NASZ WYWIAD. Gmyz o komunistycznych agentach w MSZ: Taka współpraca jest w moim przekonaniu niebezpieczna dla funkcjonowania państwa

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Archiwum Cezarego Gmyza
Fot. Archiwum Cezarego Gmyza

- wPolityce.pl, Stefczyk.info: Jaki był przebieg dzisiejszej rozprawy w procesie, jaki wytoczył Panu Tomasz Turowski?

Cezary Gmyz: Rozprawa miała dość dramatyczny przebieg. Najciekawsze zeznanie składał Piotr Jegliński, który czuje się zdradzony przez Turowskiego i te jego zeznania miały charakter bardzo emocjonalny. W pewnym momencie Jegliński określił Turowskiego mianem komunistycznego kapusia. Sam Turowski pojawił się w sądzie w tragicznym towarzystwie – dwóch ochroniarzy oraz czterech oficerów departamentu pierwszego, na czele z generałem Henrykiem Jasikiem, ostatnim szefem I Departamentu MSW, a później pracującym w UOP. Oprócz tego byli pracownicy IPN, którzy dowodzili tego, czemu zaprzecza Turowski – że Departament I był częścią Służby Bezpieczeństwa. Poza tym zeznawał Jakub Opara, pracownik kancelarii prezydenckiej, na temat okoliczności w jakich poznał Turowskiego.

Turowski nie był przesłuchiwany, ale zadawał liczne pytania, od czasu do czasu dogadując coś. A między nim, a Jeglińskim było widać spore napięcie psychologiczne i to, że Turowski mocno się denerwuje.

 

- Jakie roszczenia wobec pana wystosował?

Turowski żąda ode mnie 50 tys. złotych, przeprosin oraz zaprzeczenia niektórym rzeczom, które napisałem o nim w swoich tekstach.

 

- Czy gdyby miał Pan jeszcze raz pisać teksty o tej sprawie, zmieniłby Pan coś?

W swoim warsztacie nic bym nie zmienił, ponieważ wiedza jaką wówczas zdobyłem była ogromna i dość szczegółowa. Ale gdybym pisał ten tekst dzisiaj, to dopisałbym wiele nowych rzeczy, których dowiedziałem się już po powstaniu tego tekstu.

 

- Na przykład?

Na przykład dzisiaj dowiedziałem się, jak wygląda krąg znajomych Turowskiego. Dowiedziałem się też, że nadal utrzymuje kontakty z jezuitami. Jeden z jezuitów wystawił mu zaświadczenie, w którym utrzymuje, że Turowskiego nie było w Rzymie w czasie zamachu na Jana Pawła II. Warto wspomnieć też o jego licznych podróżach od połowy lat 80. aż do dziś, w których Turowski często podróżował do Moskwy oraz parę innych rzeczy, które uzupełniają naszą wiedzę o tym człowieku.

 

- Czy takich niejasnych postaci jak Turowski może być więcej w administracji i polskim MSZ?

Z całą pewnością tak. Sam opisałem jeszcze jeden przypadek oficera wydziału nielegalnego, który do dzisiaj pracuje w MSZ, czyli Leszka Ostrowskiego, który pracował na Białorusi. Na pewno takich osób jest więcej. W Smoleńsku na płycie lotniska w kwietniu 2010 r. czekał jeszcze jeden oficer, tym razem ze służb wojskowych, czyli Jarosław Drozd, który nadal pracuje dla MSZ-tu.

 

- Jak obecność takich ludzi w administracji może wpływać na polskie służby i państwo?

To bardzo źle świadczy, że polska dyplomacja wciąż zatrudnia ludzi, którzy byli oficerami komunistycznych służb specjalnych. To są ludzie, którzy przez wiele lat działali przeciwko opozycji, przeciwko Kościołowi i de facto – przeciwko Polsce. Utrzymywanie w MSZ tak dużej liczby funkcjonariuszy mających korzenie w tajnych służbach PRL-u kłóci się nie tylko z elementarnym poczuciem przyzwoitości, ale ze zdrowym rozsądkiem. Taka współpraca jest w moim przekonaniu niebezpieczna dla funkcjonowania państwa.

not. mf

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych