Rodzice uczniów likwidowanej szkoły przy granicy polsko-czeskiej, w geście rozpaczy używali ostatecznych argumentów, mówiąc że skoro państwo polskie likwiduje im szkołę, to nie zostało im już nic innego, jak wysłać dzieci do szkoły po czeskiej stronie. Zwróciłem się z tym do minister Szumilas. Pani minister rządu polskiego odpowiedziała z rozbrajającą szczerością, że jeśli ktoś planuje zapisać swoje dzieci do szkoły za granicą, to ma do tego pełne prawo
- mówi w rozmowie z portalami wPolityce.pl i Stefczyk.info poseł PiS, były wiceminister edukacji Sławomir Kłosowski.
wPolityce.pl, Stefczyk.info: W ubiegłym roku rząd zlikwidował ok. 1000 szkół. W tym roku planuje likwidację kolejnych 2500. Walczył pan o zachowanie kilku szkół na Opolszczyźnie, interweniując w tej sprawie u minister Szumilas. Jakie efekty?
Sławomir Kłosowski: Starałem się o to, by w szczególnych przypadkach dotyczących likwidacji szkół, decyzję mógł zakwestionować kurator. Na Pomorzu mieliśmy spektakularną likwidację placówki - nomen omen - w Piekle, w powiedzie sztumskim, która była specyficzną szkołą, stworzoną z prywatnych pieniędzy na prywatnej działce, na terenie - co podkreślam - Wolnego Miasta Gdańsk. To była szkoła podstawowa stworzona dla 24 uczniów i dla tylu właśnie opłacało się ją stworzyć, wybudować i utrzymywać. Niestety nie udało się jej uratować w momencie, gdy w ubiegłym roku chodziło do niej 54 dzieci, o 30 więcej, niż planowali założyciele tej szkoły. Ona się nie opłacała Platformie. Dla takich szkół sprzeciw kuratora byłby zbawienny, bo doprowadziłby do tego, że można by taką szkołę zachować.
Drugi przypadek, inny pod względem geograficznym i charakterystyki ogólnej pochodzi właśnie z opolszczyzny. Krańcowe, południowo-zachodnie granice naszego kraju, powiat głubczycki, gmina Kietrz, miejscowość przy samej granicy Ściborzyce Wielkie. Likwidowano tam szkołę, zmuszając uczniów do dojeżdżania do odległego Kietrza lub Głubczyc. Uczniowie mieliby bliżej nawet do Opawy albo do sąsiedniej, czeskiej miejscowości. Rodzice byli zrozpaczeni. W geście rozpaczy używali już ostatecznych argumentów, mówiąc że skoro państwo polskie likwiduje im szkołę, to nie zostało im już nic innego, jak wysłać dzieci do szkoły po czeskiej stronie. Zainterweniowałem do pani minister Szumilas w postaci interpelacji, aby jako minister wymogła na samorządzie, na wojewodzie ocalenie tej szkoły. Miałem nadzieję, że pisząc interpelację do pani minister, utrzymaną w tak dramatycznym tonie, z zapytaniem czy państwo polskie dba o swoich obywateli, dba o to, żeby dzieci były nauczane w języku polskim, czy nie warto przywrócić tego weta kuratora, otrzymam należną tym ludziom pomoc.
Otrzymał pan?
Otrzymałem odpowiedź, która w najczarniejszych snach mi się nie śniła. Pani minister rządu polskiego odpowiedziała z rozbrajającą szczerością, że jeśli ktoś planuje zapisać swoje dzieci do szkoły za granicą, to ma do tego pełne prawo. Minister, który tego typu odpowiedź przedstawia na interpelację, następnego dnia powinien być zdymisjonowany przez premiera, bo to odpowiedź kuriozalna.
Fragment interpelacji posła Sławomira Kłosowskiego do prezesa Rady Ministrów w sprawie likwidacji szkół w woj. opolskim na granicy polsko-czeskiej:
Mam świadomość, że ustawa o systemie oświaty, niestety, pozostawia decyzje o likwidacji szkół do wyłącznej kompetencji jednostki samorządu terytorialnego, a ostatnia jej nowelizacja autorstwa Pana rządu pozbawiła kuratora oświaty możliwości sprzeciwu wobec likwidacji szkół, co skutkuje takimi właśnie problemami jak opisany przeze mnie. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że dwie z likwidowanych szkół zlokalizowane są zaledwie kilka kilometrów od granicy z Republiką Czeską, a rodzice rozważają możliwość posyłania swoich dzieci do szkół w granicznych czeskich miejscowościach, liczę na osobiste zaangażowanie się Pana w rozwiązanie tej kwestii i pozostawienie szkół. W zaistniałej sytuacji i przy obecnym nastawieniu rodziców, władz samorządowych i związków zawodowych sprawa ta z oczywistych względów przekracza wymiar samorządowy i staje się sprawą o znaczeniu państwowym.
Odpowiedź minister Krystyny Szumilas na interpelację posła Sławomira Kłosowskiego:
Odnosząc się do kwestii szkół przygranicznych, uprzejmie informuję, że zgodnie z art. 16 ust. 5b ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty obowiązek szkolny lub obowiązek nauki może być spełniany także przez uczęszczanie do szkoły za granicą na podstawie umów międzynarodowych lub porozumień o współpracy bezpośredniej zawieranych przez szkoły, jednostki samorządu terytorialnego i organy administracji rządowej lub w ramach programów edukacyjnych Unii Europejskiej, a także w szkole przy przedstawicielstwie dyplomatycznym innego państwa w Polsce. O spełnianiu obowiązku szkolnego w tej formie decydują rodzice dziecka. Nie przewiduje się wprowadzenia jakiegokolwiek ograniczenia w tym zakresie.
Tymczasem, po nieudanym odwołaniu jej z funkcji, okazuje się, że pani minister jest przez premiera szczególnie broniona?
Tu bym polemizował. Pan premier w ogóle nie obronił pani minister, jeżeli chodzi o kwestie merytoryczne. Skupił się na wypominaniu mi tego, że byłem 6 lat temu wiceministrem. To była główna linia obrony pana premiera. Natomiast do żadnego z tych zarzutów, które były sformułowane we wniosku pan premier się nie odniósł. Zamiast odnosić się do zarzutów merytorycznie, odnosił się do nich demagogicznie, próbując sprowadzić dyskusję na inne tory. Nie padła odpowiedź na likwidację szkół, nie padła odpowiedź na brak miejsca w przedszkolach, na idiotyzmy programowe pomijające sześciolatków w programie szkolnym, nie padła odpowiedź na kuriozalną sytuację związaną z brakiem ubezpieczeń ZUS-owskich dla osób, które przejmują zakładanie szkół. Na żadną z merytorycznych kwestii premier nie odpowiedział. Gdy ktoś nie ma argumentów, to ucieka się do kwestii demagogicznych i to był klasyczny tego przykład.
Jak minister Szumilas odpowiedziała na te zarzuty?
W debacie pani minister nie zabrała w ogóle głosu. Na pytanie pana marszałka Grabarczyka czy raczy odpowiedzieć na zarzuty zawarte w i wystąpieniach klubowych i we wniosku, pani minister pokręciła głową i stwierdziła, że nie będzie odpowiadała. Nie dziwię się, bo nie była przygotowana. Skoro premier nie odpowiadał na temat, to znaczy, że również minister nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Zarzuty były zarzutami niepodważalnymi. Gdyby pani minister wystąpiła, musiałaby po prostu przyznać, że tych wszystkich rzeczy nie zrobiła. Wolała więc milczeć niż przyznawać się do swoich błędów.
Jak pan widzi w tym kontekście przyszłość polskiej szkoły? Jaka jest szansa na jej uratowanie?
Odpowiem tak: pani minister została uratowana, ale polska szkoła nie. Charakterystyczne jest to, że uratowanie ministra będzie powodowało to, że z polską szkołą będzie coraz gorzej, bo pani minister systematycznie, świadomie czy nieświadomie, ale polską oświatę niszczy. Uratowanie pani minister będzie powodowało to, że te zniszczenia będą postępowały.
Minister Szumilas argumentuje decyzję o likwidacji szkół brakiem środków finansowych. Okazuje się jednak, że ministerstwo przeznacza aż 270 mln zł na edukację mniejszości narodowych i etnicznych, czyli aż 20 proc. więcej niż w ubiegłym roku. Jak to rozumieć?
To jest kolejne kuriozum. Najlepiej przemawiają przypadki konkretne, podam jeden z nich, który wymieniłem także w czasie uzasadnienia wniosku o odwołanie minister Szumilas. Szkoła Podstawowa nr 13 w Kędzierzynie Koźlu, gdzie władze namawiały stowarzyszenie mniejszości niemieckiej na Śląsku Opolskim, ażeby to stowarzyszenie przejęło tę szkołę. Stowarzyszenie podjęło pozytywną decyzję. Dlaczego? Bo subwencja oświatowa zawiera tzw. wagi wyrównawcze subwencji oświatowej. Są to abstrakcyjne wagi, mające przełożenie na środki finansowe. Otóż, za to że ktoś, w tym przypadku stowarzyszenie, prowadzi szkołę mniejszościową z językiem mniejszości narodowej, może uzyskać dodatkowe środki w wysokości ponad 200 procent kwoty subwencji. Załóżmy więc, że subwencja oświatowa na ucznia w szkołach polskich wynosi ok. 5000 zł, to jeżeli będzie ją prowadziło stowarzyszenie mniejszości narodowej, dostanie ok. 12000 zł. Trudno się więc dziwić, że z budżetu państwa poprzez subwencję oświatową na szkoły mniejszościowe, prowadzone przez stowarzyszenia, wypływają takie krocie. W tym konkretnym przypadku rzecz jest doprecyzowana. Trzeba wiedzieć też, że taka szkoła prowadzona przez stowarzyszenie zatrudnia nauczycieli nie w oparciu o kartę nauczyciela. W związku z tym ma dodatkowe oszczędności z tego tytułu. Jest zatem obawa, że to kuriozalne podejście do takiego traktowania subwencji oświatowej, preferuje się mniejszości narodowe, w tym przypadku mniejszość niemiecką na Śląsku.
Sprzyja to więc zamykaniu polskich szkół a rozwojowi szkół mniejszościowych, które hojnie wspiera z własnego budżetu polskie państwo?
Właśnie tak. Tym większy mamy smaczek tutaj, na terenie województwa opolskiego, jeżeli chodzi o mniejszość niemiecką, która jest tutaj bardzo ekspansywna. Uczestniczy ona we władzach województwa opolskiego, ma swojego wicemarszałka w zarządzie województwa opolskiego. Był taki moment, że mniejszość niemiecka rządziła wręcz w województwie opolskim, a więc jest to realna siła polityczna. Są takie gminy, w których mniejszość niemiecka stanowi większość i decyduje. To spora liczba przypadków, zwłaszcza w powiecie Strzelce Opolskie, w powiecie Oleskim. Natomiast jeżeli słyszymy o tym, że mniejszość niemiecka przejmuje szkoły, to jest to obraz ekspansywności mniejszości niemieckiej na Śląsku Opolskim, co na pewno nie powoduje dobrego klimat współżycia Polaków i Niemców na Śląsku Opolskim. Jeżeli dodatkowo władza publiczna, samorządowa zachowuje się właśnie w ten sposób, że oddaje szkoły Niemcom - niby w kontekście finansowym, ale do opinii publicznej dochodzi jasny przekaz, niekoniecznie finansowy- to na pewno nie buduje dobrej atmosfery.
Co w takim razie dalej z polską oświatą? Rząd konsekwentnie realizuje swój szkodliwy dla edukacji program. Widzimy, że nie skutkują wielomiesięczne strajki głodowe, petycje, protesty, próby zdymisjonowania odpowiedzialnej za ten stan rzeczy minister. Czy jesteśmy bezsilni wobec tego, co się dzieje?
Myślę, że doszliśmy do bardzo ważnego momentu, w którym trzeba porozmawiać o systemie demokratycznym w państwie polskim, bo to, co miało miejsce właśnie w czasie debaty nad wotum nieufności, ta potężna arogancja, odpowiadanie nie na temat, uszczypliwości, świadczy o tym, że ktoś jest tak dalece utwierdzony w sile swojej władzy, że właściwie to czy zabierze głos czy nie, i tak się obroni. To jest sprawa struktury demokratycznej państwa. Trzeba się poważnie zastanowić w jaki sposób doprowadzić do sytuacji, w której władza nie będzie reagować tak arogancko. Wiem, że to kwestia indywidualna każdej władzy. Jedna jest bardziej wrażliwa, nigdy by nie dopuściła, by na strajki głodowe działaczy opozycyjnych, profesorów, intelektualistów zareagować z tak niewiarygodnym lekceważeniem, inna nie zwraca na to najmniejszej uwagi. Ostatnio na prezydium zostałem poinformowany o bardzo ważnej kwestii. Okazuje się, że projekt opozycji, nasz PiS-owski projekt specustawy, dotyczącej lekcji historii w liceach i gimnazjach, jest celowo spowalniany przez panią marszałek. Kierowany jest najpierw do biura analiz sejmowych, później do rządowego centrum legislacyjnego, a teraz z kolei, mimo że jest już gotowy do poddania pod obrady, ma czekać na inny projekt w tej sprawie. To są rzeczy kuriozalne, świadczące o arogancji, świadczące o tym, że nasza demokracja jest demokracją kulawą. Znaczy to, że dysponując większością - nawet jeśli nie jest specjalnie wielka, bo sejmowa większość PSL-PO to większość kilkunastu posłów - można w tak arogancki sposób w demokratycznym państwie prawa się zachowywać. Myślę, że to przerosło działania twórców demokracji.
rozm. M. Nykiel
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133259-nasz-wywiad-slawomir-klosowski-w-wyniku-dzialan-minister-szumilas-mniejszosc-niemiecka-przejmuje-polskie-szkoly