PIĘĆ PYTAŃ do prof. Zdzisława Krasnodębskiego: "Prawu i Sprawiedliwości udało się, po raz pierwszy od dawna, przebić przez zaporę medialną"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

wPolityce.pl: Panie profesorze, czy pańskim zdaniem sondaż dający Prawu i Sprawiedliwości 39 proc. poparcia, a Platformie 33, to coś jednostkowego, czy też ważna cezura?

Prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog: Jest to jednak potwierdzenie wyraźnej tendencji, widocznej od dawna. Poparcie dla PO malało, a dla PiS-u rosło. Mieliśmy już do czynienia z sondażami, które wskazywały na równe poparcie dla obu partii. Teraz pojawiła się przewaga, i to duża przewaga. Po tym wszystkim, co się ostatnio w Polsce dzieje, to w zasadzie trudno się dziwić, że następuje taka zmiana społeczna. Te negatywne informacje dotyczące rzeczywistości politycznej i społecznej, która pod rządami Platformy się ukształtowała, od taśm Serafina, po aferę Amber Gold, po sprawę skandalicznego niedopilnowania identyfikacji ofiar katastrofy smoleńskiej. A z drugiej strony mieliśmy wielki marsz protestu, potężną manifestację sprzeciwu, mamy debaty urządzane przez główną partię opozycyjną, z ekonomistami, teraz o służbie zdrowia. I wreszcie mamy propozycję powołania rządu ponadpartyjnego z bardzo szacownym kandydatem na premiera, który - z tego co wiem i słyszę - jest bardzo pozytywnie odbierany przez społeczeństwo. Oznacza to razem, że Prawu i Sprawiedliwości udało się, po raz pierwszy od dłuższego czasu, przebić przez tę zaporę medialną, i trochę ten wykrzywiony wizerunek naprawić, bo wiemy przecież, że nie odpowiada on prawdzie. Zobaczymy, czy ta tendencja się utrzyma, czy się pogłębi. Należy w tym kierunku pracować, bo myślę, że ludzie oceniający sytuację w kraju racjonalnie nie mają najmniejszych wątpliwości, że rzeczywiście Platforma powinna być od władzy odsunięta.

 

Od dawna można było odnieść wrażenie, że to wielkie poparcie dla Platformy było zwyczajnie kruche, jak kryształ, który przy jednym puknięciu rozpada się na tysiąc kawałków. Teraz PO stoi przed ryzykiem, że raz odczarowane społeczeństwo odwróci się od nich w większym stopniu niż się spodziewają. To może być dosłowne przekucie balonu.

Tak to wygląda. Od dłuższego czasu dało się zauważyć, że choć PO miała wciąż duże poparcie sondażowe, to coraz rzadziej spotykaliśmy idealistycznie nastawionych zwolenników tej partii, entuzjastów. To już się prawie nie zdarzało, a przecież parę lat temu takich ludzi było pełno - zakochanych, z wyraźną nutką tryumfalizmu. Już w czasie ostatniej kampanii wszystko działo się siłą rozpędu, później przyszło expose, które zaprzeczyło tej kampanii. A dziś widzę po ludziach ze środowisk sprzyjających Platformie, że oni stali się dla nas tacy... uprzejmi (śmiech). Niektórzy urzędnicy państwowi także. Myślę, że takie sygnały będą się mnożyły. Sam pan zauważy, że niektórzy koledzy, którzy pana do tej pory nie zauważali, nagle zaczną zauważać. I to jest jakiś wskaźnik socjologiczny. Ja wiem, że te analogie są przesadzone, ale przypomina mi to czas lat 70.

 

Część komentatorów, zwłaszcza internautów, uważa, że ta fala poparcia przychodzi za wcześnie, łatwo ją będzie władzy zgasić, że jest za daleko do wyborów. Inni mówią - to dobrze, będzie jak na Węgrzech, gdzie na długo przed wyborami znany był zwycięzca.

Ci pierwsi to ludzie, którzy chcieliby, żeby zawsze wszystko pasowało do siebie i było wykalkulowane. Oczywiście, historia nigdy się nie powtarza, i my wzorca węgierskiego pewnie nie powtórzymy, ale przecież takich rzeczy nie da się wyreżyserować. Takie poparcie przychodzi, kiedy przyjść musi. Do tej pory Platforma korzystała ze złudnego poczucia bezpieczeństwa, z przekonania, że da się żyć w tej rzeczywistości. Teraz wiele spraw się skumulowało. Nie ma zresztą założenia, że to musi trwać do wyborów. Rząd będzie się opierał, ale przy daleko idącej erozji bazy społecznej będzie musiał szukać jakiś rozwiązań. Koalicjant rozgląda się coraz bardziej na boki. Wielu polityków powinno też obawiać się wybuchu społecznego niezadowolenia, bo wówczas w ogóle mogą wypaść z polityki. Prof. Gliński to dla nich ostatnia szansa, więc raczej bym go - na ich miejscu - nie lekceważył, raczej był rozmawiał. Jak pan powiedział - po takiej wielkiej miłości i wielkich obietnicach może przyjść wielkie rozczarowanie. Zwłaszcza, że sytuacja się szybko zmienia. Miasta są zadłużone, w Krakowie nie płacą nauczycielom, mówi się o bankrutujących szpitalach. I nawet zwolennicy tego rządu, eksperci, wiedzą, że obecny rząd nie jest zdolny do jakiejkolwiek naprawy państwa, śmiałych decyzji. Nie za to go ludzie kochali - kochali za to, że nic nie robił. A dziś już tak się nie da, dalej to trwać nie będzie. Cieszmy się, że następuje zmiana nastrojów, że Polacy stali się realistyczni, nie narzekajmy przesadnie. Nie powinny też mieć miejsca spory o to, kto jest ojcem tego sukcesu, co jak donosi prasa, ponoć dzieje się w Prawie i Sprawiedliwości.

 

Inna sprawa, że sporów "na noże" w PO jest wielokrotnie więcej niż w PiS, a jakoś nie przyciągają one szczególnej uwagi dziennikarzy.

Tak właśnie jest. Warto dodać, że ten sukces to nie jest wynik, jak stwierdził jeden z dziennikarzy, nowych twarzy. Na to składa się wszystko. Trzeba mieć wdzięczność wobec tych wszystkich, którzy o sprawie smoleńskiej mówili, i o tej sprawie zapominać nie można, należy to kontynuować, tak samo należy kontynuować manifestacje i protesty, a jednocześnie budować konstruktywną alternatywę, przyciągać tych wszystkich, którzy chcą być przyciągnięci. A że będą chcieli skłócić, co widać na przykładzie manipulacji wokół polemiki prof. Glińskiego ze śp. Prezydentem, to oczywiste.

CZYTAJ TAKŻE: Prof. Gliński odpowiada "Newsweekowi": To manipulacja medialna. Nie nazwałem IV RP "demokracją ciemniaków", nie doszło do "bardzo ostrego sporu"

 

Warto zauważyć, że nawet w najczarniejszych latach "reakcji" III RP opozycję popierała 1/4 wyborców. Tych ludzi, mimo olbrzymiej presji, nie zawiódł instynkt.

Tak, ale warto też doceniać to spontaniczne organizowanie się, te wszystkie stowarzyszenia. Było w tym, po katastrofie smoleńskiej, poruszenie emocjonalne, ale potem była też wytrwała praca wielu ludzi, połączona z niewygodami, z kosztami. Ja w obozie konfederacji widzę ludzi niezwykle ideowych, zaangażowanych. To był i jest wielki potencjał. I podczas tych wszystkich spotkań, także moich, martwiono się, że to jest właśnie idealistyczna mniejszość, że większość nie daje się przekonać. Dziś ta praca daje owoce, widać zmianę, i chodzi teraz o to, by wytrwać na tym kursie.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych