NASZ WYWIAD. Witold Tomczak: Tę „uszkodzoną” przeze mnie instalację z Zachęty jej autor sprzedał za 880 tysięcy dolarów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

W najbliższy poniedziałek rusza proces Witolda Tomczaka, lekarza i byłego posła Ligi Polskich Rodzin. Według aktu oskarżenia zniszczył on w grudniu 2000 r. instalację z wystawy Maurizia Cattelana, na której papież Jan Paweł II leżał "obalony" przez meteoryt. Tomczak zdjął głaz. Firma ubezpieczająca wystawę żąda 40 tysięcy.

O kilkunastu latach walki o swoje racje rozmawiamy z głównym bohaterem tamtych wydarzeń - Witoldem Tomczakiem.

 

wPolityce.pl: Już 12 lat jest pan „przestępcą”...

Witold Tomczak: Sprawa toczy się na wniosek Towarzystwa Ubezpieczeniowego Gerling Polska, które złożyło do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polegającym na uszkodzeniu „dzieła sztuki”. Prokuratura rejonowa, która się tym zajmowała, odmówiła wszczęcia postępowania, argumentując, że nie doszło do żadnego zniszczenia, a jedynie był to sprzeciw wobec bluźnierczej wystawie.

 

Bo pan tak naprawdę nie zniszczył tej wystawy. Pan ją "zdeinstalował”, czyli wziął pan udział w czymś w rodzaju prowokacji artystycznej?

Wiele mediów, moich przeciwników, nazywa to zniszczeniem, używając wobec mnie określenia „wandal”, „chuligan, który chciał zaistnieć” itd. Ja i moi koledzy posłowie, reagując na głosy naszych wyborców, postanowiliśmy powstrzymać to znieważanie Ojca Świętego i Polaków.

Podjęliśmy działania przypisane parlamentarzystom; wystosowaliśmy szereg pism, oświadczeń do premiera, do ministrów. Jednak to wszystko pozostało bez echa. No i właśnie w związku z biernością władz zdecydowałem się na ostateczny krok, czyli usunięcie tego głazu, meteorytu z postaci Ojca Świętego. To doprowadziło do zamknięcia tej wystawy. Był to okres bożonarodzeniowy. Zaplombowano tę Salę Matejkowską i zawieszono na drzwiach informację, że „w związku z naruszeniem integralności instalacji przez posła Tomczaka ekspozycja jest nieczynna aż do odwołania”. Wiem, że później na prośbę, w ostatnich dniach stycznia 2001, autora tej instalacji, tego pseudoartysty, udostępniono ją na kilka dni w tej formule, która pozostała po moim działaniu. Moim celem nie było zniszczenie czegokolwiek, a tylko i wyłącznie obrona przed znieważaniem Ojca Świętego. Zrobiłem przez usunięcia głazu.

 

Pan ma sprawę karną...

Tak. Prokurator rejonowy odmówił wszczęcia. Jednak to towarzystwo ubezpieczeniowe odwołało się i dopiero prokuratura okręgowa podjęła postępowanie. Było ono wielokrotnie zawieszane również ze względu na mój immunitet, ale zakończyło się skierowaniem aktu oskarżenia do sądu trzy lata temu. W najbliższy poniedziałek rozpocznie się proces. Firma Gerling chce od mnie 40 tys. złotych.

 

Czy byli powołani jacyś biegli czy rzeczoznawcy, którzy by bezstronnie ocenili „straty”?

Ta skarżąca mnie firma powołała biegłych.

 

Prokuratura nie powoływała własnych?

W tej chwili nie potrafię tego powiedzieć na sto procent, choć chyba się zwracała o ekspertyzy. I dwie chyba powstały i świadczą one na moją korzyść, bo poddające w wątpliwość nie tylko wysokość żądanej sumy, ale i sam fakt zniszczenia, bo jakieś tam znalezione otarcia mogły powstać przy montażu ciężkiego głazu na delikatnej strukturze pokrytej woskiem i jedwabiem.

Acha, są w aktach mojej sprawy notatki policji i firmy ochroniarskiej zapewniające, że nie doszło do żadnego zniszczenia, bo ochroniarze do tego nie dopuścili.

 

To teraz właściwie jest strach pójść do muzeum sztuki współczesnej i podnieść z podłogi jakiś papierek po cukierku, bo może się on okazać elementem jakiejś instalacji artystycznej.

