Na Mszy św. bazylice św. Krzyża, która zgromadziła przynajmniej kilka tysięcy osób, Jarosław Kaczyński pożegnał swoją mamę. Jego pełne wspomnień i wzruszające słowa o matce żałobnicy nagrodzili brawami.
Eminencjo, najdostojnieszy księże kardynale, najdostojniejsi księża arcybiskupi i biskupi, wielebni księża, wielebni ojcowie - gospodarze tego kościoła, szanowni państwo, wszyscy, którzy zgromadzili się tutaj, aby pożegnać moją mamę, wszyscy, którzy przyszli tu indywidualnie, zebrali się tu w ramach różnych organizacji. Chciałbym powiedzieć kilka słów o mojej mamie.
Pogrzeb jest wielki i piękny z udziałem najwyższych przedstawicieli Kościoła. Trzeba pamiętać przede wszystkim o tym, że mama była osobą skromną. Bardzo skromną, cichą, bardzo spokojną. Miała ogromny dar kontaktu z ludźmi, niezwykle łatwo kontakty nawiązywała. Była po prostu bardzo sympatyczna. Wszędzie, gdzie była miała mnóstwo znajomych. Miała też szeroki krąg przyjaciół. Była czynnie dobra. Bardzo wielu ludziom, są wśród nich dziś tutaj w kościele, pomogła. Pomagała przed laty sama. Później prosiła innych o udział w pomaganiu innym. Był też taki czas, gdy prosiła o pomaganie swoich synów.
Ale nigdy nie zabiegała, można powiedzieć, że nie potrafiła zabiegać o swoje sprawy. Życia nie traktowała w kategoriach kariery. Może to nie zawsze było dobre. Bardzo wiele swego życia, jak mówił o tym ekscelencja ksiądz biskup drohiczyński, poświęciła swoim dzieciom, czyli mojemu śp. bratu i mnie. To były w wielkiej mierze najpiękniejsze, młodzieńcze jeszcze – bo urodziła nas wcześnie - lata jej życia.
Nie potrafiła zabiegać o swoje, ale potrafiła zabiegać, nawet walczyć, o zasady. Potrafiła walczyć jeszcze przed wojna jako uczennica, przeciwko prześladowaniu jej koleżanki przez nauczycielkę i innych uczniów. W czasie wojny była w Szarych Szeregach i to już od 1941 r., gdy miała 14 lat. Po wojnie była w Solidacji Mariańskiej. Odrzuciła wszelkie ukłony ze strony tych, którzy chcieli, aby znalazła się w ówczesnych organizacjach komunistycznych. Później broniła swego prawa nauczyciela do tego, by nauczać historii polskiej literatury zgodnie z prawdą, by uwzględniać autorów katolickich, choćby np. Sępa Sarzyńskiego, którego wtedy w programach nie było, tak jak wielu innych. Była z tego powodu wzywana do kuratorium, grożono jej. Była wierna zasadom, gdy przyszło wspierać kolegów i synów działających w opozycji. Podpisywała protesty, co zwróciło uwagę Służby Bezpieczeństwa.
Była wierna swoim zasadom także później, po 1989 r., w niełatwych przecież czasach, gdy znalazła się poza głównym nurtem ówczesnego życia, ówczesnej poprawności i niekiedy w tej swojej postawie nie rozumiana przez otoczenie, przez znajomych, przyjaciół z pracy. Chociaż chcę jasno powiedzieć, że ci przyjaciele, mimo niekiedy różnic zdań, zawsze pozostawali jej wierni.
Warto podkreślić jeszcze jedno. Mama - przy tej swojej zasadniczości, która odnosiła się do spraw wiary, bo miała taką wiarę, której można jej było pozazdrościć wyniesioną jeszcze od ludzi z XIX wieku, gdyż tak się złożyło, iż w dzieciństwie była chowana przez dziadków, a to byli ludzie urodzeni głęboko w XIX wieku i przez ten wiek całkowicie ukształtowani, patriotyzmu, i tu też miała całkowicie niezachwiany charakter, bo potrafiła nawet mnie krytykować, gdy zdarzyło mi się powiedzieć coś krytycznego powiedzieć o naszych rodakach – była osobą bardzo wesołą. Miała niebywały dar opowiadania, dzięki któremu my, jej synowie, mogliśmy uczestniczyć w jakiejś mierze w jej życiu. Słyszeliśmy przekazywane w sposób bardzo barwny opowieści o życiu ludzi z zupełnie innych epok, z ludźmi, z którymi się w życiu zetknęła.
Była osobą wesołą, była osobą dowcipną. Opowiadała bardzo dużo, opowiadała – można powiedzieć – do końca życia. I to co zostało w moich uszach, to śmiech, śmiech jaki dobiegał z jej pokoju, gdy przychodziły do niej panie, które się nią opiekowały. Ten śmiech dobiegał nawet jeszcze z pokoju szpitalnego, tego już ostatniego w jej życiu, gdy nie tak dawno wydawał się, że jest już dobrze, że wyjdzie ze szpitala. Potrafiła – mimo tych twardych, bardzo twardych zasad – być także miła, bliska ludziom, taka wręcz niesłychanie ujmująca. Może dlatego tak wielu ludzi ja lubiło. I może dlatego było rodzaju ambasadorem wielu wartości, ukształtowanych w epoce jej dziadków, które przeniosła w dzisiejsze czasy. To było piękne.
Kochała literaturę. Naprawdę kochała literaturę, ale nie w taki sposób, że lubiła ją czytać i rozmawiać o niej, a miała w tym świetnego partnera do dyskusji – jej mąż był bardzo oczytany. Ona literaturą się niezwykle przejmowała, literatura ją bawiła. Literatura potrafiła ją także gniewać. Literatura piękna, powieści – te lubiła najbardziej – opowiadania, wiersze. Literatura polska, angielska, literatura krytyczna.
Kiedy przy końcu życia, przy końcu tego czasu, gdy jeszcze zachowała świadomość, a tu szczególnie ważny był dzień jej 86 urodzin – 31 grudnia zeszłego roku – gdy wyraźnie już uświadomiła sobie, że odchodzi, kazała zabrać swoje książki i zawieźć do domu. I może ten gest, to przeświadczenie, że książki są tak ważne, było dobrym podsumowaniem tego niesłychanie ważnego dla niej aspektu jej życia.
W modlitwie do św. Józefa, w modlitwie którą ułożył Leon XIII, są przy końcu takie słowa: „pobożnie żyć, święcie umierać, wiecznego szczęścia w niebie dostąpić.
Wiem, że mama żyła pobożnie, umierała święcie. Proszę Boga, aby dostąpiła tego szczęścia w niebie....
