wPolityce.pl: Na plakacie filmu "Bitwa Warszawska 1920" widać dwóch żołnierzy bolszewickich biegnących przed tankietką. Ten z lewej to Pan. Jak to się stało, że zagrał Pan w filmie?
Andrzej Rafał Potocki, dziennikarz, kaskader (na plakacie pierwszy z lewej): Zagrać to zbyt dużo powiedziane. Byłem tam jednym z kaskaderów konnych. Moja przygoda z filmem zaczęła się w VIII klasie szkoły podstawowej. Mój wuj, znany operator TVP, wkręcił mnie do produkcji serialu "Raszyn". Oczywiście jako statystę. Byłem na zmianę żołnierzem polskim i austriackim. Trzy lata później, kiedy trenowałem jeździectwo w klubie sportowym CWKS Legia, reżyser Kawalerowicz wziął od nas 40 koni i pojechaliśmy do filmu "Śmierć prezydenta".
Potem już przez następne kilka lat jeździłem w ponad dziesięciu filmach. Nie zdałem przez to do 4 klasy. Ale było to tak fascynujące, że do dziś tego nie żałuję. Po dwudziestu latach przerwy przypadkiem zetknąłem się z grupą kaskaderów konnych Andrzeja Kostrzewy za Słupna. East Riders Stunt Team. Nomen omen zdarzyło się w 2005 roku, podczas rekonstrukcji 200 - lecia bitwy pod Austerlitz.
Przypadliśmy sobie do gustu i zacząłem z nimi jeździć. Całą naszą grupę zaangażował Jerzy Hoffman do produkcji "Bitwy Warszawskiej 1920". Jesteśmy chyba jedyni w Polsce, którzy w 20 osób potrafią jeździć konno w szykach, spadać i walczyć pieszo na bagnety. Stąd zdjęcie na billboardzie, bynajmniej nie na koniu.
Jak wyglądała praca nad filmem? Ile trwała? Była ciężka? Jakieś przygody?
Zdjęcia trwały z przerwami od II połowy czerwca ubiegłego roku do końca września. Na zmianę to jeździliśmy konno, to walczyliśmy pieszo. Raz Polacy, raz bolszewicy. Taki film to jak służba w prawdziwej kawalerii. 6 rano pobudka, czasem i o 3. Nakarm zwierzaki, załaduj do transportu. Rozładuj. Napój. Taki trawojad potrafi wypić 10 wiader wody dziennie. I daj mu to wszystko.
Aha! Jeszcze charakteryzacja, przebierka w mundury, troczenie siodeł. Potem zmiana planów. Teraz z Polaków przedzierzgnąć się trzeba było w Ruskich. Przytroczyć siodła, czyli te wszystkie rzemyczki, fidrygałki, sakwy, koce, ogłowia przepinać na bolszewicką modłę. I to biegiem w 34 stopniach ciepła w cieniu. Tak lato było cholernie gorące. Na końcu wieczorne karmienie i od 22.30 do 6 wolne. Po dwóch tygodniach w siodle człowiek się przyzwyczaił i nawet wódki się trochę zdążył napić. Pytacie o przygody.Toż to jedna wielka przygoda. Nie było dnia bez wrażeń. Szarże w 300 koni, wybuchy, walki wręcz w okopach, jakichś cmentarzach, starych zaułkach ulic.
Z tym zdjęciem na plakacie wiąże się pewna historia. Biegliśmy we czterech bolszewików po bruku i po oddaniu salwy przez polskich harcerzy trzeba było wykonać spektakularny upadek. Każdy opracował sobie swój. Ja postanowiłem dostać w nogę. Założyłem ochraniacze na łokieć i kolano. Biegnę. Skaczę przez trupa, jakiś worek i salwa. A tu krawężnik. Musiałem zrobić krok więcej i lecę. Wszystko zgodnie z planem. Ląduję na łokciu, potem na kolanie i ... zapomniałem o głowie. Strzeliłem skronią o bruk. Potem przeleciało po mnie całe ruskie natarcie. Z 50 statystów. Jeden poprawił mnie jeszcze butem w obolałą czaszkę. Po scenie podnoszę się. Łepetyna pęka w szwach. Udaję, że nic się nie stało. Wszyscy chwalą, że ładnie wyszło. Ostatnie zdanie miał jednak operator Sławomir Idziak: "Pięknie tylko poza kadrem. Jeszcze jeden dubel". Do tej roboty trzeba mieć twardy łeb.
Widział Pan już film? A jeśli nie, to czego się pan spodziewa?
Nie widziałem. Z tego co mówią znajomi batalistyka jest ponoć fantastyczna. Aktorzy też stanęli na wysokości zadania. Obawiam się tylko, czy realizatorzy poradzili sobie z fabułą. Dość trudno będzie spiąć te wszystkie wątki, żeby trzymało się kupy. Zobaczymy. Może nie Oskar, ale krew się poleje strumieniami. Jak w 1920. Tylko trzeba go obejrzeć w 3 D. Nowa jakość.
Był pan dziennikarzem, i to znanym oraz dobrym. Pracował Pan m.in. w "Życiu" i dawnym "Newsweeku". Dlaczego odszedł pan z zawodu? Co robi teraz?
Dziękuję. Ożeniłem się i przeprowadziłem na wieś. Pod Gdańsk. Jestem z dala od centrum wydarzeń. Poza tym trafiła mi się okazja i zająłem się budownictwem. Zostałem developerem. Poprawiłem trochę stan moich finansów.
A gdyby pan był dziennikarzem jaki tekst by Pan napisał? Coś chodzi po głowie?
Tęsknię za zawodem. To jest wspaniała praca. Kończę interesy i często chodzi mi po głowie, żeby wrócić. Chciałbym robić co robiłem. Zawsze interesowała mnie publicystyka polityczno-historyczna. Zresztą ciągle jest o co walczyć. Wystarczy przejrzeć "Uważam Rze". Zastanawiałem się wiele razy od czego by tu w razie czego zacząć. Gdyby to było dziś, napisałbym o tym filmie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/118905-nasz-wywiad-andrzej-r-potocki-kaskader-i-dziennikarz-o-grze-w-filmie-bitwa-warszawska-1920-jak-w-prawdziwej-kawalerii