Tak, zgadza się. To może być jakiś eksponat. Przykre jest, że władza publiczna w ogóle dopuściła do występków tego pana-artysty - skandalisty, który nie ma żadnego wykształcenia artystycznego - w polskiej galerii narodowej, która ma przecież duże tradycje patriotyczne, narodowe. Ten „artysta” ma się dziś bardzo dobrze i kolejną swoją wystawą o nazwie „Amen”, znowu kpi sobie z Polaków, profanuje nasze wartości, obraża nasze uczucia religijne przez wystawienie np. makiety konia z napisem INRI, tym razem w Centrum Sztuki Współczesnej.

Taka ciekawostka. Tę „uszkodzoną” przeze mnie instalację z Zachęty sprzedał za 880 tysięcy dolarów, więc powinien przecież pokryć te swoje „straty” (śmiech), o które upomina się to towarzystwo ubezpieczeniowe. Więc jeszcze zarobił, można powiedzieć – dzięki mojemu działaniu.

Jednak tak naprawdę to przykre jest, że polski sąd, w czasie gdy oczekujemy kanonizacji naszego papieża, ściga człowieka, który działał przecież w imieniu większości. To jest nie do pomyślenia w wielu innych państwach, w przypadku innych religii. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby zamiast Ojca Świętego był inny przywódca religijny.

 

Pan tak naprawdę przecież protestował.

Tak, protestowałem. W związku z nieskutecznymi wcześniejszymi działaniami, apelem ponad stu posłów, rozmowami z ówczesnym ministrem kultury (Kazimierzem Ujazdowskim - przyp. red.) itd. Czekaliśmy przecież na jakąś reakcję, ale się nie doczekaliśmy.

 

Czy ktokolwiek porównywał pański czyn z czynem Daniela Olbrychskiego? Przecież on w swoim słynnym proteście pociął szablą zdjęcia na wystawie, też w Zachęcie.

Różnica jest faktycznie kolosalna. On przede wszystkim przyszedł z narzędziem. Ja przeszedłem z gołymi dłońmi. Olbrychski przybył w towarzystwie kamery i uwiecznił swój czyn. Ja przyszedłem tam bez mediów, bo nie chciałem żadnego rozgłosu. On zniszczył zdjęcia aktorów, nie tylko swoje. Potem, gdy zrobiło wokół tego głośno, pokajał się, przeprosił i przeczył jakiś wiersz w ramach zadośćuczynienia na otwarcie wystawy związanej ze stuleciem Zachęty, podczas której wystawiono tę obrazoburczą instalację.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

CZYTAJ WIĘCEJ: Dramatyczny list byłego posła RP. 12 lat temu walczył o zamknięcie bluźnierczej instalacji, godzącej w Jana Pawła II. Dziś ma zapłacić 40 tys. zł

 

W obronie posła Witolda Tomczaka powstała oddolna inicjatywa obywatelska. Inicjatorzy akcji sformułowali formułę pisma, które można kierować do Sądu Rejonowego w Warszawie-Śródmieście. Jego treść podajemy za redakcją serwisu stronaoinvitro.pl.

Sąd Rejonowy dla dzielnicy Warszawa-Śródmieście
X Wydział Karny
ul. Marszałkowska 82, 00-517 Warszawa
tel: (22) 55 39 000
e-mail:  [email protected]
dot. sygn. akt: X K 1514/10


Wniosek o uniewinnienie pana posła Witolda Tomczaka

11 lutego b.r. (poniedziałek) o 12.00 w X wydziale Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście przy ul. Marszałkowskiej 82 (wejście od ul. Żurawiej) w sali 475 ma się odbyć kolejna rozprawa przeciwko posłowi Witoldowi Tomczakowi.

Za usunięcie kamienia ("meteorytu") przygniatającego powaloną postać ojca Świętego Jana Pawła II z krucyfiksem, poseł ma zapłacić odszkodowanie tytułem uszkodzenia bluźnierczej wystawy "La nona ora" niejakiego pseudoartysty, Włocha Maurizia Cattelano. Sprawa sądowa toczy się już 12 lat i ma charakter nękania. Tymczasem, niejaki Maurizio C. przy aprobacie władz Warszawy w sposób bezkarny organizuje kolejną bluźnierczą wystawę w Warszawie, trwającą do końca lutego. Skazanie pana Witolda Tomczaka byłoby aktem szczególnie demoralizującym, otwierając furtkę tym, którzy rozgłos zdobywają na bluźnierstwach, wywoływaniu waśni na tle religijnym, a zapewne również antysemityzmie.

Wyrażamy poparcie dla pana Posła Witolda Tomczaka za należytą odwagę, adekwatną reakcję w obronie Wiary i sprzeciw wobec bluźnierczej profanacji, której dopuścił się niejaki Maurizio C. Liczymy na sprawiedliwość sądu i zrozumienie dla szacunku do wartości, a także symboli, które są święte.

Z poważaniem,
Imię i nazwisko

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych