NASZ WYWIAD. Prof. Krasnodębski o niemieckim filmie z AK w tle: To element świadomej polityki historycznej i świadectwo przemiany pamięci

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. bild.de
fot. bild.de

Na portalu wPolityce.pl pisaliśmy o tym, jak niemiecki "Bild" zapowiada i recenzuje serial o II Wojnie Światowej "Nasze matki, nasi ojcowie" (czytaj: Kto mordował Żydów w Europie Wschodniej? "Ekstremalni antysemici" z Armii Krajowej ręka w rękę z nazistami. Niemcy na Zachodzie śpiewali wtedy piosenki). Otóż za wszystkie okropności wojny, w tym mordowanie Żydów odpowiadają enigmatyczni naziści, wspomagani przez nacjonalistów i antysemitów z AK, podczas gdy zwykli Niemcy nie mają z tymi zbrodniami nic wspólnego. O konsekwentnym zacieraniu winy Niemiec i Niemców za zbrodnie swoich ojców i dziadów rozmawiamy z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, profesorem Uniwersytetu w Bremie.

 

wPolityce.pl: - Panie profesorze, to nie pierwsza próba zamazywania historii i szukania przez współczesnych Niemców współwinnych zbrodni II Wojny Światowej, zazwyczaj wśród Polaków?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Sposób, w jaki Niemcy odnoszą się do swojej przeszłości zmienia się, podlega ciągłej ewolucji. Nie wszystko odbywa w sposób jednoznaczny, a tym bardziej na komendę, ale wyraźna jest ogólna tendencja - od bardzo krytycznej postawy wobec własnej przeszłości w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych do - najogólniej mówiąc  - postawy coraz bardziej afirmatywnej wobec przeszłości. Oczywiście ta postawa również nie jest pozbawiona elementów krytycznych. I nie oznacza próby rehabilitacji III Rzeszy, lecz raczej jej wyłącznie z „normalnej” niemieckiej historii.

Ten film, o którym mówimy, wyjątkowo szeroko reklamowany, jest niewątpliwie ważnym świadectwem tej przemiany pamięci. Usilne promowanie w głównych mediach go świadczy, że jest on elementem świadomej polityki historycznej. W zamierzeniu jest to film o generacji wojennej, który przerwać milczenie między pokoleniami - między obecnym pokoleniem, a pokoleniem rodziców lub dziadków, którzy brali udział w wojnie.

Najogólniej mówiąc, wymowa tego filmu jest taka: zwykli, młodzi, sympatyczni ludzie zostali uwikłani w wojnę, straszne rzeczy, w coś, co wyzwala najgorsze cechy, i to wojną szczególnie brutalną, za którą odpowiadał reżim Hitlera. Film potępia narodowy socjalizm, a jednocześnie z empatią pokazuje tamto pokolenie Niemców.

Przedstawia jak wojna przemienia główne postacie - najpierw ci młodzi ludzie są idealistyczni, w większości entuzjastycznie nastawieni do wojny, przekonani o zwycięstwie, a potem zaczyna się proces ich degradacji moralnej oraz otrzeźwienia, utraty iluzji. Biorą np udział rozstrzeliwaniu ludności cywilnej - jeden z nich zastrzelił komisarza, inny rozstrzeliwuje chłopkę, która wspomagała partyzantów, jeszcze inna denuncjuje pielęgniarkę Żydówkę, druga zaś dla kariery rozpoczyna romans z wysokim funkcjonariuszem reżimu -  wszyscy zostają uwikłani w zbrodnie nazistowskie. Jednak pod wpływem tego co się dzieje i przeżywają na froncie wschodnim, pod wpływem klęski, dokonuje się w nich przewartościowanie, idące w różnych kierunkach. Ten wątek rozczarowania do wojny podobny jest do tego, który pojawia się często w filmach amerykańskich, krytycznych czy rozrachunkowych, na przykład o wojnie w Wietnamie. W tym sensie dobry film wojenny, choć trzecia część jest dużo słabsza niż dwie pozostałe.

Dopiero na tym tle pojawia się sprawa polska i odniesienie do Polski. Jeśli chodzi o stosunek Niemców do AK, do Polskiego Państwa Podziemnego, to proszę pamiętać, że latami to był temat nieznany. Jeszcze prezydent Herzog nie potrafił odróżnić Powstania Warszawskiego 44 roku od Powstania w Getcie Warszawskim w 43 roku. To też trzeba widzieć w takim kontekście.

Jeden bohaterów - Wiktor, który jest niemieckim Żydem, ucieka z transportu do Auschwitz i dostaje się do oddziału AK, o czym mają świadczyć opaski na ramieniu, i od razu spotyka się z antysemityzmem. W trzeciej części twórcy już idą na całość: akowcy chcą zostawić Żydów zamkniętych w wagonach w zdobytym przez siebie transporcie, rabują kosztowności odebrane żydowskim ofiarom przez nazistów i po ujawnieniu prawdziwej tożsamości Wiktora bez wahania zamierzają go zastrzelić. Akowcy, obok esesmanów, gestapowców itd., należą do najbardziej negatywnych postaci w tym filmie, który w części trzeciej staje się, moim zdaniem, po po prostu antypolski. W komentarzach np. w FAZ wyjaśniano, że ten epizod pokazuje, że nie wszyscy, którzy walczyli z Hitlerem byli przyjaciółmi jego ofiar.

Obok akowców pojawiają się też postacie chłopów polskich, którzy strzelają do Wiktora i uciekającej z nim Polki. Jeden chce ich też zadenuncjować. Okazuje się więc, że polscy chłopi byli w czasie okupacji uzbrojeni, co jest dość fantazyjnym założeniem (chyba że chodzi o folksdojczów, czego film jednak nie precyzuje).

Tak więc podczas gdy główni bohaterzy filmu do końca zachowują przyjaźń do swojego żydowskiego kolegi, autentycznymi antysemitami okazują się Polacy. Niemieccy bohaterowie filmu stają się źli z powodu systemu, państwa, w którym żyją, Polacy zaś są antysemitami sami z siebie, nawet bez państwa – czasami tylko ujawniają ludzkie uczucia, tak jak dowódca oddziału AK, który ostatecznie puszcza Wiktora żywym.

 

wPolityce.pl: - No właśnie, czy można odnieść wrażenie, że winni zbrodni byli źli naziści, a jest kłopot z przyznaniem, że tymi nazistami byli właśnie Niemcy?

Oczywiście to się wszystko odbywa subtelniej niż często przedstawia się to w Polsce. Nie chodzi o prosty rewizjonizm, czy prosty negacjonizm. Polacy muszą rozumieć, że zmiana narracji historycznej w Niemczech czy w Europie to nie są po prostu „kłamstwa” czy „przeinaczenia”. Ten film jest dobrym tego przykładem - nie usprawiedliwia narodowego socjalizmu, a wręcz przeciwnie, potępia go, nie usprawiedliwia wojny, ale ją potępia w najmocniejszy możliwy sposób. A pokazując „antysemityzm” AK twórcy mogą przecież powołać się na liczne prace historyków, także takie, które powstały w Polsce, i odpowiednio przetworzyć je w fabułę. Nie ma tu jakichś tendencji apologii III Rzeszy,  a mimo to pozwala się utożsamiać z bohaterami, którzy są sympatycznymi,  normalnymi młodymi ludźmi. Zło przychodzi do nich z zewnątrz, oni czemuś ulegają, obłędnej ideologii. Esesmani, SD,  gestapo  - to postacie drugorzędne, zewnętrzne. To nie jest film potępiający to pokolenie, tylko usiłujący je zrozumieć. Ten w miarę dobrze zrobiony film budzi sympatię dla tych bohaterów, pozwala ich zrozumieć i w pewnym sensie wybaczyć.

Zresztą on się wpisuje w całą serię podobnych dokonań. Niedawno pokazywano w telewizji trzyczęściowy film o Hotelu Adlon w Berlinie oraz film o Rommlu. Na tym właśnie polega ta nowa anormatywność: w przeszłości są rzeczy do zaaprobowania, nawet jeśli nie przeczy się, że niektórzy Niemcy tamtego pokolenia  popełniali okropne rzeczy, to przecież były też postacie, z którymi można się utożsamić. Ten film to w gruncie rzeczy dalszy krok w eksterioryzacji narodowego socjalizmu – owszem, naziści też byli Niemcami, ale to nie są przodkowie dzisiejszych Niemców. Przodkowie to s tacy ludzie jak młodzi bohaterowie tego filmu, a nie jak drugorzędne, zupełnie negatywne jego postacie, „nazistowscy bonzowie”.

Oczywiście w rzeczywistości ”matkami i ojcami” współczesnych Niemców nie są tylko tacy, w gruncie rzeczy sympatyczni, młodzi ludzie uwikłani w historię, lecz także funkcjonariusze i członkowie NSDAP, świadomi zwolennicy Hitlera i ochoczy zbrodniarze.  Poza tym głownie postacie też musiałyby znacznie więcej wiedzieć. Znamienny jest fakt, że film zaczyna się od 1941 r. Jeden z tej piątki, Wilhelm, na początku odważny oficer, a pod koniec drugiego odcinka dezerter, odznaczył się w poprzedniej kampanii - francuskiej albo polskiej. Ale wtedy najwidoczniej nie przeżywał żadnych rozterek - w każdym razie twórcy filmu nie czuli się zobowiązani, by o tym wspomnieć. Hitler jest już od prawie 10 lat u władzy i bohaterowie filmu mieliby czas mu się przyjrzeć. Film zaczyna się jednak od wybuchu wojny z Związkiem Sowieckim, bohaterowie filmu dopiero wtedy skonfrontowani zostają z okropnościami wojny, z mordowaniem Żydów - gdzieś daleko na wschodzie. W historiografii niemieckiej często tak się właśnie twierdzi - wojna totalna zaczyna się dopiero w 41 r., a kampania wrześniowa to jest jeszcze ta klasyczna wojna prowadzona przez dżentelmenów. Dopiero  od niedawna pojawiają się książki,  mówiące o tym,  że i wcześniej popełniano zbrodnie na ludności cywilnej. Tymczasem do bohaterów filmu prawda o naturze hitlerowskiego reżimu zaczyna docierać dopiero po 1941 roku, zwłaszcza zaś wtedy, gdy Wehrmacht zaczyna przegrywać. W Berlinie zaś długo jeszcze nie widać prawdziwej wojny. można też nie zauważać okrucieństw i prześladowań. Przekłamanie polega na tym, że jak wiemy, choćby z ostatnich publikacji Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, całe Niemcy usiane były obozami koncentracyjnymi, jenieckimi i dla robotników przymusowych. O żadnej niewiedzy nie było więc mowy. Rasistowska ideologia III Rzeczy była też znana wszystkim.

Film pokazuje, że inni także uczestniczyli w zbrodniach. Na przykład na marginesie pokazuje się pomocniczą policję ukraińską, która kierowana przez oficera SD  pomaga likwidacji getta - żołnierze Wehrmachtu są wartownikami, usiłując zresztą ocalić żydowską  dziewczynkę. Polacy wprawdzie walczą z Niemcami, ale są zadowoleni z mordu na Żydach i są gotowi w nich uczestniczyć. Natomiast chłopi ukraińscy odmalowani zostają sielankowo i nawet gwałty popełniane przez czerwonoarmistów są usprawiedliwione tym, co Niemcy poprzednio uczynili w Rosji.

Film nie ogranicza się więc tylko do pokazania niemieckie „matek i ojców”, ale przy okazji pokazuje kim są „matki i ojcowie” Polaków – to wprawdzie ofiary nazistów (ale tylko jako robotnicy przymusowi lub ofiary pacyfikacyjnych akcji antypartyzanckich), ale w gruncie rzeczy bliżej im do nazistów niż głównym bohaterom filmu.

 

wPolityce.pl: - A wracając do mego pytania i abstrahując od tego jednego filmu - my komentowaliśmy szokującą recenzję tego filmu w Bildzie - gdzie obok antysemitów z AK są wymieniani wyłącznie enigmatyczni naziści, których wina w żaden sposób nie obarcza Niemców - jak powinniśmy reagować na takie zamazywanie historii?

Owszem nie neguje się, że ci naziści byli źli, że oni też byli Niemcami, ale podkreśla się, że byli oni wspierani przez wielu ludzi, którzy nie byli Niemcami - Ukraińców, Polaków, Holendrów, Francuzów itd. To zło nie było tylko niemieckie, oczywiście było głównie niemieckie, ale byli też inni Niemcy - nie tylko ci, którzy kiedyś uchodzili za  "dobrych", nieskażonych nazizmem  (kiedyś to byli spiskowcy, Stauffenberg, emigranci, Tomasz Mann),  ale teraz także ci, którzy - jak bohaterowie tego filmu - byli żołnierzami Wehrmachtu, w swej młodzieńczej naiwności wspierali III Rzeszę, wierzyli w nią początkowo. Młode pokolenie Niemców może się do nich przyznać, może zrozumieć ich los. A narodowi socjaliści, esesmani, gestapowcy to wprawdzie Niemcy, ale już nie „nasze matki i nasi ojcowie”.

Trudno powiedzieć, jak na to można reagować. Zawsze dokonujemy wyboru z przeszłości  - my też w naszej historii utożsamiamy się np. z Kościuszką, a nie z Targowicą, z AK, a nie z UB. Przy wszystkich próbach rehabilitacji PRL-u, nikt nie chwali się, że miał ojca UB-ka czy SB-ka, czy nawet wyższego dygnitarza partyjnego, lub „zomowca”. A to też jest część polskiej przeszłości.

Przypadek niemiecki jest oczywiście drastyczny. Niemcy z mojego pokolenia, których znałem w czasach przed zjednoczeniem, dystansowali się od tej historii, odrzucali ją, potępiali rodziców i dziadków, uciekali w europejskość, płakali, narzekali, że są Niemcami, chcieli się wyzbyć niemieckiej tożsamości.

A teraz mamy nowa fazę, w której nie czuje się już potrzeby ucieczki od swojej tożsamości, a usiłuje się zbudować nadać pozytywny kształt, przy powołaniu się na osiągnięcia Republiki Federalnej i  przez zmianę stosunku do swojej przeszłości, w której zaczyna się widzieć cechy pozytywne, nawet w postaciach ambiwalentnych jak ta piątka tych młodych ludzi (a w zasadzie czwórka, bo na Wiktorze żadna wina nie ciąży, mimo że czuje się Niemcem) - obciążonych winą, ale budzących ciepłe uczucia.

Wczoraj w FAZ zamieszczono komentarz Martina Schulza, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, który  wspominają, że jego ojciec wkrótce po ślubie też znalazł się froncie, wyciąga z filmu wniosek polityczny – widzimy, jak straszna była wojna, ale teraz mamy wolność i „socjalną demokrację”. Na zachodzie Europy ta demokracja są one urzeczywistnione od sześciu dziesiątków lat, a na wschodzie i na południu Europy dopiero od niedawno, należy dbać, żeby tam nic złego się nie stało. Niestety pojawiają się obecnie niebezpieczne tendencje w Europie, do których Schulz zalicza także to, że niemieccy politycy w prasie bulwarowej niektórych krajów przedstawiani są w nazistowskich mundurach.

 

rozmawiał  kim

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych