Po ostatniej próbie jądrowej Korei Północnej w połączeniu z wcześniejszym udanym wystrzeleniem satelity na orbitę okołoziemską świat wstrzymał oddech. Brutalny reżim Kimów ma śmiertelną broń i środki do jej przenoszenia na każdą odległość na Ziemi. Na dodatek na Bliskim Wschodzie raczej nie do powstrzymania jest powstanie nowego mocarstwa atomowego - Iranu.
O sytuacji w jakiej znalazła się ludzkość rozmawiamy z dr. Grzegorzem Kostrzewą-Zorbasem, politologiem, publicystą tygodnika "wSieci".
wPolityce.pl: Czy tym razem świat ma poważny problem z Koreą Północną, czy też komuniści – jak to mieli wcześniej w zwyczaju – podbijali bębenek żebrząc o dostawy ryżu?
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: Faktycznie Korea Północna i jej reżim bardzo często straszył. Jest mistrzem wojny psychologicznej. Ale tym razem to nie jest już straszenie pozorami. Postęp Korei Północnej we wzmacnianiu realnego potencjału wojskowego jest bardzo szybki i bardzo znaczący. Zmienia to układ sił w regionie, a nawet wpływa na układ sił w świecie.
W szczególności istotne jest pierwsze wprowadzenie, w grudniu ubiegłego roku, satelity za pomocą rakiety na orbitę okołoziemską. Rakieta zdolna wprowadzić jakikolwiek obiekt na orbitę jest zdolna również przenieść głowicę bojową, np. z ładunkiem jądrowym, do dowolnego miejsca na świecie. I to był wielki przełom, a co za tym idzie - wielki wzrost zagrożenia dla tych państw, które Korea Północna uznaje za przeciwników, zwłaszcza dla Stanów Zjednoczonych.
Z kolei na początku tego roku trzeci test jądrowy Korei Północnej miał większą moc od dwóch poprzednich i jest pierwszym, który nie budzi żadnych wątpliwości, że to był wybuch jądrowy. Być może zresztą – bo obliczenia wciąż trwają w różnych ośrodkach światowych – ta siła wybuchu była większa niż te siedem kiloton. To świadczy o realnym posiadaniu technologii jądrowej i postępie się w niej dokonującym. Korea Płn. zapowiedziała kolejne testy, w tym jeden lub dwa już wkrótce, co być może oznaczać, że dokonane zostaną przed końcem tego roku. Gdyby najdalej idący wariant został zrealizowany, czyli trzy testy w ciągu roku, to trzeba by wówczas powiedzieć, że Korea Północna jest jądrową potęgą. Świat ma powód, żeby się bać, ma powód, żeby działać.
Z tego co pan mówi, ten „zegar”, którego ludzkość się tak boi, tyka coraz głośniej i coraz szybciej. Zwłaszcza jeśli dodamy do tego kwestię Iranu. Co prawda przywódca duchowy tego kraju zaprzeczył, aby Iran chciał posiadać broń jądrową. Ale wiadomo jak należy traktować takie zaprzeczenia. Czy świat jest bezradny wobec takich krajów jak Iran i Korea Północna?
Każdy zaprzecza, że ma broń jądrową. Niektórym się udawało zupełnie ukrywać program budowy broni jądrowej tak, że nawet nie było podejrzeń i żadnego przeciwdziałania typu sankcje ekonomiczne. To przypadek Saddama Husseina, ale nie przed wojną 2003 roku, lecz przed pierwszą wojną w Zatoce Perskiej. W 1991 r. okazało się, że irackiemu reżimowi brakowało około roku do zbudowania pierwszej broni jądrowej i osiągnięcia jej gotowości bojowej. Gdyby Saddam Hussein poczekał, rok do dwóch z inwazją na Kuwejt, to stałby się bezkarny.
