Jak policja tropi zadymiarzy: legitymuje nauczycielkę, która z uczniami przyszła pod pomnik Dmowskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jakub Kamiński
fot. PAP/Jakub Kamiński

Brak wyczucia, to mało powiedziane. Policja tak przygotowywała się do zapewnienia bezpieczeństwa obchodom Święta Niepodległości (z opłakanym skutkiem widocznym w niedzielę), że jej podejrzenia budziły dzieci.

„Rzeczpospolita” opisuje zdarzenie z ubiegłego piątku. Dziewięcioro uczniów pierwszej klasy społecznego gimnazjum ze stołecznego Ursynowa pod opieką nauczycielki zwiedzało w mieście miejsca pamięci związane z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Grupa zatrzymała się pod pomnikiem Romana Dmowskiego na warszawskim placu Na Rozdrożu.

Nagle do nauczycielki podeszli policjanci i zaczęli pytać, po co tu przyszli. Poprosili ją o dowód i przy dzieciach spisali jej dane. Podopieczni byli zdezorientowani. Wyglądało, jakby robili coś niedobrego. My też jesteśmy zbulwersowani tą sytuacją

– opowiada w „Rz” dyrektorka szkoły Barbara Wetesko.

Co na to policja? Według rzecznika Komendy Stołecznej Policji Mariusza Mrozka, policjanci podeszli do grupy ponieważ teren znajdował się pod ochroną. W niedzielę miał przechodzić tamtędy prezydencki marsz „Razem dla Niepodległej".

Policjanci spisali dane nauczycielki, ponieważ takie są procedury

– tłumaczy rzecznik.

Na koniec funkcjonariusze zapewnili nauczycielkę i uczniów, że „wszystko jest w porządku i mogą kontynuować zajęcia”. Łaskawcy. Wypada być wdzięcznym, że prewencyjnie nie wsadzili uczestników podejrzanego zgromadzenia do aresztu.

JKUB/”Rz”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych