZP jako źródła, na których oparto wnioski
- stwierdził.
Inny członek zespołu Laska, Piotr Lipiec, odnosząc się do pozostawania rejestratorów przez kilkanaście godzin w nocy z 10 na 11 bez opieki przedstawicieli polskich, w siedzibie MAK, stwierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.
Maciej Lasek niechętnie odniósł się do ewentualnej dyskusji z przedstawicielami zespołu Macierewicza:
Debata jest dosyć trudnym tematem do przeprowadzenia, jeśli ci eksperci wyciągają wnioski, które są dla tutaj zgromadzonych jasne i odmienne od tej ekspertyzy. Warunkiem takiej rozmowy jest przedstawienie dowodów, na podstawie których wyciąga się wnioski. Przez ponad miesiąc nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pismo wysłane do zespołu parlamentarnego. Sami dotarliśmy do materiałów, na które zespół się powołuje i wykazaliśmy dzisiaj, że wnioski zawarte w tych materiałach są zupełnie odmienne. (...) Przy braku dowodów trudno jest dyskutować na tym samym poziomie. Myślę, że czeka nas jeszcze wiele konferencji naukowych, na których będziemy mogli wymieniać się poglądami na normalnym, właściwym do tego typu poziomie. Czyli jak naukowiec z naukowcem
- mówił.
svl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/159654-zespol-laska-odpowiada-macierewiczowi-stwierdzenie-ze-zaloga-popelniala-bledy-jest-jak-najbardziej-uzasadnione
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.