Chciałem na koniec podziękować tym wszystkim, którzy w ostatnich latach życia mamy, pomagali jej. Dzięki nim mogła żyć. Dziękuję pani Hannie Rudzińskiej, która w ostatnich latach życia, nie tylko w tym najtrudniejszym ostatnim okresie, ale i przedtem mamę wspierała. Towarzyszyła jej, opiekowała się nią. Dziękuję pani Bożenie Meszce, która w ciągu ostatnich dwudziestu miesięcy, mimo tylu innych zajęć w życiu, tak dobrze się mamą opiekowała. Chciałem podziękować siostrom Franciszkankom od Cierpiących, z siostrą Krystyną Jurkiewicz na czele, która tak bardzo angażowała się w ostatnim okresie życia mamy w obronie jej zdrowia, która przy mamie czuwała. Chciałem podziękować także innym siostrom, które w tym wszystkim uczestniczyły, także w tym ostatnim okresie w szpitalu, siostrze Barbarze Wildzie, siostrze Jadwidze Kułak, siostrze Lucynie Czermińskiej, siostrze Barbarze Kruszewskiej. Wszystkie one w tym ostatnim czasie tych dwóch ostatnich lat życia mamy, bardzo ale to bardzo pomogły. Serdeczne Bóg zapłać
Chciałem podziękować wolontariuszkom, które też mamę wspierały. Pani Alinie Szczepańskiej, pani Wioletcie Żydowicz, które też przy mamie spędziły nie jedną noc. Chciałem podziękować bardzo mocno lekarzom Wojskowego Instytutu Medycznego na czele z panem generałem Grzegorzem Gielerakiem, dyrektorowi Instytutu, panu profesorowi Andrzejowi Strobowskiemu, panu profesorowi Andrzejowi Chciałowskiemu, panu doktorowi Jarosławowi Kowalowi, pani doktor Ewie Czaczkowskiej i wielu innym lekarzom, którzy zabiegali, a mam była w szpitalu bardzo wiele razy, o zdrowie mamy, o mamy życie. Chciałem bardzo serdecznie podziękować paniom pielęgniarkom pod wodzą pani Lidii Wojdy, pielęgniarki oddziałowej, które także, a w szczególności te, które pracowały na oddziale „R”, gdzie mama spędziła wiele miesięcy, przyczyniły się do tego, że wracała do zdrowia, a także do końca walczyły o mamy życie. Z całego serca dziękuję.
Koniecznie muszę wspomnieć jeszcze o dwóch lekarzach. O panu generale Wojciechu Lubińskim, który poległ w katastrofie smoleńskiej, który do czasu katastrofy wyjątkowo serdecznie i w bardzo trudnych okolicznościach zajmował się mamą. No i szczególnie chcę przypomnieć o panu doktorze Narcyzie Sadłoń, który zajmował się mamą na codzień. Bardzo, bardzo dziękuję, także za pomoc mnie w tej chorobie, która mnie w tej chwili dotknęła.
Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek mamie pomogli. Dziękuję księdzu kardynałowi. Księżom biskupom i arcybiskupom, a w szczególności dziękuję księdzu biskupowi Antoniemu Dydyczowi za te piękne słowa, a nade wszystko za ten wielki dar ich obecności podczas tej mszy. To naprawdę rzecz niezwykła, by osobę świecką i skromną, żegnało aż pięciu ordynariuszy polskiego Kościoła. Serdeczne Bóg zapłać.
Serdecznie dziękuję ojcom misjonarzom za to, że sami zaproponowali ten kościół. Mama często do tego kościoła przychodziła, często się tu spowiadała. Pracowała niedaleko. Będąc na emeryturze też tu przychodziła. Ten kościół znała, lubiła go. Można powiedzieć – kochała go. I to bardzo dobrze, że tu można było ją pożegnać. Księdzu proboszczowi, wszystkim ojcom z całego serca dziękuję.
Dziękuję tym wszystkim, którzy za mnie, bo dotknęła mnie niemoc, załatwili wszystko co było związane z tym pogrzebem. Moim przyjaciołom, kolegom z Prawa i Sprawiedliwości, nie będę wymieniał ich nazwisk, bo było ich wielu, będę mógł to uczynić osobiście, z całego serca dziękuję. Widzę tu twarze prawie całego mojego Klubu Parlamentarnego, serdecznie dziękuję za to, że tu przyszliście. Dziękuję wszystkim koleżankom i przyjaciółkom mamy z Instytutu Badań Literackich, ale także z innych środowisk, bo mama miała bardzo wielu przyjaciół. Dziękuję redaktorkom i redaktorom – których twarze tu widzę – „Gazety Polskiej”. Wszystkim z całego serca dziękuję, Bóg zapłać.
Slaw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/149322-syn-pozegnal-matke-nie-potrafila-zabiegac-o-swoje-ale-potrafila-zabiegac-nawet-walczyc-o-zasady