O ocenę i wrażenia po projekcji filmu „Śmierć prezydenta” nt. katastrofy smoleńskiej, zrealizowanego przez National Geographic poprosiliśmy publicystkę "Gazety Polskiej Anitę Gargas.
wPolityce.pl: - Jakie są Twoje pierwsze wrażenia po obejrzeniu filmu „Śmierć prezydenta” przygotowanego dla National Geographic?
Anita Gargas: - Ten film szokuje pod względem natężenia kłamstw i przeinaczeń w tak krótkim materiale. Poza jednym stwierdzeniem, że lotnisko nie było przygotowane do przyjęcia samolotu, że w wieży kontroli lotów panował bałagan, nie ma tam ani słowa prawdy. Kłamstwo goni kłamstwo. Przedstawiciele strony polskiej, którzy się w tym filmie wypowiadają, sprawiają wrażenie zaczadzonych teorią, którą zaserwowała nam Moskwa w pierwszych godzinach po katastrofie. W zasadzie cały film opiera się wyłącznie na tym, czego życzyłaby sobie strona rosyjska.
wPolityce.pl: - W warstwie faktograficznej – nazwijmy ją umownie – mamy dwa oficjalne raporty. W komentarzowej zaś – albo twórców tych raportów, albo ludzi, którzy też by się pod nimi ochoczo podpisali. Nie ma tu śladu dyskusji. Gdy mówi się o jakichkolwiek wątpliwościach – nazywanych oczywiście „teoriami spiskowymi” – nie dowiadujemy się, czego dotyczą.
- Sformułowanie „teorie spiskowe” odmieniane jest na różne przypadki, a dotyczy przecież hipotez, które powinny być w tym śledztwie przyjmowane równorzędnie. Wysuwają je wszak niezależni badacze na podstawie wiarygodnych źródeł, jakimi są np. odczyty z polskiego rejestratora. Ani razu nie dowiadujemy się, czego dotyczy polemika z raportami MAK i komisji Millera. Film oparty jest niemal wyłącznie na tym, co mówią o tej katastrofie Rosjanie. Przedstawiciele strony polskiej – Jerzy Miller, Maciej Lasek i Wiesław Jedynak – występują w charakterze statystów, którzy mają potwierdzić teorię rosyjską. To szokujące, że można się zachować w tak bezrefleksyjny sposób. Przecież oni musieli zdawać sobie sprawę, że to, co pokaże National Geographic na długo zapadnie w pamięci światowej opinii publicznej.
wPolityce.pl: - Stacja tłumaczy się tym, że – jak informuje plansza na początku filmu – twórcy serii „katastrofy w przestworzach” opierają się na oficjalnych raportach.
- Na tej planszy była też informacja o relacjach świadków. Nie widziałam ani jednego świadka, który opowiedziałby, co zaszło w ostatnich sekundach lotu tupolewa. Poraża natomiast liczba oczywistych kłamstw. Słyszymy m.in. o trzech czarnych skrzynkach, o ich długich poszukiwaniach, podczas gdy dwie godziny po katastrofie cały świat mógł oglądać zdjęcia Sławomira Wiśniewskiego, który sfilmował jedną z nich. Mówi się, że kapitan Protasiuk miał złe doświadczenia związane z lotem prezydenta do Tbilisi, kiedy to jego kolega miał rzekomo stracić pracę w wyniku odmowy lądowania na gruzińskim lotnisku. Nie potrafiłabym wyliczyć wszystkiego, co przeinaczono albo było wręcz kłamstwem. Dobrze, że choć nazwiska podano prawidłowo.
wPolityce.pl: - A jak ocenisz warstwę fabularyzowaną, rekonstrukcyjną?
- To, co w niej uderza, to chaos i napięcie w kabinie pilotów. Większe niż na wieży kontroli lotów na Siewiernym, która w filmie jest schludna i czysta, z nowoczesnymi urządzeniami. Od rzeczywistości odbiega też przedstawienie ostatnich sekund lotu. Autorzy „podkręcili” tę scenę.
wPolityce.pl: - Ale taką właśnie wersję pozna teraz cały świat...
- Jestem zdruzgotana, bo najpierw musieliśmy walczyć z politycznym raportem rosyjskiego MAK, a teraz trzeba będzie „odkręcać” film, który na zewnątrz sprawi wrażenie zobiektywizowanego dzieła neutralnych twórców. Efekt, jaki to „dzieło” osiągnie, będzie niezwykle trudny do wyprostowania.
CZYTAJ TEŻ: NASZA RECENZJA filmu National Geographic. Stek przekłamań i manipulacji. Należy im się medal od polskiego rządu!
not. znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/149417-piec-pytan-do-anity-gargas-nt-filmu-national-geographic-o-katastrofie-smolenskiej-ten-film-szokuje-pod-wzgledem-natezenia-klamstw-i-przeinaczen