Warto zwrócić uwagę na niedawną wypowiedź jednego z przywódców irańskich, że „Iran już jest państwem jądrowym”. Nie powiedział on co prawda, że jego kraj ma broń jądrową. Jednak celowo użył niejasnego i wieloznacznego sformułowania. To służyło jednemu celowi: odstraszaniu. Odstraszaniu niepewnością. Iran jest w tej chwili na takiej granicy między statusem państwa, który broni jądrowej nie ma, a statusem państwa, co do którego nie wiadomo, czy taką broń posiada. Już sama taka niepewność odstrasza.
Mistrzem tego rodzaju odstraszania był Izrael, który przez całe lata 70. i pierwszą połowę lat 80. nie zaprzeczał, ani nie potwierdzał, że ma broń jądrową. Dziś już wiadomo, że gotowość bojową osiągnął w okolicach wojny Jom Kippur w 1973 r. Wtedy podjął decyzję o zmontowaniu pierwszych głowic, choć nie wiadomo czy zdążył to zrobić przed końcem tamtej wojny.
Jednak później, od 1973 do 1986 r. w świecie panowała niepewność co do tego, czy Izrael ma tę broń, czy nie. Fakt takich wzmożonych podejrzeń spowodował, że już nigdy żaden kraj nie zaatakował Izraela, nie licząc oczywiście ataków terrorystycznych, partyzanckich. Odstraszanie niepewnością działało.
Iran nie jest jeszcze zaawansowany w programie atomowym, ale szybko zmierza do tego, żeby to poczucie niepewności co do jego statusu było mocne w świecie. Liczy, że takie mocne poczucie niepewności wykluczy jakikolwiek atak, ze strachu przed odwetem.
Czy świat może jeszcze coś zrobić z tym problemem? Czy widzi pan w ostatnim przemówieniu prezydenta Baracka Obamy, inaugurującego swoją drugą kadencję prezydencką symptomy tego, że USA budzą się z letargu?
Na szczęście Obama swoją naiwną wizję świata bez broni jądrowej zmienił, bo twierdził wcześniej, że Stany Zjednoczone nie mogą się zbroić. Wywołał tym konsternację u swoich sojuszników, nie tylko natowskich, ale także pozanatowskich takich jak Izrael, Korea Południowa czy Japonia. Co jest ważniejsze od jednostronnych oświadczeń amerykańskich, to fakt, że już za kadencji prezydenta Obamy, podtrzymano strategię NATO, tzw. koncepcję strategiczną Paktu, w której jest napisane, że Sojusz tak długo pozostanie nuklearny, jak długo w świecie istnieje broń jądrowa. Oczywiście wiarygodność takich dokumentów jest zawsze ograniczona, bo to nawet nie jest traktat, ale wiarygodność NATO na świecie jest jednak względnie duża.
Czy świat może coś zrobić z takimi zagrożeniami jak irańskie? Zakładając, że rozprzestrzenianie broni jądrowej jest złe, bo zwiększa ryzyko wojny, to świat może jedynie zapobiegać temu rozprzestrzenianiu tylko przed zaawansowaną fazą budowy broni jądrowej w jakimś kraju. We wczesnej fazie, a nie w późnej. Kilka państw przekonano we wczesnych fazach do rezygnacji z takiego programu. Np NATO przekonało Szwecję i Szwajcarię, państwa neutralne, które chciały mieć jądrową gwarancję swojej neutralności. W latach 70. NATO udzieliło tym krajom tajnych gwarancji bezpieczeństwa w rezultacie otrzymując odstąpienie obu państw od programu budowy broni jądrowej. Ten fakt był wówczas nieznany. Ujawniono go dopiero po zakończeniu „zimnej wojny”.
Stany Zjednoczone przekonały Tajwan i Koreę Południową do rezygnacji z programów budowy broni jądrowej. Oba odstąpiły w zamian za gwarancje. Ale jak wiadomo Tajwan je utracił po uznaniu Chińskiej Republiki Ludowej za państwo chińskie. Korea Południowa te gwarancje wciąż posiada. Ale można zapytać, czy to byłoby aż tak źle, gdyby te wszystkie wymienione cztery państwa posiadały broń atomową. Przecież one nikomu nie zagrażały. Przecież Korea Południowa nie jest w stanie zaatakować Korei Północnej, aby dokonać zbrojnego zjednoczenia kraju.
Posiadanie broni jądrowej przez kraje, które ewidentnie chcą ją mieć dla własnej obrony nie psuje poczucia bezpieczeństwa na świecie, raczej wprost przeciwnie – poprawia je. Rzecz w zamiarach. Jeśli Iran głosi, że chce wypalić Izrael z mapy świata, to wiadomo, że posiadanie broni atomowej przez taki kraj, przez takie władze, jest groźne.
Czy można zatem spodziewać się w najbliższym czasie nalotów izraelskich na ośrodki atomowe w Iranie?
Myślę, że jest już za późno. Taką diagnozę postawiłem w artykule w tygodniku „wSieci”, który się ukazał 21 grudnia. Jest już za późno z następujących dwóch powodów. Po pierwsze panuje już lekka niepewność, czy aby Iran nie posiada pierwszych głowic. Raczej nie posiada ich, ale wykluczyć tego do końca nie można. Ryzyko ewentualnego odwetu jest całkowicie nieakceptowalne dla Izraela. Bo np. Stany Zjednoczone mogłyby sobie wojskowo pozwolić na przyjęcie jakichś ciosów. Przetrwałyby je i wygrałyby potem wojnę. USA mogłyby sobie pozwolić na to politycznie. Prezydent, który by dopuścił do ataku jądrowego na jakiś lotniskowiec w Zatoce Perskiej, politycznie by nie przeżył, ale Stany Zjednoczone by to przetrwały.
Ale takie możliwości wytrzymania ciosów nie dotyczą Izraela. Jest tak mały, tak wątły i tak kruchy, że jedna duża głowica może przesądzić jego los. Jedna głowica nad Tel Avivem, druga nad Hajfą i koniec. Zostaje wypalona skorupa. Więc dlatego Izrael nie zaryzykuje. Stany zjednoczone jako jego sojusznik, też nie zaryzykują ataku na Iran.
Po drugie uznano już w sztabach wojskowych, powstały na ten temat dokumenty, że atak byłby nieskuteczny ze względu na ukrycie ośrodków jądrowych pod ziemią. Atak by jedynie opóźnił, a nie zakończył irański program budowy broni atomowej. Gdyby doszło do nieskutecznego ataku pojawiłby się wówczas poważny czynnik polityczny: oto Izrael i USA atakują kolejne państwo islamskie. Straty polityczne i ideologiczne byłyby olbrzymie, przy słabym zysku. Koszty polityczne, nawet wysokie można ponosić, ale gdy są duże korzyści. A tu by tego nie było i Irański program trwałby w najlepsze.
Więc co można zrobić? Tak realnie?
Pozostaje jedynie odstraszanie. To co Amerykanie radzili Izraelowi już w zeszłym roku całkowicie oficjalnie. Najdalej idąca była wypowiedź przewodniczącego kolegium szefów sztabu, który pod koniec ubiegłym roku powiedział publicznie, że bywają państwa, pary przeciwników mających broń jądrową, które jednak nie atakują się, bo działa wzajemne odstraszanie, np. między Indiami a Pakistanem. Najbardziej znany przykład to oczywiście USA i Związek Sowiecki podczas „zimnej wojny”, a dziś USA i Federacja Rosyjska. Wzajemne odstraszanie jest skuteczne. To jest jedyne wyjście na dzisiejszym Bliskim Wschodzie.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
CZYTAJ TAKŻE:
oraz:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151167-nasz-wywiad-dr-kostrzewa-zorbas-o-broni-jadrowej-w-korei-pln-i-iranie-swiat-ma-powod-zeby-sie-bac-ma-powod-zeby-dzialac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.