NASZ WYWIAD. Wiesław Johann: Niemieckie inwestycje w polską sferę informacyjną są bardzo niebezpieczne

www.vgp.de
www.vgp.de

Polskapresse, koncern medialny będący częścią Verlagsgruppe Passau z Niemiec najprawdopodobniej przejmie od brytyjskiego Mecom Group wszystkie jego gazety lokalne, informacyjne portale internetowe i drukarnie. Na terenie województw zachodnich stanie się więc de facto monopolistą.

CZYTAJ TAKŻE: Niemiecki gigant prasowy Polskapresse na drodze do zdobycia monopolu medialnego w Polsce lokalnej. Zwłaszcza w województwach zachodnich

O zagrożeniu dla polityki informacyjnej w Polsce, której jeszcze bardziej niż dotąd będzie narzucany niemiecki punkt widzenia na historię i teraźniejszość, rozmawiamy z Wiesławem Johannem, sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, specjalistą od prawa prasowego i adwokatem.

 

Niemiecki gigant medialny tylko krok dzieli od zdobycia pozycji dominującej, jeśli nie monopolistycznej, na polskim rynku medialnym. Jak pan ocenia tę sytuację?

Jakakolwiek monopolizacja, także medialna, jest z punktu widzenia państwa i obywateli niedopuszczalna. To poza wszelką dyskusją. Nie może być tak, że to, co jest jednym z elementów realizacji konstytucyjnego prawa obywatela, czyli prawa do wolności wypowiedzi i wolności słowa, nagle zostanie zmonopolizowane.

Trzeba odwołać się do rzeczy niesłychanie istotnej. Jeżeli monopolizacja runku prasowego dojdzie do skutku, to znaczy że będzie jeden wydawca. Zaś polskie prawo prasowe nakazuje dziennikarzowi realizację linii programowej redakcji. Krótko mówiąc mamy do czynienia z sytuacją, w której linia programowa wydawcy, czyli właściciela, musi być realizowana, bo jeżeli nie, to dziennikarz dostaje przysłowiowego kopniaka – zarzuca mu się naruszenie obowiązków pracowniczych i na tej podstawie może być z nim rozwiązana umowa o pracę. No i teraz będziemy mieli tak, że polski dziennikarz będzie musiał realizować linię wydawniczą właściciela zagranicznego, z zewnątrz.

 

Zaczęliśmy naszą rozmowę jak film Hitchcocka – mocnym akcentem, a teraz będzie rosło napięcie. To wydawnictwo niemieckie celuje głównie w media na dawnych terenach niemieckich. Przypadek?

No i tu mamy sytuację już zupełnie jasną. No bo o co chodzi? Aby na tych terenach dominowały poglądy i linia programowa niemieckiego wydawcy, który będzie narzucał swoje poglądy, a dziennikarz będzie musiał je przelewać na papier. Jeszcze raz zwrócę uwagę na ten cholernie niebezpieczny przepis w polskim prawie prasowym, że dziennikarz ma realizować linię programową wydawcy. Jesteśmy więc teraz w jakiejś absurdalnej sytuacji.

 

Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na specjalny charakter inwestycji niemieckich w Polsce. One nie dotyczą tylko przemysłu, ale właśnie mediów. Dlaczego nie zauważa się u nas takiego zagrożenia? W mediach niemieckich bardzo trudno jest inwestować obcemu kapitałowi. Nasi zachodni sąsiedzi chronią swój rynek informacyjny przed wpływem obcych idei i poglądów. W naszą politykę informacyjną wchodzą bez opamiętania, jak w masło.

Obserwuję polski rynek medialny i obliczam, że około 20 procent mediów to polscy wydawcy. Kto dominuje na tym rynku? Głównie kapitał niemiecki! W mediach już mamy więc emanację polityki prowadzonej przez państwo niemieckie, a pewnie będzie gorzej. Możemy więc spodziewać się więcej informacji o „polskich obozach zagłady”, ale nie tylko. Przecież istnieją współczesne potrzeby polityki kanclerz Angeli Merkel.

A dlaczego u nas nie chroni się rynku medialnego przed obcymi wpływami? Bo nie mamy żadnego aktu prawnego, który by go chronił polską rację stanu! Mamy jedynie polską konstytucję, a ona jest jaka jest.

Ja mogę się do niej zawsze odwoływać, ale jeżeli ja słyszę poważnych polityków, którzy mówią – „no dobrze, mamy polską konstytucję, ale przecież jest jeszcze prawo unijne” – to co z tym zrobić? Przecież dla Polski, dla Polaków podstawowym aktem normatywnym jest polska ustawa zasadnicza.

Mamy do czynienia z sytuacją wchodzenia do Polski zagranicznych koncernów medialnych, zresztą nie tylko niemieckich, które opanowują ten rynek, i tym samym de facto opanowują jeden z podstawowych elementów informacji społecznej, a my nie posiadamy żadnego instrumentu prawnego, który mógłby się temu przeciwstawić. Zastanawiam się, kiedy Telewizję Polską przejmie jakiś niemiecki Rundfunk, jakaś stacja niemiecka.

To bardzo istotna rzecz, na którą pan zwrócił uwagę, że Niemcy nie inwestują tylko w sferę ekonomiczną w Polsce, ale właśnie w sferę informacyjną. To jest bardzo niebezpieczne.

 

Trudno jest rozmawiać o niemieckim zagrożeniu, bo to zagrożenie kojarzy się przeciętnemu Polakowi z pruską pikielhaubą, z czołgami, więc słucha tego co najmniej z politowaniem. A przecież podboje XXI-wieczne będą inne niż te w wieku XX czy wcześniej. Teraz podbój będzie polegał na narzuceniu sposobu myślenia, na narzuceniu poglądów, na skolonizowaniu woli.

Ależ oczywiście. To stuprocentowa prawda. W niemieckiej telewizji wyświetlany jest właśnie film, w którym AK-owcy mordują Żydów. A tymczasem nasz minister spraw zagranicznych zajmuje się jakimiś pierdołami, a to jakieś kontrakty z Kaliningradem, a to, że będziemy budować metro w Sankt Petersburgu. Bardzo przepraszam, ale minister spraw zagranicznych jest od natychmiastowej reakcji na takie paszkwile, które uderzają w polską historię. To skandal, że tego nie robi, ciężką cenę za to zapłacimy.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych