Wspólna Polska? Profesor Wiesław Binienda: "Tak, boję się o swoje bezpieczeństwo. Nie ukrywam tego i mam w Polsce ochronę"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Profesor Wiesław Binienda, uznany naukowiec badający zachowania materiałów, przedstawił wczoraj na otwartym spotkaniu zaprezentowanym przez warszawski Klub "Gazety Polskiej" wyniki swoich badań. Na naszym portalu przeprowadziliśmy z tego ważnego wydarzenia relację na żywo.

CZYTAJ: Prawda o Tragedii Smoleńskiej: ważne spotkanie z prof. Biniendą i posłem Macierewiczem. Relacja na żywo, minuta po minucie !

Tu przypomnijmy tylko konkluzję: brzoza w Smoleńsku żadnym sposobem nie mogła wyrwać skrzydła tupolewa, którym leciała polska elita ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim. I to pomimo zastosowania przez profesora wskaźników zawyżających twardość brzozy i zaniżającą siłę i wytrzymałość samolotu! Co więcej, jeżeli skrzydło miałoby upaść tam gdzie spadło, to musiało odpaść na wysokości 26 metrów, a nie jak twierdzą Rosjanie, kilkunastu metrów! I trzeci wniosek - jeśli wydarzenia miałby wyglądać tak jak dowodzi MAK, to samolot powinien wyryć w leśnym terenie kilkunastometrowej szerokości pas. A nie było po tym śladu - cy wynika ze zdjęć satelitarnych!

Po spotkaniu profesor odpowiadał na pytania z sali, zadawane na kartkach i odczytywane przez redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" Tomasza Sakiewicza. Jedno z nich brzmiało:

Czy nie boi się pan o swoje bezpieczeństwo?

Profesor Wiesław Binienda, na co dzień mieszkający i pracujący w Stanach Zjednoczonych, odpowiedział:

Boję się, co będę ukrywał, jak najbardziej się boję. Mam panów, którzy mnie tu pilnują, więc myślę, że będzie OK. Faktem jest iż dostałem bardzo wiele pogróżek. Mogę je ignorować, ale moja żona powiedziała: "lepiej nie ignoruj".

Wcześniej profesor opowiadał o donosach jakie nadchodzą na niego. Jak mówił, są wysyłane falami, wyraźnie organizowane. Dodał:

Władze polskie, rząd polski powinien zachęcać naukowców do tego by pracowali nad tym tematem, powinien tez udostępnić rysunki techniczne samolotu

- mówi profesor. Sala zareagowała gorzkim śmiechem. Naukowiec dodaje:


Tak jest w Stanach Zjednoczonych, moja uczelnia zachęca mnie bym nad tym pracował. Mój szef przyszedł do mnie i pogratulował mi po jednym z  donosów na mnie, bo takie dochodzą: "Widzę, że pan robi dobrą, ważną rzecz".

Zapytany przez inną osobę z sali o niszczenie przez Rosjan wraku tupolewa, wybijanie szyb, pocięcie na kawałki, potem wystawianie go na deszcz i słońce, wreszcie "wypucowanie" chemikaliami, stwierdził:

Odpowiem tak - to nie pada deszcz, to plują nam w twarz.

Wracając jednak do wątku ochrony - fakt, że polski naukowiec angażujący się w wyjaśnienie tragedii smoleńskiej musi w naszym kraju być pod ochroną mówi o obecnej sytuacji dużo więcej niż niejeden sążnisty artykuł.

gim

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.