Niezmiennie apelujemy, żeby nasi rodacy na Litwie byli lojalnymi obywatelami swojego demokratycznego państwa
- powiedział niedawno Radosław Sikorski, szef resortu spraw zagranicznych. Warto więc przyjrzeć się - w kontekście nawoływań do lojalnych zachowań Polaków względem Litwy - jak wygląda lojalność mniejszości niemieckiej wobec Polski. Tej zaś - zapewne z powodu poprawności politycznej i "specjalnych relacji" z zachodnim sąsiadem - nikt nie ma śmiałości pouczać. A jest za co.
O problemach z działaczami politycznymi mniejszości niemieckiej na Śląsku Opolskim rozmawiamy ze Sławomirem Kłosowskim, posłem PiS z Opolszczyzny, pomysłodawcą stworzenia "białej księgi" lojalności Niemców opolskich wobec Rzeczypospolitej Polskiej.
wPolityce.pl: Jak wygląda sprawa lojalności Niemców opolskich wobec państwa polskiego? Jest wzorcowa, jak to głoszą media centralne?
Sławomir Kłosowski: Przygotowujemy właśnie zbiór dowodów tej swoiście pojętej lojalności wobec Rzeczypospolitej Polskiej. Muszę z przykrością powiedzieć, że mamy już kilkanaście przykładów bardzo emocjonalnie dyskutowanych w naszym województwie, świadczących o „lojalności” działaczy mniejszości niemieckiej.
Od kiedy ogłosiliśmy tworzenie „białej księgi”, wciąż zgłaszają się nowe osoby, które mówią o kolejnych przypadkach „lojalności”. Powstanie takiego dokumentu jest konieczne, gdyż działacze mniejszości niemieckiej lubią mówić, że są uciemiężeni, uciśnieni, choć przecież posiadają uprawnienia idące chyba najdalej w całej Europie wynikające z naszej ustawy o mniejszościach. Mniejszość niemiecka potrafi wykorzystywać to prawo do maksimum. W sprawach edukacyjnych jest to - nie waham się użyć sformułowania - „dojenie” państwa polskiego. Z publicznych pieniędzy, z subwencji edukacyjnych zakładają dwujęzyczne lub tylko z językiem niemieckim szkoły prowadzone przez mniejszość. Można więc zapytać, co to za lojalność, gdy w dobie kryzysu finansowego, w sytuacji, gdy brakuje na szklankę mleka dla dzieci, czy na opiekę medyczną w szkołach, „doi się” państwo polskie, które jest przecież wspólne dla Polaków, jak i żyjących tu Niemców. To nawet nie jest nielojalność, ale brak solidarności z krajem, w którym się żyje.
„Biała księga” powstaje właśnie po to, abyśmy nie byli zaskakiwani przez polityków mniejszości niemieckiej wykrętami na temat „lojalności”. Ich działania trzeba zapamiętać i odnotować.
Czy mógłby pan podać kilka przykładów z tej „białej księgi”?
Zacznę od najstarszych odnotowanych przypadków. 30 kwietnia 2004 r. w Strzelcach Opolskich pan starosta, z rekomendacji mniejszości niemieckiej, w przededniu święta 3 maja, zdejmuje polskie godło z budynku starostwa i zastępuje je „godłem” unijnym. Oczywiście tłumaczy się to przystąpieniem Polski do Unii. Co robią w tej sytuacji działacze mniejszości niemieckiej? Chowają głowę w piasek, nikt z nich nie chce zająć stanowiska. My to krytykujemy, domagamy się cofnięcia rekomendacji dla starosty, mniejszość udaje, że nic się nie dzieje. W końcu po długim, trwającym rok boju doprowadzamy do tego, że mniejszość wycofuje rekomendację panu staroście.
W tym samym 2004 r., działacz mniejszości niemieckiej, jednocześnie poseł na Sejm RP, Henryk Kroll spotkał się z Rudim Pawelką, szefem Powiernictwa Pruskiego, które zapowiadało wówczas walkę o odszkodowania od Polski za utracone majątki przez tzw. wypędzonych. Pawelka przyjechał tu wówczas, aby podjąć starania o odzyskanie jakichś majątków „wypędzonych”. Wezwaliśmy wówczas posła Krolla, aby nie spotykał się z Pawelką, bo go to legitymizuje. On jednak zignorował nasze wezwanie i spotkał się z Pawelką.
W 2005 r. działacze mniejszości niemieckiej w Oleśnie chcieli nadać Zespołowi Szkół Dwujęzycznych imię patrona Fritza Habera, zwanego „chemicznym Fritzem” (chemik niemiecki, który był wielkim zwolennikiem zastosowania gazów bojowych podczas pierwszej wojny światowej, sam nadzorował ataki na froncie zachodnim i wschodnim, a po wojnie wpadł na pomysł zastosowania granulowanej ziemi okrzemkowej nasyconej cyjanowodorem. Tak powstał Cyklon B – przyp. red.) Dopiero po długich targach działacze mniejszości łaskawie wycofali się z tego pomysłu.
Też w 2005 r., i znowu poseł Henryk Kroll, który dostarcza nam tutaj wielu emocji, żąda zmiany nazwy ulicy Marii Konopnickiej, przy której znajduje się siedziba Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim. Kroll otwarcie przyznał wówczas, że chodzi o to, iż Konopnicka jest autorką „Roty”. Oczywiście nie udała mu się ta akcja. Ale znowu można to uznać za prowokację, która tworzy bardzo zły klimat w regionie.
Ale jednak Henryk Kroll zawsze prezentował się w mediach jako ten „ostatni sprawiedliwy”. Czy media nie chcą zajmować się monitorowaniem tych - jak pan je określa - prowokacyjnych zachowań polityków mniejszości niemieckiej?
No i dochodzimy tu do głównego problemu, takiej dziwnie pojętej poprawności politycznej, której my tutaj też nie rozumiemy. Czy robi się to w imię rzekomego dobrego klimatu, dbałości o wielokulturowość?
Tymczasem politycy mniejszościowi działają na zasadzie „kropla drąży skałę” poszerzając pole swego działania, sprawdzając ile jeszcze możemy się posunąć.
Jako dobry przykład można podać list otwarty Norberta Rascha, przewodniczącego TSKN z 2009 lub 2010 roku do marszałka województwa opolskiego, w którym pisze, że nie życzy sobie, aby celebrowano rocznice powstań śląskich. Jak wyjaśnił, były one „naruszeniem suwerenności Niemiec”. To już jest po prostu żywiołowa, wyrachowana bezczelność.
Wszystkie media regionalne przeszły nad tym do porządku dziennego. A niektóre gazety, te mainstreamowe – jak to się mówi – stwierdziły, że „przecież jesteśmy społeczeństwem wielokulturowym i w końcu kiedyś byli tu Niemcy”.
Sytuacja w Opolskiem już nie jest zabawna. Dopóki mniejszość niemiecka nie współrządziła województwem opolskim, a Ruch Autonomii Śląska - śląskim, można to było uznać za niegroźny margines, plankton polityczny, folklor.
Sytuacja zmieniła się i stała się groźna - czego media, a także mieszkańcy naszego województwa nie rozumieją – gdy te dwie siły stały się uczestnikami władzy publicznej.
Przyjeżdża na Uniwersytet Opolski Jerzy Gorzelik (lider RAŚ – przyp. red.) i wygłasza opinię na temat tzw. autonomii terytorialnej Śląska, w ramach której miałaby się znaleźć Opolszczyzna, (czyli de facto przywrócenie stanu politycznego z lat 1815−1945, gdy istniała Rejencja Opolska – przyp. red.). Czy to wymaga komentarza?
Na początku 2010 r. Kroll występuje na kongresie mniejszości niemieckiej i publicznie mówi, że województwo opolskie powstało dzięki emisariuszom rządu RFN, którzy przyjeżdżali do ówczesnego premiera - Jerzego Buzka, gdy tworzona była reforma administracyjna. Rodzi się naturalnie pytanie: gdzie my żyjemy, w jakiej rzeczywistości politycznej? Napisałem oczywiście list do Buzka, który w 2010 był szefem Parlamentu Europejskiego, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.
Jak zachowuje się wobec tych wszystkich spraw, które opisujecie w „białej księdze” partia rządząca Polską, która w Opolskiem jest w koalicji z mniejszością niemiecką?
Partia rządząca daje całkowite wsparcie i ochronę mniejszości. Nie reaguje na żadne ekscesy. Przykładem takiego braku reakcji działaczy PO jest choćby sprawa szkoły z Koźlich Rogów, dzielnicy Kędzierzyna-Koźla. W październiku ubiegłego roku prezydent miasta oddał ją pod opiekę mniejszości niemieckiej. Szkoła nie przyjęła następnie czwórki polskich dzieci, których rodzice chcieli posłać do tej placówki, wciąż przecież publicznej. Pani dyrektor, działaczka mniejszości niemieckiej złamała wszystkie prawa w tym zakresie, począwszy od praw dziecka, aż do praw oświatowych. Skończyło się to naszym wezwaniem, do którego przyłączyli się radni SLD, do kuratorium oświaty, aby wreszcie zareagowała.
Czy w takim razie należy się martwić o przyszłość? Czy jest jakaś szansa na unormowanie sytuacji w Opolskiem?
Trzeba powiedzieć, że większość osób, które tu żyją, mieszkają i mają korzenie niemieckie, jest autochtonami, normalnie współżyje ze swoimi polskimi sąsiadami.
Natomiast jest grupa politycznych cwaniaków z mniejszości niemieckiej, z tego zarządu TSKN, którzy na judzeniu, prowokowaniu, starają się uzyskiwać swoje polityczne profity, jednocześnie unikając występowania tam, gdzie chodzi o łagodzenie sporów.
Gdy jesienią ubiegłego roku na domu jednego z mieszkańców Zębowic, zamieszkałego przez działaczy mniejszości niemieckiej pojawił się napis "Hadziaje do pieca!" (chadziaje - śląskie określenie przybysza spoza Śląska, rozszerzone potem na zabużan - przyp. red), działacze mniejszości niemieckiej nie zareagowali. Sprawa trafiła do prokuratury.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/150838-grupa-politycznych-cwaniakow-z-mniejszosci-niemieckiej-stara-sie-uzyskiwac-swoje-profity-na-judzeniu-powstaje-biala-ksiega-nielojalnosci-nasz-wywiad