"Skorumpowane elity. Za rządów Millera krzyczeli o naruszaniu demokracji. Dziś milczą". NASZ WYWIAD z prof. Krasnodębskim

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Rafał Guz
PAP/Rafał Guz

wPolityce.pl: W wielu rozmowach w ostatnich dniach wskazuje Pan, że polskie realia zmierzają w kierunku autorytaryzmu, że rząd Tuska zmierza w kierunku budowy rzeczywistości ademokratycznej. Jak się przed tym bronić?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Mówiłem o szczególnym autorytaryzmie. Autorytaryzmie, który nie zawiesza wszystkich reguł demokracji. Takie realia już były znane z przeszłości. I obecnie będziemy słyszeć i słyszymy, że wszelkie standardy są utrzymane - wolność prasy, wyborów, niezależność sądów, prokuratury, wolność badań naukowych itd. Jednak w praktyce te obszary dotykają coraz większe obostrzenia. Osoby, które sprzeciwiają się obecnym rządom, są represjonowane. Na ogół nie w sposób twardy. Pomijając pana Piotra Staruchowicza, krytycy rządu są na wolności. Stosowane są wobec nich innego typu represje - publiczne napiętnowanie, naciski w pracy itd. Musimy się bronić w ten sam sposób, jak do tej pory. My możemy i powinniśmy odwoływać się do zasad i reguł. Powinniśmy apelować do opinii publicznej, również poza Polską, musimy wskazywać na standardy, które w Polsce nie obowiązują.

 

Mamy do czego się odwoływać?

Fasada demokratyczna jest w Polsce ważna i będzie utrzymywana, ponieważ jest potrzebna rządzącym. Będzie coraz mniej znaczyła, ale będzie. I dlatego można i należy się do niej odwoływać. Jednak czy to będzie skuteczne? To zależy od mobilizacji narodu i społeczeństwa, od tego, czy Polacy są gotowi reagować na to, co dzieje się w kraju, od tego, czy będą w stanie protestować przeciwko destrukcji demokracji.

 

W czasach rządów PiS tzw. elity apelowały i alarmowały, że demokracja się wali. Dziś - w znacznie gorszej sytuacji - milczą. Dlaczego?

Sądzę, że odpowiedź może być tylko jedna: elity zostały w jakimś sensie skorumpowane, zwiedzone, tak wiele swojego emocjonalnego i moralnego kapitału zainwestowały, że nie mogą obecnie się odwrócić. Jest dla mnie tajemnicą, dlaczego ci, którzy byli gotowi krzyczeć w czasie rządów Millera o naruszaniu zasad demokracji i norm prawnych, dziś milczą. A patologii za czasów Tuska mamy jeszcze więcej niż za Millera. Obecnie jest również znacznie gorzej, jeśli chodzi o odpowiedzialność polityczną. Za czasów SLD powołano komisję Rywina, ukarano tych, którzy odpowiadali za aferę starachowicką. Dziś tego nie ma. A mieliśmy w Polsce mord polityczny, w ostatnich dniach oburzający atak na Obraz Matki Bożej. To świadczy o atmosferze w kraju. Władza na tym korzysta, korzysta na polaryzacji. Dotychczas "jechała" na antypisowskim paliwie. I ono wciąż jakoś działa, jest używane. Słyszymy nawet apele o zaostrzenie sytuacji. W tym duchu wypowiadał się choćby Jacek Żakowski czy prof. Marcin Król.

 

Mówił Pan o odwoływaniu się do państw obcych. Na co możemy liczyć z ich strony? Czy kraje UE mogą stanąć w obronie demokracji w Polsce?

Kraje Unii mogą wpływać na politykę polskiego państwa. Pokazują to choćby przykłady działań wobec Rumunii, Bułgarii czy Węgier. W krajach UE jest przyzwolenie na naciski na te kraje. Wzywa się ich ambasadorów, krytykuje, opisuje przykłady patologii w życiu publicznym itd. Jednak w przypadku Polski nie ma takiej presji. Żeby ona się bowiem pojawiła, opinia publiczna w tamtych krajach musi być świadoma tego, co się dzieje w Polsce. Jednak mieszkańcy najsilniejszych krajów UE nie wiedzą, że w naszym kraju dzieje się źle. W krajach UE nie ma rzetelnej diagnozy sytuacji w Polsce. Informacje dotyczące tego, co się dzieje nie docierają za granicę. Zręczność polskiego rządu polega na tym, że do świadomości krajów trzecich nie docierają żadne wiadomości, świadczące o negatywnym obrazie polityki władz Polski. Robi się wiele, żeby te wiadomości nie dotarły na zewnątrz. Co więcej, robi się tak, by wszyscy krytycy rządu uchodzili za ekstremistów, pokazuję się, że są zagrożeniem dla państwa. Ci, którzy domagają się swoich praw, uchodzą za antydemokratów i tak są przedstawiani. Mówi się wprost, że opozycja jest antysystemowa. Wydaje się, że władza będzie chciała wykreować jakąś prawicową, lub pseudoprawicową partię, by można było ją pokazywać, jako zagrożenie. To będzie alibi przed partnerami z UE, by motywować działania ademokratyczne. Być może dlatego właśnie nagłośniono sprawę Brunona K. Mamy do czynienia z próbami rozbijania cieszących się prestiżem środowisk, które są krytyczne wobec władzy.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych